niedziela, 1 czerwca 2014

|21|. Miles

Idąc chodnikiem kopnąłem jakiś kamyk. Przez moment myślałem, ze złość mnie rozniesie... Szedłem porozmawiać z przyjacielem. Wszedłem na klatkę schodową i skocznym krokiem wybiegłem po schodach. Stojąc już przed drzwiami wyciągnąłem rękę w geście zapukania. Coś mnie jednak zatrzymało... Nie byłem pewien swojej niezapowiedzianej wizyty, ale już tu byłem. Za późno. Zapukałem.
- O... - Powiedziała Diana otwierając przede mną drzwi. - Wchodź.
- Ja do Alex'a. - Mruknąłem pod nosem.
- Domyślam się. - Przewróciła oczami. - Śpi.
- Jak to śpi? - Zdziwiłem się. - W środku dnia?
- Nie czuł się za dobrze...
- Przecież on ma dzisiaj koncert. - Coś mi się nie zgadzało w tych informacjach.
- Nie jedzie. - Odparła stanowczo. - Nie da rady mówić.
- To... Co on takiego robił? - Zadałem jej pytanie.
- Może sam mnie o to spytaj? - Usłyszałem za sobą głos.
- Cześć. - Uśmiechnąłem się do przyjaciela. - Faktycznie nie wyglądasz dzisiaj za dobrze... Ale ja nie w tej sprawie.
- O co chodzi? - Oparł się o ścianę jednocześnie przecierając oczy.
- Możemy zostać sami? - Zwróciłem się Diany, która stała i bacznie się przyglądała naszej rozmowie.
- Jasne. - Burknęła. - Jak coś to będę w sypialni. - Rzuciła szybko i zniknęła za drzwiami.
Rozglądnąłem się po mieszkaniu. Panował tam jak zwykle porządek. Co jak co, ale Alex nie był niechlujny. Zawsze wszystko miał poukładane... Ale nie życie.
- Powiesz w końcu to co masz mi do powiedzenia? - Zaśmiał się.
- Tak... - Pomyślałem chwilę. - Bez urazy ale idiota z ciebie.
- A takie stwierdzenie po czym? - Popatrzył na mnie krzywo. Nie mógł mnie zrozumieć.
- Bo jesteś łatwowierny i łatwo ulegasz. Pantoflarz... - Długo skrywana złość wyszła ze mnie na światło dzienne.
- Przyszedłeś mnie wyzywać? - Podniósł głos na tyle ile dał rady, ponieważ szeptał.
- Chłopie, przejrzyj na oczy! - Parsknąłem. - Zniknęła sobie na miesiąc, wróciła z podkulonym ogonem i oplotła cię wokół palca...
- A więc o to chodzi... - Chyba w końcu stało się jasne co mu chciałem przekazać.
- Zostaw ją. Zmarnujesz się... Serio chcesz, żeby drugi raz zrobiła coś takiego? Przecież masz Adele...
- Przestań już. - Burknął na mnie. - To co było to było. I już się nigdy nie powtórzy. - Był pewien tego co mówi.
- Błagam cię... - Zaśmiałem się szyderczo. - Naprawdę wierzysz w coś takiego?
- Miles. - Powiedział spokojnie. - Nie możemy wrócić do siebie z Dianą? Przecież wiesz, że ją kocham...
- Wiem. I dlatego boję się, że sfiksujesz.
- Nie martw się o mnie. - Poklepał mnie po ramieniu. - Będzie tak jak dawniej. - Jego mimika twarzy nie wyrażała tego co mówił. Widać było, że jest zmęczony i zagubiony.
- A Adele? - Pytając patrzyłem jak zareaguje.
- Adele jest moją przyjaciółką. - Oburzył się. - Nic nas nie łączy poza znajomością...
- Ale zaczynało łączyć. - Stwierdziłem ze szczerością. - Kogo ty oszukujesz?
- Owszem, myślałem że ułożę sobie życie na nowo... Ale sprawy przyjęły nieoczekiwany obrót. Ona się zmieniła.
- Skoro tak sądzisz... - Uśmiechnąłem się krzywo.
- Skończyliście już? - Zapytała niepewnie Diana wychodząc z sypialni. - W ogóle czemu rozmawiacie w przedpokoju? Nie zaprosiłeś przyjaciela do salonu? - Skarciła go. - Może się czegoś napijesz? - Skierowała do mnie.
- Nie, dziękuję. - Zdziwił mnie jej miły i uprzejmy ton. - Już lecę, muszę jeszcze popłacić rachunki... - Nagle zaczęło mi się śpieszyć.
- To nie zatrzymujemy. - Dai podeszła do Alex'a i chwyciła jego przedramię.
- Trzymajcie się. - Mrugnąłem do nich i wyszedłem z mieszkania.
Po drodze do domu wpadła na mnie jakaś kobieta. Popatrzyła na mnie, ujrzałem strach w jej oczach. Miała na policzkach rozmazany tusz. Widać, że płakała.
- Zaraz, zaraz... Ty jesteś Adele? - Skojarzyłem fakty.
- Tak. - Powiedziała niepewnie. - Skąd pan wie kim jestem.
- Po pierwsze jesteś sławną aktorką. - Zaśmiałem się. - A po drugie, wiem że znacie się z Alex'em.
- Ty jesteś...? - Przymrużyła oczy, żeby mi się lepiej przyjrzeć.
- Jestem przyjacielem Alex'a. - Dokończyłem za nią. - Co się stało? - Spytałem z troską.
- Problemy...
- On podzielił się ze mną tymi problemami.
- Naprawdę?
- Tak.
Nagle zaczęła szlochać. Podszedłem do niej i przytuliłem ją. Czułem jak się trzęsła, zrobiło mi się jej żal.
- Szłaś do niego?
- Mhm.
- Chodź, pomogę ci. - Objąłem ją i zacząłem prowadzić do domu przyjaciela.
- Dziękuję. - Mruknęła uspokajając się nieco.
- Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość. - Uśmiechnąłem się do niej.
- Alex teraz jest zajęty Dianą... - Powiedziała krzywiąc się. - Sama sobie nie poradzę z tym.
- Wiem. Ale on ci pomoże, bo przejął się tą sytuacją. Widać po nim. Byłaś z tym na policji.
- Właśnie stamtąd wracam...
- I co powiedzieli? - Moja ciekawość rosła coraz bardziej.
- Że mało dowodów. A mam pogróżki w mailach na laptopie, to mówią, że to nie wystarcza... Że to jakiś głupi żart.
- Mhm. - Zastanowiłem się chwilę. - Poradzisz sobie dalej sama?
- Jasne. - Na jej twarzy wystąpił szczery uśmiech. - Dziękuję ci jeszcze raz za wsparcie.
- Drobiazg. To leć do niego. Zapewne się umówiliście dzisiaj.
- Tak. Dzwonił do mnie rano. Co się stało z jego głosem?
- Wszystko ci zapewne opowie. - Mówiąc to patrzyłem gdzieś przed siebie. - To nie zatrzymuję.
- Cześć. - Pożegnała się.
Jeszcze chwile patrzyłem za nią jak wychodziła po schodach. Gdy zniknęła z zasięgu mojego wzroku, ruszyłem z powrotem do domu. Robiło się wyjątkowo ciepło, nadchodziło południe. Rozmyślając o moich dzisiejszych rozmowach przypomniało mi się co miałem zrobić. Zapłacić rachunki.