Szłam za mężczyznami, unikając spojrzeń Alexa. Wsiadłam na motor i poczekałam, aż oni ruszą autem. Pojechałam za nimi, wciskając gaz. Nie wiedziałam, gdzie mieszka, więc musiałam trzymać się Matta i Alexa. Jechaliśmy niecałe pięć minut, kiedy podjechaliśmy pod wysoki budynek. Wbiegłam za Mattem do mieszkania na trzecim piętrze.
- Miles?! - Krzyknęłam, po czym zobaczyłam go w salonie... z pistoletem przy skroni.
- Diana? - Spytał słabym głosem.
- Co ty robisz?! - Skrzywilam się - dlaczego chcesz...
- "Droga Diano..." - zaczął mówić - "Wiem, że nigdy nie parałyśmy do siebie sympatią, ale postanawiam do ciebie napisać. Nie wiem, dlaczego ci to przekazuje, ale nie mam komu się wygadać, tu, we Francji. Nie kocham Miles'a. Wiem, że zachowuje się jak tania prostytutka, jednak tak jest. Chwile spędzone z nim były odskocznią. Odskocznią od problemów. Nie jestem w stanie mu tego powiedzieć w twarz, więc myślę, żeby do niego zadzwonić. Wiem, że to jest złe. Powiedz mu... że go kocham. Niech myśli że wszystko w porządku, a ja nadal będę w to grać. Już niedługo, Diano. Obiecuję". - Zaśmiał się ponuro - znam to na pamięć. Wysłano Miesiąc temu. Jak długo chciałaś udawać, że wszystko jest okay? - Przeniósł palec na spust - pytałem się ciebie, co u Adele, bo ponoć utrzymywałyście kontakt. Wiedziałaś o wszystkim, ale nic mi nie powiedziałaś. Okłamywałaś mnie!
- Miles, ja...
- Ale mimo to, wybaczam ci. - Uśmiechnął się słabo - Wiesz, nie myśl, że zabijam się przez ciebie. To przez Adele. Wczoraj... zobaczyłem ją tutaj, w Sheffield, z innym facetem. Była... szczęśliwa. Jednak wiedz, że te kłamstwa były złe... - Zamiast po prostu się zabić, on odsunął lekko pistolet, podszedł do mnie i wyszeptał mi do ucha - a nasza tajemnica... zabiorę ją do groby, Diano Cipriano.
Zesztywniałam.
Uśmiech Milesa się poszerzył, jednak nie był to uśmiech szczęścia. Uśmiech był psychopatyczny. On po prostu oszalał. W chwili, kiedy Miles zaczął naciskać na spust, dokładnie przed moimi oczami, milimetry ode mnie, rzuciłam się w jego stronę. Popchnęłam go i pistolet wystrzelił w moją nogę. To były sekundy - rwący ból, szarpnięcie i upadek. Stłumione, męskie krzyki. Krew zaplamiła mi spodnie, ręce i podłogę. Zaczęłam ją tracić. Nie dość, że w ogóle było to niebezpieczne, przez anemię skutki były dwa razy gorsze. Nie wiedziałam co robić. Nagle ogarnęła mnie ciemność. Już nic nie widziałam czy słyszałam.
- Miles?! - Krzyknęłam, po czym zobaczyłam go w salonie... z pistoletem przy skroni.
- Diana? - Spytał słabym głosem.
- Co ty robisz?! - Skrzywilam się - dlaczego chcesz...
