Gdy wchodziłam po schodach, zobaczyłam idącą wesołym krokiem Dianę. Schyliłam głowę i ukryłam twarz we włosach. Plan się powiódł - kobieta mnie nie rozpoznała. Weszłam na trzecie piętro i zapukałam do drzwi. Otworzył je blady Alex, który jeszcze bardziej (o ile było to możliwe) zbladł na widok mojego makijażu. Uśmiechnęłam się lekko i weszłam do środka po niemym geście zaproszenia od mężczyzny.
- Co się stało. - Zapytał. - Przecież dzwoniłem, że nie dam rady się spotkać... Dzisiaj, ani jutro...
- Wiem. - Mruknęłam. - Można?
- Tak, tak. - Pozwolił mi usiąść na kanapie. - Po co w ogóle pytasz... Chcesz coś do picia? Kiepsko wyglądasz.
- Dzięki. - Prychnęłam po tym jak usłyszałam "komplement". - Chętnie...
- Herbata? To chyba jedyny napój jaki potrafię zrobić... - Zaśmiał się łapiąc za gardło.
- Jesteś chory? - Zapytałam widząc z jaką trudnością Alex mówi.
- Sam nie wiem... Ale to chyba alergia na owoce, które były w tym winie...
- Jakim winie?
- Tym co piliśmy... Ty, Diana i ja.
Wyszedł z salonu zapewne zrobić herbatę. Rozejrzałam się. Wszystko było jakby inaczej poustawiane. Ocknęłam się z zamyślenia jak przyjaciel wrócił do salonu.
- No. To mów co cię trapi. - Usiadł obok mnie i przygotował się do słuchania.
- Więc... - Zaczęłam. - Byłam na tym nieszczęsnym komisariacie...
- Czemu nieszczęsnym? - Spytał przerywając mi.
- Bo zupełnie olali sprawę z jaką do nich przyszłam. - Wzdychnęłam.
- Co, nadal jakieś anonimy? - Zmartwił się.
- Tak... Cały czas dostaję maile z pogróżkami, że mam się wynieść. Co ja komuś zrobiłam? - Ukryłam twarz w dłonie i zaszlochałam.
- Ej, spokojnie. - Usiadł bliżej i objął mnie. - Prędzej czy później to się wyjaśni.
- Ale ja się boję, że komuś się coś stanie... I to przeze mnie. - Przytuliłam się do niego płacząc.
- W sumie... - Sam nie wiedział czy mi powiedzieć, widać że walczył z myślami.
- W sumie co? - Powtórzyłam za nim ciekawa co powie.
- Ostatnio jak wróciłem do domu to miałem na drzwiach naklejony anonim. Było napisane, że mam się od ciebie odczepić... Komu tak zależy, żebyś stąd wyjechała...
- Naprawdę? Tek ktoś wie gdzie mieszkasz? - Przeraziłam się, że ten idiota co mnie zastrasza próbuje namieszać w moim życiu.
- Kij z tym, że wie gdzie mieszkam... Martwię się o ciebie... - Popatrzył pusto na stojący przed nami stolik. - Spróbuj zmienić adres zamieszkania. Chociaż na chwilę.
- Ale gdzie się podzieję? - Ten pomysł wydawał mi się nie za dobry. - Nie ma sensu wynajmować mieszkania... Hotel też odpada.
- Może... - Urwał słysząc, że ktoś puka do drzwi. - Przepraszam na momencik. - Zerwał się z kanapy. - Ostatnio mam tu sajgon... - Zaśmiał się znikając w przedpokoju.
- Cześć, to znowu ja. - Ponownie dzisiaj usłyszałam znajomy głos. - Nie zgubiłem u ciebie portfela? Poszedłem zapłacić za mieszkanie i się wygłupiłem...
- To wejdź dalej, nie stój w progu. - Alex zaśmiał się z goryczą.
- A kogo ja widzę! - Ucieszył się na mój widok, choć może z godzinkę wcześniej się widzieliśmy. - Jak tam?
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się lekko.
- Ajć... Chyba przyszedłem nie w porę. - Włożył ręce do kieszeni.
- Coś leży przy komodzie. - Wskazałam palcem.
- O, i się znalazła zguba. - Miles schylił się i podniósł portfel.
- Miles... - Alex'owi jakby przyszła do głowy myśl. - Ty masz przecież mieszkanie dwupokojowe, prawda?
- No zgadza się. A co? Chcesz się od siebie wyprowadzić? - Popatrzył na niego badawczo z szyderczym uśmieszkiem.
- Nie ja... - Alex przewrócił oczami. - Adele.
- Ja? - Wskazałam na siebie ręką zdziwiona. - Ale, ale...
- Fajnie, chętnie pomogę. - Miles mrugnął do mnie.
- To idź do siebie, zdzwonimy się... - Powiedział do kolegi. - Dziś wieczorem? - Popatrzył na mnie.
- Ale nie powiedziałam czy się zgadzam. - Oburzyłam się, że mężczyzna decyduje za mnie.
- Zgadzasz się, zgadzasz tylko jeszcze o tym nie wiesz. - Zaśmiał się. - Chociaż spróbuj. Na chwilę. Może ci dadzą spokój.
- Szczerze? To wątpię. - Mruknęłam i wypiłam łyk herbaty.
- Adele, mi chodzi o twoje bezpieczeństwo. - Alex popatrzył na mnie krzywo. - A gdzie Miles mieszka, to chyba jeszcze nie wiedzą.
- Okey, więc jesteśmy umówieni. - Potarł ręce. - Do zobaczenia wieczorem. - Zwrócił się do mnie i wyszedł z mieszkania.
- Ty chyba żartujesz! - Wściekłam się na Alex'a. - Jak ja mam z nim zamieszkać?! Przecież ledwo go znam!
- A czy ja ci karzę tam od razu zamieszkać na zawsze? - Powiedział nadzwyczaj spokojnie. - Myślę tylko, że to będzie dobre rozwiązanie. Usiądź i nie myśl już o tych zbirach.
- Porobiłabym coś ciekawego. - Podparłam głowę ręką.
- Wiesz co? - Poskrobał się po głowie. - Mam grę planszową.
- Nie jesteś za stary na gry planszowe? - Parsknęłam śmiechem.
- E tam. - Machnął ręką. - To nie taka prosta gra. Gramy w nią zazwyczaj z chłopakami jak jesteśmy w trasie i nie mamy co robić. Zaraz wracam.
Alex poszedł do sypialni i za chwilę wrócił z pudełkiem.
- Oto ona. - Postawił grę przede mną.
- O co w niej chodzi? - Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- To taki "wykrywacz kłamstw". - Mówiąc patrzył na mnie tajemniczo. - Taka głupia zabawa.
- Mhm. Jakaś chyba nie angielska... - Przekrzywiłam głowę, żeby odczytać nazwę.
- Niemiecka. Kupiliśmy ją na wyjeździe w Niemczech. Co ciekawe pytania i inne rzeczy w niej są napisane po angielsku.
- To dobrze.
- Gramy? - Zapytał.
Kiwnęłam głową. Alex rozłożył szybko grę i zaczęliśmy.
Po godzinie płakałam. Nie ze smutku, ale w końcu ze śmiechu. Brakowało mi tego przez ostatnie dni. Ta gra miała wybitnie głupie pytania, dzięki czemu mieliśmy niezły ubaw. Naszą rozgrywkę przerwały kroki dochodzące z przedpokoju. Diana wróciła.