sobota, 28 czerwca 2014

|48|. Diana

Stałam niewzruszona gdy Alex mnie przytulał. Miałam w głowie te obrazy. Pogrzeb, znicze, moje imię i nazwisko na nagrobku.
"Najwyżej rok".
"Najwyżej rok".
"Najwyżej rok".
"Najwyżej rok".
"Rok".
"Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
Przez to że się o tym dowiedziałam, miałam najgorsze myśli. W końcu otrzeźwiałam i przytuliłam go, łapiąc mocno jego koszulę. Wtuliłam twarz w jego pierś.
- Alex... Muszę ci coś powiedzieć - powiedziałam cicho.
- Najpierw obandażujemy te rany - nakazał.
- Ale...
- Żadnych ale, Dai. - Pociągnął mnie w stronę kuchni i posadził na barowym stołku. Wyjął apteczkę i zaczął bandażować moje przedramię, klęcząc. - Obiecaj mi - spojrzał mi w oczy - że już nigdy tego nie zrobisz.
Odwróciłam wzrok, a gdy milczałam, ten pociągnął mnie w taki sposób, że zgięłam się w pół w jego stronę. Byłam milimetr od jego twarzy.
- Obiecaj.
Jego oczy jakby mnie pochłaniały. Były piękne, piwne i pewne siebie, a teraz wypełniała je troska. Troska o mnie. Zaczęłam skakać wzrokiem po różnych rzeczach w pokoju.
- Dai... - Warknął ostrzegawczo.
- No dobrze, obiecuje! - Mruknęłam, znów natrafiając na jego spojrzenie.
Pocałował mnie lekko i wstał. Nie miał pojęcia że popadałam w paranoję. Alex wyciągnął zza drzwi czarną torbę - w tą, gdzie ostatnio Matt schował wszystkie ostrza.
- Skąd to...
- Musiał podrzucić - zaśmiał się mężczyzna.
- Idę się wykąpać. - Mruknęłam, podchodząc do torby i wyciągając jedną z żyletek.
Alex podejrzliwie na mnie spojrzał.
- No o co ci chodzi? - Zapytałam - to maszynki.
Uniósł brew.
- Do golenia?
Jeszcze wyżej.
- Wiesz, że kobiety golą nogi, prawda?
- To one nie mają naturalnie takich gładkich? - Wydawał się szczerze zdziwiony.
Westchnęłam cicho i chwyciłam ostrze po czym ruszyłam w stronę łazienki.


Krew, pełno krwi. Znowu. Spływała powoli po mojej dłoni, kapiąc do wody która przybierała na chwilę różowawy kolor, jednak po chwili rozcieńczała czerwony płyn. Bandaże od Alexa leżały na podłodze. 
Nie zauważy myślałam znów zabandażuje. Czułam spełnienie, patrząc na rany na ciele. Były takie... uspokajające. Jedyne, o czym mogłam myśleć, to o ciągłym bólu, przeszywającym moje ciało.
- Dai? - Alex delikatnie zastukał w drzwi - wychodź, jeszcze trochę i możesz zemdleć.
- Już idę! - Odparłam głośno i wyszłam z wanny. 
Wymyłam rany pod kranem - piekły, gdy się oczyszczały, po czym owinęłam się białym, puszystym ręcznikiem. Chwyciłam bandaże i znów obwinęłam ramię, mimo iż rany były świeże. Nic się nie stanie. pomyślałam zawsze daje się plaster, więc czemu nie teraz? Pewnie, najwyżej rana zaszłaby ropą, ale co z tego? Za rok miało mnie nie być.
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
- Dai? - Usłyszałam głos Alexa, który wyrwał mnie z letargu.
- Już idę! - Odparłam i z tymi słowami wyszłam z łazienki, wpadając na mężczyznę.