- Pokaż. - Zbliżyłem się do niej.
- Co? - Udawała, że nie wie o co chodzi.
- Rękę. - Przewróciłem oczami. - Pokaż.
Chwyciłem dłonią jej rękę w nadgarstku i spojrzałem najpierw na nią, później na Dianę.
- Co to za ślady? - Wściekłem się puszczając jej rękę.
- To...
- Cięłaś się? - Odsunąłem się o o krok. - Czy ty jesteś normalna?! - Krzyknąłem.
- Ale to nie jest tak jak myślisz! - Wstała z krzesła.
- A jak? - Przeczesałem ręką włosy. - Powiedz mi, czemu to zrobiłaś? Czemu?
Diana milczała a po policzku pociekła jej łza.
- Ja... - Zaczęła.
- Wiesz co? - Przerwałem jej. - Nic już nie mów!
Wyszedłem z kuchni na przedpokój, wziąłem kurtkę z wieszaka i wyszedłem z mieszkania z hukiem.
Idąc ulicą wściekły wyjąłem papierosa z kieszeni i zatrzymałem się na chwilę, żeby go zapalić. Zapalniczka odmawiała posłuszeństwa, ale w końcu zadziałała. Pokierowałem się w stronę centrum gdzie z daleka widziałem sporą grupkę ludzi. Mijając ich widziałem jak na mnie krzywo patrzyli. Może dlatego, że miałem dość dużego siniaka na skroni? Usłyszałem jak dzwoni mi telefon.
- Halo? - Odebrałem.
- Alex? Heej... Co z Dianą? Wczoraj była w nie najlepszej kondycji...
- Jamie? Skąd wiesz, że... Jak to wczoraj? Byłeś wczoraj u mnie w domu?
- Tak. Masz szczęście, że byłem bo ta idiotka by się zabiła.
- Nie mów tak o niej. - Burknąłem na niego wyrzucając niedopałek.
- Nie da się tego incydentu inaczej nazwać niż czysty idiotyzm. - Odparł. - Zabrałem z twojego domu wszystkie ostrza, bo zastałem ją zakrwawioną.
- To wyjaśnia dlaczego nie mogłem znaleźć żadnego noża. - Prychnąłem.
- Zaraz... Ty jesteś w domu?
- Aktualnie nie. Stoję przed wejściem podziemnym.
- Alex, tobie też padło na mózg?! - Krzyknął na mnie. - Nie jesteś w szpitalu?
- Wyszedłem na własne żądanie. - Zszedłem po schodkach do metra.
- Jak to? Mówili, że powinieneś jeszcze z dwa tygodnie poleżeć po tak poważnej operacji...
- Gówno mnie obchodzi co mówili! - Krzyknąłem do telefonu tak, że ludzie stojący na peronie się na mnie popatrzyli.
- Możesz nie podnosić głosu?
- Nie. Odwal się, i nie dzwoń do mnie więcej! To, że dałeś mi telefon to nie znaczy, że możesz mnie kontrolować!
- Nie kontroluję cię. Dobrze radzę, lepiej odpocznij.
- Mam gdzieś twoje dobre rady! - Rozłączyłem się chowając telefon do kieszeni.
Popatrzyłem na pociąg, który właśnie przyjechał na stację. Nie zdążyłem przeczytać dokąd jedzie, bo trasę miał napisaną na przodzie. Nagle poczułem kłucie w klatce piersiowej. "Co za skończony kretyn!" - Pomyślałem. "Jak mogłem palić w takim stanie?!". Podpierając się usiadłem na ławce i odchyliłem głowę do tyłu.
- Przepraszam, dobrze się pan czuje? - Jakaś młoda dziewczyna podeszła do mnie.
- Tak, tak... - Odpowiedziałem lekko dysząc. - Proszę sobie nie zawracać głowy...
- Przecież widzę, że coś jest nie tak... - Zaczęła szukać czegoś w torebce.
- Jedyne z kim jest nie tak to z moją dziewczyną. - Zaśmiałem się łapiąc za gardło.
- Proszę niech pan to wypije. - Podała mi butelkę wody wrzucając wcześniej do niej jakąś tabletkę.
- Co... To... Jest? - Czułem, że słabnę.
- Spokojnie, jestem lekarzem. Niech pan to wypije.
- Dobra... - Napiłem się kilka łyków i oddałem jej butelkę.
- Wszystko proszę wypić.
- O rany... - Mruknąłem pod nosem, ale posłuchałem.
Gdy to zrobiłem osunąłem się na ławce i po chwili na niej leżałem.
- Kiedy mi to pomoże? - Zapytałem nadal dysząc.
- Za jakąś chwilkę. - Usiadła obok moich nóg.
- Co za fart, że akurat trafiłem na lekarza. - Zaśmiałem się zasłaniając dłonią oczy, jakby mnie raziło słońce.
- No widzi pan. Co jest przyczyną tego ataku? - Przekrzywiła głowę.
- Eh... Miałem kilka dni temu operację...
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
- Dobra, dobra... Palę. Wystarczy?
- Tak. Wie pan, że to nie było rozsądne?
- Teraz wiem. - Podniosłem się powoli do pozycji siedzącej. - Już mi trochę lepiej...
- Trochę?
- Tak... Muszę wracać do dziewczyny.
- Zadzwonić po taksówkę?
- Nie trzeba. - Uniosłem rękę. - Mieszkam blisko.
- Przez pana uciekł mi pociąg. - Zaśmiała się.
- Przepraszam. Nie chciałem.
- Cóż, poczekam na następny. - Wzruszyła obojętnie ramionami.
- Dziękuję pani za pomoc. - Uśmiechnąłem się.
- Nie ma sprawy. Proszę pozdrowić ode mnie dziewczynę. - Wstała z ławki. - Do widzenia. - Wzięła swoją niewielką walizkę do ręki i odeszła.
Patrzyłem jeszcze chwilę za nią. "Po co ja tu właściwie przylazłem?". "Zamiast krzyczeć na Dianę powinienem jej pomóc!". Moje myśli nie dawały mi spokoju. Czas wrócić do domu.
Myślałem, że wejdę do mieszkania bez problemu ale drzwi stawiały opór.
- Kto tam? - Usłyszałem ze środka.
- To ja, Alex. Wpuść mnie. - Oparłem się ręką o framugę.
Drzwi otworzyły się przede mną. Stanęła w nich smutna Diana, która wyglądała jeszcze marniej niż przed tym jak wyszedłem.
- Przepraszam. - Przytuliłem ją w progu.- Czasami nie mogę zapanować nad emocjami.