czwartek, 31 lipca 2014

|81|. Alex

Pogoda sprzyjała. Rano myślałem, że cały dzień przeminie wolniej... A tu już stałem przed lustrem w garniturze i zawiązywałem krawat. Nie miałem do tego daru. Ślęczałem w miejscu już chyba z pół godziny i nie mogłem go zawiązać. Już miałem się poddać, gdy przypomniałem sobie, jak David się chwalił, że potrafi wiązać krawaty. Nie było czasu na myślenie. Za godzinę powinienem być pod kościołem. Co jak co, ale spóźniony świadek to marny świadek. Zbiegłem po schodach. Kuzyn zamieszkiwał pokój piętro niżej, więc musiałem zachować trzeźwy umysł przypominając sobie, który miał numer pokoju. Stanąłem przed 256A. Nie wiem skąd taka numeracja, jak hotel nie był za duży... Nie czas o tym myśleć. Zapukałem cicho. Nic. Zapukałem więc ponownie, tym razem mocniej.
- Proszę... - Usłyszałem słaby głos.
- Dave, ja... - Zaniemówiłem ujrzawszy kuzyna leżącego w łóżku. - Nie gadaj, że zaspałeś! - Podszedłem do niego bliżej. - Ślub jest za niecałą godzinę... Rusz zadek i wskakuj w garniak.
- To mi pomóż wstać. - Wyciągnął rękę.
- Zaraz... Ty jesteś chory?
- No, a jak myślisz?
- Ale...
- Spokojnie, pójdę na ślub. Ostatnią rzeczą było by to, że bym się nie pojawił.
- W takim stanie? - Zmartwiłem się. - Chłopie, przecież ty masz z czterdzieści stopni gorączki! - Powiedziałem dotykając jego czoła.
- Trzydzieści dziewięć - trzy, dokładnie. - Uśmiechnął się blado.
- Nigdzie nie pójdziesz w takim stanie.
- Nie jesteś moim ojcem, żeby mi rozkazywać. - Poszedł do łazienki prawdopodobnie się przebrać.
Akurat teraz musiał się rozchorować... Chyba dodatkowo na głowę. On powinien leżeć i pakować w siebie leki, a nie leźć na ślub. Matt na pewno by to zrozumiał. Był inteligentny i wyrozumiały, więc gdybym mu opisał całą tą sytuację...
- Gotowy. - David uniósł ręce.
- A, właśnie... Pomógłbyś? - Spojrzałem na niego błagalnie. - Nie mogę sobie z tym poradzić... - Wręczyłem mu krawat.
- Przecież cię uczyłem... - Mruknął.
- No wiem, ale...
- Masz. - Przerwał mi oddając rzecz.
- Już?! - Zdziwiłem się. - Tak szybko?
- Żadna filozofia. - Wzruszył ramionami. - Idziemy?
- Czekaj... - Stanąłem przed lustrem pospiesznie zakładając krawat. - Dobrze jest?
- Mhm.
- To spadamy.
Wyszliśmy pospiesznie z jego pokoju. Dave zostawał za mną w tyle przez osłabienie. Nie podobało mi się to, ale cóż mogłem poradzić? Chce iść, to niech idzie... Jest wolnym człowiekiem.
- Alex... Zapomniałem czegoś... Zaczekasz chwilę?
- Jasne. A czego zapomniałeś?
- Telefonu.
- To szybko. - Dałem polecenie, po czym usiadłem na schodach.


Cała ceremonia wyszła zgodnie z planem. Było pięknie, romantycznie i takie tam. Staliśmy teraz przed kościołem. Matt z Breaną w centrum zainteresowania, ja z Dai zboku.
- Ładnie wyglądasz. - Odważyłem się do niej odezwać. 
- Dzięki. - Mruknęła. - Ty też niczego sobie.
- E, tam ja... - Machnąłem ręką. - Facet w garniturze to norma, ale jak się widzi ładną kobietę w ładnej sukience to co innego.
- Możesz przestać? - Syknęła.
- Okey. - Speszyłem się. - To, że nie jesteśmy razem nie powinno wpływać na nasze relacje.
- Teraz chcesz o tym gadać? - Była coraz bardziej zirytowana. 
- Taaak? Teraz. - Mówiłem z ociąganiem. - Słuchaj, zostańmy chociaż przysłowiowymi przyjaciółmi.
- Mhm. - Odpowiedziała tak, że nie wiedziałem, czy zatwierdziła moją propozycję, czy tylko odpowiedziała cokolwiek, żeby mnie spławić.
- Diana, myśl poważnie...
- Znalazł się spec, od poważnego myślenia! - Powiedziała podniesionym głosem. - Trzeba było się nie pakować do łóżka z tą greczynką. 
- Ja... Nie... - Zacząłem. - O rany... A ty znowu! - Prychnąłem. - Mam tego dość!
- To po co poruszałeś ten temat?!
- Ja?
- Możesz się zamknąć z łaski swojej i nie robić awantury przed kościołem. - David podszedł bliżej upominając mnie.
- Ale sam widzisz... - Chciałem się jakoś wytłumaczyć.
- Nie kończ. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - Diana odeszła od nas idąc w stronę Jamie'go.
- Świetnie! A już z nią rozmawiałem. - Nasuwałem pewne aluzje w stronę kuzyna.
- Jeżeli to była rozmowa, to ja jestem baletnicą. - Przewrócił oczami.
Wsiadłem z nim do wynajętego samochodu. Zazwyczaj wynajmowałem jakieś osobówki za granicą. Reszta zespołu robiła podobnie. Zaproszonych na wesele było wielu. Matt miał dużą rodzinę, podobnie Breana. David siedział obok mnie w ciszy. Widziałem, że nie jest w najlepszym stanie więc nie chciałem mu zawracać głowy swoimi problemami. Wyjechałem z parkingu i pokierowałem się za innymi samochodami zmierzającymi w stronę lokalu, w którym miało się odbyć wesele.