Widząc parę stojącą przede mną, którą tworzyli Diana i ten facet zaniemówiłem. To co przed chwilą kobieta powiedziała chyba jeszcze do mnie nie dotarło. Tymi słowami skreśliła nasze wspólne życie. To, że wcześniej zwiała do Włoch to jeszcze nic. Teraz miałem ten związek przed oczami.
- Ja... - Zacząłem wciąż będąc w szoku. - Ja, życzę ci szczęścia. Może z nim ci się uda ułożyć sobie lepiej życie niż ze mną. Masz rację. - Mówiłem bezbarwnym tonem. - A ty. - Zwróciłem się do mężczyzny. - Opiekuj się nią, najlepiej jak możesz. Jeżeli tego nie zrobisz to pożałujesz. Zajmę się tym osobiście. - Pogroziłem mu palcem.
Obydwoje zaniemówili. Chyba nie spodziewali się takiej reakcji z mojej strony. Zawsze byłem narwany w tych sprawach, ciężko było się ze mną dogadać. Teraz zaś byłem spokojny i opanowany. Odwróciłem się od nich bez pożegnania i pokierowałem się w stronę metra. Nie miałem samochodu, więc trzeba było sobie jakoś radzić.
Siedząc w pociągu wyłączyłem się zupełnie. Patrząc pusto przed siebie myślałem, myślałem intensywnie gdzie zrobiłem błąd? Owszem, byłem nerwowy zazwyczaj... I jeszcze ta Grecja... I pokojówka... Oparłem głowę o szybę.
Jak tylko wszedłem do domu David "zaatakował" mnie na wejściu.
- Alex! - Krzyknął. - Nie uwierzysz... Był tu niedawno jakiś facet i... I zabrał wszystkie rzeczy Diany! O co chodzi?
- Odeszła. - Usiadłem ciężko na sofie.
- Jak to? Ona...
- Żyje, żyje. - Rozwiałem jego domysły. - Po prostu znalazła nowego faceta, i odeszła.
- Zaraz... - Usiadł naprzeciwko mnie. - Czegoś tu nie rozumiem. Przyjmujesz ją pod swoje skrzydła, opiekujesz się a ona robi ci coś takiego?! - Był wyraźnie zbulwersowany.
- Cóż poradzę. - Wzruszyłem ramionami. - Widocznie nie jest mi pisane życie z nią...
- Ale wy do siebie pasujecie. - Pomachał mi ręką przed oczami. - Patrz jak do ciebie mówię.
- Nie pasujemy, skoro nie jesteśmy razem.
- Gówno prawda! Może wy tego nie widzicie, ale osoby trzecie tak.
- Gdzie Miles? - Postanowiłem zmienić temat.
- Poszedł już jak widzisz... - Przewrócił oczami. - Wracając do...
- Mówił coś ciekawego? - Przerwałem mu.
- Był uśmiechnięty i wesoły jak zawsze. Po prostu wtedy mu coś odwaliło...
- Pewnie leki zaczęły działać.
- Co? Jakie leki?
- Od lat ma kontakt z psychiatrą. Widocznie przepisał mu coś. I działa. - Uniosłem triumfalnie ręce.
- Świetnie, ale...
- Żadnych ale! - Przerwałem mu znowu. - Nie chcę o tym dzisiaj rozmawiać. Daj mi spędzić ten wieczór w samotności.
- Okey, jak sobie chcesz. - Wstał i poszedł do kuchni. - Napijesz się czegoś?
- Czegoś mocnego najlepiej. - Rozsiadłem się wygodniej.
- Zgoda. - Szukał w szafce odpowiedniego alkoholu. - Masz tylko jakąś resztkę whisky.
- Może być... - Potarłem dłonią oczy.
David rozlał trunek do dwóch szklanek i podał mi jedną.
- Twoje zdrowie kuzynie, żeby ci się lepiej w życiu układało ode mnie. - Mruknąłem smętnie.
- Dzięki. Tobie też życzę szczęścia w miłości.
Stuknęliśmy czubkami szklanek i wypiliśmy do dna.
- Idę się położyć, jeżeli pozwolisz. - David przeciągnął się i zaczął iść w kierunku sypialni. - Mogę tam spać?
- Możesz... - Było mi wszystko obojętne.
- Dobranoc w takim razie. - Zniknął za drzwiami sypialni.
- Dobranoc... - Powiedziałem będąc już samemu.
Wyjąłem z szafy futerał z gitarą elektryczną. Tego mi brakowało. Muzyki. Tak dawno nie poruszyłem tego tematu, że aż się stęskniłem za brzmieniem strun. Podłączyłem gitarę do wzmacniacza, ustawiając go na niską częstotliwość, żeby nie przeszkadzać Davidowi. Postanowiłem zachować spokój w tej sprawie. Mam nadzieje, że kiedyś tego pożałuje, ale teraz... Teraz chciałem sobie poćwiczyć. Nagrywanie i koncerty przed nami. Grając przypomniały mi się koncerty...