sobota, 26 lipca 2014

|76|. David

Znowu ten sam scenariusz. A może trochę inny? Uciekałem z matką przez jakieś chaszcze. Prawdopodobnie to był las koło domu. Można to nazwać lasem? Jakieś gęste krzaki? Nie o tym mowa. On biegł za nami. Wiedzieliśmy oboje z matką czego chciał. Pieniędzy? Zrozumienia? Nie. On chciał władzy. Władzy nad ludźmi, z którymi przebywał. Którymi się zajmował. Czemu właśnie my? Czemu nikt o tym nie wie? Dogonił mnie. Matka na to pozwoliła. Złapał za moją bluzkę i ciągną z powrotem do domu. Ona się przyglądała. Nic nie robiła. Dlaczego? Dlaczego nie chciała mi pomóc widząc co się dzieje?

Otworzyłem oczy. Ujrzawszy znajome otoczenie odetchnąłem z ulgą. Jak dobrze było czuć się bezpiecznym. Usiadłem na łóżku i przeczesałem ręką włosy. Wciąż nie mogłem dojść do siebie.
- O, już nie śpisz? - Usłyszałem radosny głos Alexa z kuchni.
- Tak...
- Koszmary? - Dopytał spoglądając na mnie zza blatu.
- Skąd wiesz? - Odwróciłem się do niego przodem.
- Mamrotałeś coś przez sen, więc się domyśliłem. Kawy?
- Chętnie. - Wstałem i poszedłem do niego. - Masakra... - Mruknąłem siadając na wysokim krześle.
- Jakbym znał jakiś przepis na pozbycie się koszmarów to bym ci powiedział. - Zaśmiał się podając mi kubek z kawą.
- Dzięki. - Od razu napiłem się łyka. - Robisz dobrą kawę. - Uśmiechnąłem się.
- To nie ja. To ekspres. - Parsknął śmiechem. - Ja praktycznie nic nie potrafię robić w kuchni.
- Jak to? - Zdziwiłem się. - A to jak ciągle gotujesz?
- Zjadliwe to w ogóle jest?
- Skoro jeszcze żyję, to... Tak.
- Pocieszające. - Skrzywił się lekko.
- Kontaktowałeś się z Milesem? - Zapytałem bawiąc się widelcem leżącym na blacie.
- Tak. Wylatuje jutro jak my wszyscy.
- A Diana?
- Eh... Powiedziała, że dostanie się tam na własną rękę.
- Liczysz na to, że poleci innym lotem?
- Może troszkę. - Klasnął w dłonie. - No, to jedziemy kupić garnitur.
- Ale... Przecież powiedziałeś, że dasz mi jakiś swój. - Wolałem przypomnieć. Nie lubiłem jeździć na zakupy.
- Nie pozwolę Dave, żebyś szedł w jakimś ubraniu po mnie.
- A mi się nie podoba to, że mnie utrzymujesz... - Burknąłem. - To, że kupujesz mi ciuchy, że zapłaciłeś za pobyt w hotelu i w ogóle...
- Spokojnie. - Uniósł dłoń. - Mi to nie przeszkadza. Mam dość pieniędzy, żeby utrzymać siebie i ciebie.
- I tak mi się to nie podoba.
- To umówmy się tak. - Usiadł i wziął głęboki oddech. - Jak znajdziesz tutaj pracę to obiecuję, że będziesz zostawiony sam sobie.
- W sensie, że samodzielny? - Spodobała mi się ta opcja.
- Tak. Totalnie wolny. - Gestykulując rękami podkreślił znaczenie tych słów. - Nawet można tu znaleźć tanio mieszkanie.
- Brzmi fajnie. Dzięki. Za wszystko.
- Jeszcze nie dziękuj. Najpierw jedziemy po garnitur. - Wstał z krzesła i wyszedł do przedpokoju. - Ubierz się szybko i chodź. Czekam na dole.
Zostałem sam w domu. Tak jak Alex mówił, ubrałem się i wyszedłem z mieszkania zamykając je dokładnie. On czekał na mnie stojąc przy swoim motorze.
- Jedziemy tym? - Wskazałem palcem.
- Tak, a masz coś przeciwko?
- Nie. - Fajnie, dwóch kolesi na jednym motorze. Ten Alex to ma pomysły.
- Wstydzisz się staruszka? - Zadrwił z siebie.
- Oj, tak. I to bardzo. - Zaśmiałem się.
- To wsiadaj.


- Wyglądam jak pajac. - Stojąc przed lustrem marudziłem jak dziecko.
- Dobrze przecież jest. - Alex poprawił mi koszulę. - Jak będziesz marudził to spędzimy tu czas do wieczora zamiast wrócić do domu i zjeść śniadanie. 
- Na które i tak już jest za późno. 
- Sam nie chciałeś, żebym zatrzymał się przy barze, więc cierp ciało jak chciało.
- Sraty pierdaty. Chcę już stąd iść.
- Nie wybrałeś jeszcze garnituru.
- Po co mi... Na litość Boską!
- Nie pójdziesz przecież w dresie... Chłopie, rusz mózgiem!
- A może go nie mam?
- A może masz, tylko go nie używasz jak trzeba? - Wepchnął mi do rąk kolejny wieszak. - Masz, przymierz to.
- Rany... - Jęknąłem wchodząc do przymierzalni.
- Do fryzjera też cię zabiorę. - Powiedział jak tylko wyszedłem z przymierzalni.
- A jeśli zaprotestuję?
- Nie masz wyjścia. - Podszedł i przyglądnął mi się. - Ten jest dobry.
- W końcu! - Ucieszyłem się.
- Ale...
- Nie! Nie! Nie! Ten jest dobry! - Wpadłem już w histerię. 
- Żartowałem. - Zaczął się śmiać. - Chciałem zobaczyć twoją reakcję.
- Idź ty kapucynie. - Parsknąłem.
- To jak będzie z tym fryzjerem?
- Pomyślę. Jak na razie to idę się przebrać.
- Idź, tylko nie wsiąknij tam. - Klepnął mnie w ramię.
Coś w tym było. Stałem przed lustrem przebrany już w swoje ciuchy i patrzyłem na swoje odbicie. Byłem niesamowicie podobny do Alexa, jak na jego kuzyna. Czasami miałem wrażenie, że jesteśmy braćmi. Szkoda, ale to nie możliwe. Z transu myślowego wyrwał mnie głos zniecierpliwionego kuzyna. Czas iść.