Są tacy, którzy
uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo
kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo
człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie.
Jan Twardowski
U
|
ciekam z
miejsca, gdzie reszta się kłóci. Wpadam do swojego pokoju i zamykam za sobą drzwi
kartą magnetyczną. Otwieram energicznie szafę, po czym wyciągam spod łóżka
pustą już walizkę. Zaczynam wrzucać swoje ubrania do środka. Ciskam tym
wszystkim, nie zważając że rzeczy się pogniotą.
Pakuję jeszcze kosmetyki z
łazienki, wszystko co potrzebne na drogę spakowałam do podręcznej, sportowej
torby, włącznie z portfelem i innymi rzeczami, po czym wychodzę z pokoju. W
recepcji podaje kartę do pokoju recepcjonistce, z prośbą, by gdy tylko zauważyła Alexa,
oddała mu ją.
- Dziękuje – mówię i wychodzę.
Obcasy stukają głośno na twardej powierzchni.
Na mieście wymieniłam pieniądze
w kantorze, więc teraz nie przejmując się niczym, dzwonię po taksówkę.
Przyjeżdża po dziesięciu minutach.
Taksówkarz pomaga mi wpakować
walizkę do samochodu, po czym sama wsiadam na tylne siedzenie.
- Na lotnisko – nakazuje, rozsiadając się i przykładając dłoń do
skroni.
Znowu się rozklejam. Po cichu łkam pod nosem, tak, by kierowca nic nie
zauważył. Po pięciu minutach jazdy dojeżdżamy na miejsce. Dziękuje, płacę i
kieruje się w stronę kasy biletowej. Kupuje bilet do domu. Po przejściu
wszystkich kontroli kieruje się już w stronę samolotu.
Siadam w samolocie obok obcego mężczyzny. Ma na oko 22 lata. Długie,
ciemne włosy i piwne oczy. Zajmuje miejsce przy oknie i zaczynam czekać na
start. Denerwuje się – nigdy nie lubiłam latać. W końcu samolot rusza po pasie
startowym. Brunet, siedzący obok mnie, zauważa moje zdenerwowanie.
- Dobrze się pani czuje? – Pyta.
- Jakbym szła na ścięcie – odpowiadam i po chwili żałuje że użyłam tego
sformułowania.
- Proszę pani, jeśli tak chce przeznaczenie, to nie ma rady – spinam
się, gdy słyszę jego słowa.
- Co to ma znaczyć?
- To, co powiedziałem.
- Tak, ale co takiego pan powiedział?
- Świetnie pani zrozumiała
- Tak – odpowiadam – ale łudziłam się, że nie rozumiem. Nie lubię
samolotów.
- Nie było widać nic a nic – odpowiada, ale wiem że zauważył. – Jeżeli chce
pani o tym nie myśleć, może mi pani coś opowiedzieć. Odwróci to Pani uwagę.
Zaczynam mu opowiadać to i owo. Kawałki z mojego życia, trochę bez ładu
i składu, to, co mi akurat przychodzi do głowy. Faktycznie, zaczynam zapominać
o tym, że akurat siedzę w samolocie. Mówię mu o chorobie. O tym, że czeka mnie
operacja. Na te słowa lekko smutnieje, jednak wciąż słucha.
- Niech mi pani opowie, dlaczego pani wyjechała – mówi w którymś
momencie – przecież pojechała pani na rocznicę.
- Nazywa się Alex – mówię – jest moim… Był moim chłopakiem.
Sławny artysta…
- Turner? – Pyta.
- Owszem – kiwam głową. – Byliśmy razem na długo przed dzisiejszym
dniem. Zerwaliśmy, ponownie do siebie wróciliśmy. Nie mówię, że nie było
problemów, ale było też cudownie. Dzisiaj zobaczyłam, jak się pieprzy z jakąś…
pokojówką – ostatnie słowo wypluwam z pogardą. – Nie mówił mi pan jeszcze, jak
się nazywa. Jestem Diana Chantell.
- Nazywam się David Turner – mówi, podając mi rękę – jestem kuzynem
Alexa.
Zamieram. Powiedziałam mu o wszystkim - włącznie z chorobą. A co, jeśli powie Alex'owi? Nie, to niemożliwe. Obruszam się, słysząc to.
- Czemu mi pan nie powiedział, jak się pan dowiedział że chodzi o pana kuzyna?
- Nie chciałem przeszkadzać - mówi i przypomina mi - jest już długo po starcie. Nie ma już turbulencji.