- Hej, nie przeszkadzam? - Usłyszałam za sobą głos. - Jak, tak to przyjdę za chwilę.
- Nie przeszkadzasz. - Odwróciłam się uśmiechając się zarazem. - Co tam?
- Eh, denerwuję się. - Breana usiadła na łóżku obok mnie i wzdychnęła głośno. - Matt chyba też, bo od rana łazi po pokoju w tę i z powrotem. - Zaśmiała się nerwowo.
- Spokojnie. - Spojrzałam jej w oczy. - Będzie dobrze. Pannie młodej nie przystoi się denerwować. Masz być piękna i uśmiechać się!
- Wiem...
- Pomogę ci w tym. - Wstałam energicznie chwytając ją wcześniej za rękę. - Chodź, czas założyć suknię.
Ona bez słowa wstała i poszła za mną. Zamknęłam swój pokój na klucz.
- Świetnie wyglądasz, gdzie ją kupiłaś? - Wskazała na moją sukienkę.
- Nie pamiętam... W jakimś tam sklepie. To tu?
- Tak, tu jest mój pokój. - Nacisnęła klamkę.
Wchodząc do środka pierwsze co zobaczyłam to piękna suknia ślubna wisząca na ramie łóżka. Breana podeszła do niej i rozłożyła ją w powietrzu.
- Ładna? - Zapytała chowając się za nią.
- Śliczna. - Mruknęłam. Sama kiedyś chciałam taką mieć... Dobra, za dużo myślę. - Okey... To od czego zaczynamy? - Spytałam.
- Jakby co to wzięłam już prysznic, także oszczędziłam ci dodatkowego czekania. - Mówiła uśmiechając się. - Więc zostaje tylko się ubrać. Dzięki, że mi pomagasz, bo sama sobie chyba z tym nie poradzę.
- Drobiazg.
Przez dłuższą chwilę mocowałyśmy się z zamkiem błyskawicznym, ale w końcu nam się udało. Po około piętnastu minutach Breana była ubrana, więc został makijaż. Przyglądałam się, jak nakładała sobie delikatne cienie do powiek i pomadkę. Włosy miała rozpuszczone, były w odcieniu ciemnego kasztana.
- Słuchaj, ty te włosy masz farbowane, czy... - Przerwałam panującą miedzy nami ciszę.
- Naturalne. - Spojrzała na mnie. Wyglądała ślicznie. - Postanowiłam ich jak na razie nie farbować, szkoda niszczyć.
- Co racja to racja.
- A ty miałaś chyba inne? - Wskazała na mojego koka. - Ciemniejsze, prawda?
- Tak... Specjalnie na twój ślub przefarbowałam na blond.
- Nie zrozum mnie źle... - Zaczęła. - Ładnie ci w takich i w ogóle pasują do twojej kreacji, ale... W ciemnych ci ładniej.
- Mhm. - Mruknęłam jakby nie słysząc tego co przed chwilą powiedziała.
- Gotowa. - Wstała od toaletki. - I jak? - Obróciła się wokół własnej osi, żeby zaprezentować swój wygląd.
- Świetnie. - Uśmiechnęłam się. - A teraz chodź, bo Matt z nerwów zje swoją muszkę jak się będziesz spóźniać na ślub.
- Ty wiesz, że nie pamiętam czy ma muszkę czy krawat? - Zaczęła intensywnie myśleć w celu przypomnienia sobie tego faktu. - Nie wiem w końcu jaką opcję wybrał. - Mówiła, gdy schodziłyśmy po hotelowych schodach.
Na zewnątrz było bardzo ciepło, ale nie gorąco. Gdy weszłam do zimnego kościoła poczułam ulgę. Było tam tak chłodno i przyjemnie. Szłam pod sam ołtarz, tam gdzie było miejsce wydzielone dla świadków. Mijałam po drodze gości siedzących już w ławkach. Trochę przykre jest to, że nie ma tu rodziców Matt'a. Na pewno cieszyli by się z tego, że ich syn znalazł żonę. Co prawda nie mogłam dać Breanie tego tytułu, ale już nie długo...
Ceremonia się zaczęła. Za nami rozbrzmiała znana melodia grana przez organistę. Siedziałam obok Alexa. Obydwoje jak tylko się dosiadłam mruknęliśmy jakieś ciche "cześć". Wszyscy goście obrócili się by spojrzeć na parę młodą. Wyglądali razem uroczo, tak świeżo i czyście.