Sama nie wiem, ile spędziłam w zamknięciu. Godzinę? Dwie czy Pięć? A co za różnica, skoro po prostu się mną zabawią, a potem... zabiją. Nie! Potrząsnęłam głową. Nie chcę nawet o tym myśleć, poza tym... wątpie, że Raphael chciałby stracić swoją zabawkę. Próbowałam przęłknąć ślinę, co okazało się być bolesne. Suche gardło piekło jak diabli. Jak na zawołanie, do środka wszedł Raphael z butelką wody.
- Słyszałem, że Alex już nie ma swojej pięknej buźki - zaśmiał się, rzucając mi picie.
Złapałam je z trudem i wypiłam, łapczywie połykając wodę.
- Drań! - Syknęłam, rzucając w niego wodą - suk*nsyn!
Chłopak zezłoszczony, że woda poleciała na jego - zapewnie drogi - garnitur, podszedł do mnie i uderzył mnie w policzek płaską dłonią.
- Nauczę cię posłuszeństwa i uległości, dz*wko. - Warknął - Nie pozwolę ci się tak traktować. Już niedługo dobrowolnie będziesz klękać na kolana i wykonywać swoją robotę...
Naplułam na jego buty, podczas gdy mówił. Skrzywił się i chwycił mnie za włosy, unosząc ciało lekko do góry. Osłabiona nie mogłam się nawet wyrwać, a nawet w pełni sił wątpie, czy miałabym szansę.
- Ostatni raz jestem łagodny - wysyczał mi do ucha - nie zabiję cię, obiecuję, ale następnym razem może zaboleć. - Obejrzał łapczywie moje ciało - a może nawet będzie przyjemnie? Obiecuję, że zabawię się z tobą jak należy.
Rzucił moją głową o ścianę i wyszedł. Chciałam się rozpłakać, ale nie mogłam. Moje oczy piekły, ale były suche, co było jeszcze gorsze. Łańcuchy brzękały przy każdym moim ruchu. Niechętnie oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Nie miałam nadziei że zasnę, ale przynajmniej wiedziałam, że pomoże mi to się trochę uspokoić. Nie rozumiem, jak mój Ex - Raphael - mógł zostać psychopatycznym mafiozą, ale postanowiłam nie wnikać. Z resztą, nic by to nie dało. Postanowiłam myśleć, jak najłatwiej uciec, ale nic mi nie wpadało do głowy.
- Hej! - Krzyknęłam na głos.
Jakiś mężczyzna pojawił się przy kratach. Spojrzałam na niego zalotnie, mając nadzieję że choć trochę wpłynie to na jego decyzję.
- Muszę do łazienki - wymamrotałam, machając rzęsami.
Mężczyzna mimo wszystkich wątpliwości przyszedł do mnie i wziął klucz z kieszeni, odpinając kajdanki. Skorzystałam z okazji, kiedy się nachylał nad drugim zamkiem i dostał łokciem w twarz. Najpewniej złamałam mu nos. Mimo iż cios nie był zbyt silny, bo byłam wyczerpana, uderzył głową w ścianę i upadł nieruchomo. Chwyciłam leżący klucz i gdy byłam wolna, wybiegłam na korytarz. Nikogo nie było w zasięgu mojego wzroku. Biegłam przed siebie, machając rękami, żeby się nie przewrócić. Nie dość, że nie mogłam złapać równowagi przez osłabienie ciała i ciemności wokół mnie. W końcu znalazłam jakieś okno i wyjrzałam na zewnątrz. Przez chwilę nie widziałam nic przez światło, ale po chwili zauważyłam, że jestem aż na 5 piętrze... Lochy na wysokościach? Wymyślili! Wróciłam wzrokiem do środka i kontynuowałam poszukiwanie wyjścia, albo chociaż telefonu. Musiałam tylko unikać ludzi - to kwestia czasu jak zauważą moje zniknięcie.