Korytarz był ciemny, ledwo co oświetlony. Szedłem nim z nadzieją, że uciekłem przed najgorszym. Wyjście z tego mrocznego domu było już blisko. Zbyt blisko by mogło się udać. Ktoś chwycił mnie za rękę. To był On. Tak długo starałem się uniknąć tego spotkania. Niestety, nie dało się. On ściskał moją dłoń jedną ręką, w drugiej trzymając pistolet. Zza jego pleców wychyliła się matka. Myślałem, że będzie po mojej stronie. Myliłem się. Ona go jeszcze podjudzała mówiąc "Zrób to", "Pozbądź się go". Przystawił zimną lufę pistoletu do mojej skroni. Zamknąłem oczy z całej siły...
- David!
- Co?! Co się stało? - Otworzyłem oczy.
- Nic, tylko miałem wrażenie, że... - Alex urwał, był zdenerwowany. - Nieważne.
- Daleko jesteśmy? - Zapytałem go przecierając oczy z resztek snu.
- Nie, za chwilę będziemy w domu. - Na moje pytanie odpowiedział Jamie radosnym głosem, jak nigdy.
- Matko... - Mruknąłem przeciągając się na siedzeniu. - Ten samochód ma niewygodne fotele.
- Wiem. Da się to odczuć po kilku godzinach jazdy. - Alex mówiąc to patrzył na Jamie'go.
- Lepiej nie obrażaj jego bryki. - Szepnął Matt. - W przeciwnym razie obedrze cię ze skóry.
Spojrzałem na Nick'a, który siedział cicho. Auto Jamie'go było duże. Taki jakby van.
- Co mi się tak przyglądasz? - Nick wyrwał mnie z zamyślenia o vanie.
- Ja? - Próbowałem znaleźć odpowiedni argument. - Tak po prostu. - Pomyślałem chwilę. - Swoją drogą daliście wczoraj świetny koncert.
- Dzięki. - Kuzyn uśmiechnął się szczerze. - Matt, ile to zostało do twojego ślubu? - Skierował do przyjaciela. - I w ogóle jak Breana wróciła do domu?
- Zabrała się z żoną Nick'a. - Wyjaśnił. - A jak rozumiem małżonka Jamie'go też skorzystała z samochodu.
- On się pytał o ślub ciućmo. - Zaśmiał się Nick.
- A, tak... Racja... - Wzdychnął. - To już za cztery dni.
- I jak się tam dostaniecie? - Zaciekawiłem się. - Ślub ponoć w Kanadzie...
- DostanieMY. - Poprawił mnie uśmiechając się. - Czuj się zaproszony.
- Żartujesz... - Prychnąłem. - Przecież mnie nawet nie znasz...
- Jesteś kochanym - Tu popatrzył na Alexa - krewnym Turner'a, więc jak mogłoby cię nie być?
- Zabawne. - Alex przedrzeźniał jego ton.
- Miło z twojej strony. - Popatrzyłem przez szybę. - Pewnie będę potrzebował garnituru.
- Dam ci jakiś mój. - Zapewnił kuzyn.
- Aż tak często chodzisz w garniturach, że masz ich po kokardki? - Mój głos był bezbarwny.
- Nie, ale ze dwa na pewno mam. - O, tak. Miał na pewno, ale lepszy humor.
- Mhm... - Przeniosłem wzrok z powrotem za szybę.
- Pytam serio. Co się stało? - Nie dawał mi spokoju gdy tylko weszliśmy do domu.
- Nic! - Krzyknąłem mając już dość. - Alex, daj mi spokój... Rozumiesz?!
- Nie, właśnie nie rozumiem. - Powiedział spokojnie. - Od wczoraj chodzisz jakiś taki... Zmieniony. Co jest?
- Ojciec. - Burknąłem po namyśle. - Zadowolony z odpowiedzi? A teraz idź i zobacz czy cię nie ma w kuchni. - Opadłem na fotel.
- Po pierwsze szczeniaku to mój dom. - Pogroził mi palcem. - Po drugie...
- Nie przesadzasz trochę? - Przerwałem mu. - Jestem tylko sześć lat młodszy, a traktujesz mnie jak dziecko.
- Nie traktuję cię jak dziecko. - Przewrócił oczami. - Chcę ci tylko pomóc. Odkąd powiedziałeś mi całą prawdę o wuju, martwię się o ciebie.
- Obawiam się, że nie powiedziałem ci całej prawdy... - Mruknąłem pod nosem.
- Że co? - Podszedł do mnie siadając na stojącej na przeciwko kanapie. - Mów.
- Nie... - Chciałem zmienić temat, ale miałem w głowie pustkę.
- Słuchaj, to jest ważne. - Jego głos był stanowczy. Bardzo przypominał swojego ojca.
- Nie jest. - Odwróciłem od niego wzrok.
- Chcesz rozwiązać całą tą sprawę, czy wrócić do domu i udawać, że wszystko jest okey?
- Zacznijmy od tego, że tam nie wrócę. - Syknąłem.
- Dobra... - Przeczesał ręką włosy. - Jak długo miałeś zamiar tam mieszkać?
- Do pełnoletności.
- Ale przecież...
- Wiem, że mam 22 lata! I co z tego? Nie mogłem od niego uciec.
- Czemu?
- Zagroził mi. Uwierz. Chciałem stamtąd zwiać jak najwcześniej, ale on twierdził, że nie pozwoli sobie na to co ty zrobiłeś swojemu ojcu.
- Czyli co? - Udawał tępego, albo naprawdę nie wiedział o co chodzi.
- Przecież zwiałeś z domu w swoje osiemnaste urodziny. Nie pamiętasz?
- To był mój pierwszy błąd. - Zaśmiał się gorzko. - Przez to nie mam kontaktu z ojcem. Raz na jakiś czas matka do mnie dzwoni, ale to tyle... Nic więcej. Jak więc uciekłeś od niego?
- Byłem z matką w Grecji. Miała wyjazd służbowy i uparłem się, że chcę jechać. Stamtąd złapałem samolot za uzbieraną kasę i wróciłem do Anglii. Nie mając się gdzie podziać pomyślałem o tobie. Wiedziałem, że mi pomożesz...
- A właściwie Diana to zrobiła... - Patrzył pusto przed siebie. - Słuchaj David... Rozumiem cię. Naprawdę. - Wstał i idąc do sypialni jeszcze na chwilę się zatrzymał. - Teraz dam ci spokój. Już wiem wszystko. Dobranoc Dave. - Zniknął za drzwiami.
- Dobranoc. - Powiedziałem już właściwie sam do siebie.