sobota, 5 lipca 2014

|55|. Diana

Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie.
Jan Twardowski

U
ciekam z miejsca, gdzie reszta się kłóci. Wpadam do swojego pokoju i zamykam za sobą drzwi kartą magnetyczną. Otwieram energicznie szafę, po czym wyciągam spod łóżka pustą już walizkę. Zaczynam wrzucać swoje ubrania do środka. Ciskam tym wszystkim, nie zważając że rzeczy się pogniotą.
                Pakuję jeszcze kosmetyki z łazienki, wszystko co potrzebne na drogę spakowałam do podręcznej, sportowej torby, włącznie z portfelem i innymi rzeczami, po czym wychodzę z pokoju. W recepcji podaje kartę do pokoju recepcjonistce, z prośbą, by gdy tylko zauważyła Alexa, oddała mu ją.
                - Dziękuje – mówię i wychodzę. Obcasy stukają głośno na twardej powierzchni.
                Na mieście wymieniłam pieniądze w kantorze, więc teraz nie przejmując się niczym, dzwonię po taksówkę. Przyjeżdża po dziesięciu minutach.
                Taksówkarz pomaga mi wpakować walizkę do samochodu, po czym sama wsiadam na tylne siedzenie.
- Na lotnisko – nakazuje, rozsiadając się i przykładając dłoń do skroni.
Znowu się rozklejam. Po cichu łkam pod nosem, tak, by kierowca nic nie zauważył. Po pięciu minutach jazdy dojeżdżamy na miejsce. Dziękuje, płacę i kieruje się w stronę kasy biletowej. Kupuje bilet do domu. Po przejściu wszystkich kontroli kieruje się już w stronę samolotu.


Siadam w samolocie obok obcego mężczyzny. Ma na oko 22 lata. Długie, ciemne włosy i piwne oczy. Zajmuje miejsce przy oknie i zaczynam czekać na start. Denerwuje się – nigdy nie lubiłam latać. W końcu samolot rusza po pasie startowym. Brunet, siedzący obok mnie, zauważa moje zdenerwowanie.
- Dobrze się pani czuje? – Pyta.
- Jakbym szła na ścięcie – odpowiadam i po chwili żałuje że użyłam tego sformułowania.
- Proszę pani, jeśli tak chce przeznaczenie, to nie ma rady – spinam się, gdy słyszę jego słowa.
- Co to ma znaczyć?
- To, co powiedziałem.
- Tak, ale co takiego pan powiedział?
- Świetnie pani zrozumiała
- Tak – odpowiadam – ale łudziłam się, że nie rozumiem. Nie lubię samolotów.
- Nie było widać nic a nic – odpowiada, ale wiem że zauważył. – Jeżeli chce pani o tym nie myśleć, może mi pani coś opowiedzieć. Odwróci to Pani uwagę.
Zaczynam mu opowiadać to i owo. Kawałki z mojego życia, trochę bez ładu i składu, to, co mi akurat przychodzi do głowy. Faktycznie, zaczynam zapominać o tym, że akurat siedzę w samolocie. Mówię mu o chorobie. O tym, że czeka mnie operacja. Na te słowa lekko smutnieje, jednak wciąż słucha.
- Niech mi pani opowie, dlaczego pani wyjechała – mówi w którymś momencie – przecież pojechała pani na rocznicę.
- Nazywa się Alex – mówię – jest moim… Był moim chłopakiem. Sławny artysta…
- Turner? – Pyta.
- Owszem – kiwam głową. – Byliśmy razem na długo przed dzisiejszym dniem. Zerwaliśmy, ponownie do siebie wróciliśmy. Nie mówię, że nie było problemów, ale było też cudownie. Dzisiaj zobaczyłam, jak się pieprzy z jakąś… pokojówką – ostatnie słowo wypluwam z pogardą. – Nie mówił mi pan jeszcze, jak się nazywa. Jestem Diana Chantell.
- Nazywam się David Turner – mówi, podając mi rękę – jestem kuzynem Alexa.
Zamieram. Powiedziałam mu o wszystkim - włącznie z chorobą. A co, jeśli powie Alex'owi? Nie, to niemożliwe. Obruszam się, słysząc to.
- Czemu mi pan nie powiedział, jak się pan dowiedział że chodzi o pana kuzyna?
- Nie chciałem przeszkadzać - mówi i przypomina mi - jest już długo po starcie. Nie ma już turbulencji.