- "Droga Diano..." - zaczął mówić - "Wiem, że nigdy nie parałyśmy do siebie sympatią, ale postanawiam do ciebie napisać. Nie wiem, dlaczego ci to przekazuje, ale nie mam komu się wygadać, tu, we Francji. Nie kocham Miles'a. Wiem, że zachowuje się jak tania prostytutka, jednak tak jest. Chwile spędzone z nim były odskocznią. Odskocznią od problemów. Nie jestem w stanie mu tego powiedzieć w twarz, więc myślę, żeby do niego zadzwonić. Wiem, że to jest złe. Powiedz mu... że go kocham. Niech myśli że wszystko w porządku, a ja nadal będę w to grać. Już niedługo, Diano. Obiecuję". - Zaśmiał się ponuro - znam to na pamięć. Wysłano Miesiąc temu. Jak długo chciałaś udawać, że wszystko jest okay? - Przeniósł palec na spust - pytałem się ciebie, co u Adele, bo ponoć utrzymywałyście kontakt. Wiedziałaś o wszystkim, ale nic mi nie powiedziałaś. Okłamywałaś mnie!
- Miles, ja...
- Ale mimo to, wybaczam ci. - Uśmiechnął się słabo - Wiesz, nie myśl, że zabijam się przez ciebie. To przez Adele. Wczoraj... zobaczyłem ją tutaj, w Sheffield, z innym facetem. Była... szczęśliwa. Jednak wiedz, że te kłamstwa były złe... - Zamiast po prostu się zabić, on odsunął lekko pistolet, podszedł do mnie i wyszeptał mi do ucha - a nasza tajemnica... zabiorę ją do groby, Diano Cipriano.
Zesztywniałam.
Uśmiech Milesa się poszerzył, jednak nie był to uśmiech szczęścia. Uśmiech był psychopatyczny. On po prostu oszalał. W chwili, kiedy Miles zaczął naciskać na spust, dokładnie przed moimi oczami, milimetry ode mnie, rzuciłam się w jego stronę. Popchnęłam go i pistolet wystrzelił w moją nogę. To były sekundy - rwący ból, szarpnięcie i upadek. Stłumione, męskie krzyki. Krew zaplamiła mi spodnie, ręce i podłogę. Zaczęłam ją tracić. Nie dość, że w ogóle było to niebezpieczne, przez anemię skutki były dwa razy gorsze. Nie wiedziałam co robić. Nagle ogarnęła mnie ciemność. Już nic nie widziałam czy słyszałam.
Gdy otworzyłam oczy, widziałam biały sufit nad sobą, oraz dwie zamazane postacie stojące przy oknie. Mimo iż nie widziałam za dobrze, doskonale je słyszałam.
- Myślisz, że co z nim będzie? - Spytał pierwszy.
- Zapewne wyślą go do zakładu.
- Ja sam nie wiem... do tej pory był normalny...
- Szaleństwo dopada nas w najmniej oczekiwanych okolicznościach. - Odparł drugi.
- A co będzie z nią? - Zapada cisza.
- Przez swoją chorobę, jej stan jest drastyczny. Nie wiadomo, co będzie.
- Chorobę, czyli anemię?
- Nie, Alex. Coś znacznie gorszego.
- To znaczy?
- To ty nie wiesz? Przykro mi, ale chyba ona sama powinna ci powiedzieć...
- Al... - w tym momencie zapadam w sen.
Znowu ogarnia mnie ciemność i znów nic nie widzę. Ponownie tracę przytomność.
- Myślisz, że co z nim będzie? - Spytał pierwszy.
- Zapewne wyślą go do zakładu.
- Ja sam nie wiem... do tej pory był normalny...
- Szaleństwo dopada nas w najmniej oczekiwanych okolicznościach. - Odparł drugi.
- A co będzie z nią? - Zapada cisza.
- Przez swoją chorobę, jej stan jest drastyczny. Nie wiadomo, co będzie.
- Chorobę, czyli anemię?
- Nie, Alex. Coś znacznie gorszego.
- To znaczy?
- To ty nie wiesz? Przykro mi, ale chyba ona sama powinna ci powiedzieć...
- Al... - w tym momencie zapadam w sen.
Znowu ogarnia mnie ciemność i znów nic nie widzę. Ponownie tracę przytomność.
Nie wiadomo ile czasu później budzę się już całkowicie, a nad sobą widzę znajomą twarz Alexa.
- Hej? - Mówię cicho, niepewnie.
- Hej? - Mówię cicho, niepewnie.