Zabawa w studiu nagraniowym trwała. Wszyscy już byliśmy nieźle pijani, a przed nami cała noc. Mianowicie nagrywaliśmy nowe kawałki, ale przestaliśmy to robić jak Jake przyniósł alkohol. Siedziałem wygodnie w fotelu z nogami na stole przede mną i słuchałem o czym oni mówią. Kumple z zespołu opowiadali sobie coś, żywo przy tym gestykulując. Nie wiem, która była godzina ale postanowiłem zadzwonić.
- Witam cię słońce. - Powiedziałem po kilku sygnałach. - Jak się masz?
- Miles? - Adele była wyraźnie zdziwiona. - Dobrze się czujesz?
- Jak największym. - Mruknąłem do telefonu. - Kiedy wracasz? Stęskniłem się za tobą...
- No... Właśnie w tym problem... Nie wiem jak ci to powiedzieć...
- Wal śmiało, zniosę wszystko. - Zacząłem się głupkowato śmiać.
- Ja już chyba nie wrócę. - W jej głosie było słychać smutek.
- Nie żartuj. - Spoważniałem. - A... Co z...
- Nami? - Dokończyła. - Nas nigdy nie było Milesie. - Odpowiedziała.
- Rozumiem. - Wściekłem się. - To w takim razie siedź sobie w tej swojej Francji. - Rozłączyłem się i rzuciłem telefonem o podłogę.
- Wszystko w porządku? - Spytał Alan, perkusista.
- W jak najlepszym! - Prychnąłem.
- Widać... - Cała trójka przewróciła oczami.
- Muszę jechać do domu. Odpocząć...
- No chyba nie w takim stanie. - Jake wstał i wyjął telefon z kieszeni.- Zadzwonię po taksówkę.
Nie odezwałem się nic. Opadłem z powrotem na fotel i odchyliłem głowę do tyłu. "S*ka" Pomyślałem.
Otwierając drzwi do mieszkania nie mogłem trafić kluczem do zamka. Jak już byłem w środku rzuciłem marynarkę na sofę w salonie po czym sam usiadłem na wysokim krześle barowym przy blacie w kuchni. Podparłem rękę głową i myślałem. Myślałem, dlaczego mnie tak wystawiła. Mówiła co innego. Coś co nigdy nie wyszło na światło dzienne. A między innymi: "Kocham cię" i te inne - jak się okazało - bzdury. Nagle do głowy przyszedł mi pomysł. Co prawda nie najlepszy... Ale przez ostatni czas już nie mogłem wytrzymać... Wstałem i sięgnąłem do szuflady. Wyjąłem z niej pasek, strzykawkę i narkotyki. Niby się z tego wyleczyłem, lecz to wróciło. Spojrzałem na te przyrządy. "Może lepiej to schować, i zapomnieć?"... Najgorsze było to, że musiałem patrzeć na szczęście innych... Wszyscy z mojego zespołu, jak i z Alexa mieli swoją "drugą połowę". Tylko ja zostawałem w tyle. Może to nie chodzi o charakter, ale kwestię gustu?
Rozpiąłem mankiet koszuli i podwinąłem rękaw do góry. Zacisnąłem pasek na przedramieniu i po dłuższym zastanowieniu wbiłem igłę.
Poszedłem do łazienki przemyć twarz zimną wodą. Gdy to zrobiłem coś nagle zwaliło mnie z nóg.
Osunąłem się na podłogę i oparłem o wannę. Wyjąłem z kieszeni papierosa i zapaliłem. Zaciągając się kilka razy myślałem tylko o jednym - żeby się najlepiej jak najszybciej wykończyć. W końcu dla kogo miałem żyć? "Dla przyjaciół?" - Zaśmiałem się sam do siebie. Postanowienie o jakim sobie teraz pomyślałem to - kupić broń i strzelić sobie kulką w łeb. Dobry pomysł. Ale to jutro... Dzisiaj mam już dość wszystkiego i wszystkich...