środa, 11 czerwca 2014

|31|. Miles

Stałem zamyślony oparty o samochód Alexa, podrzucając w ręce kluczyki. Byłem w sumie między młotem a kowadłem... Z jednej strony musiałem dbać o to, żeby Adele była bezpieczna, z drugiej strony musiałem pocieszać przyjaciela. Niewiele myśląc wsiadłem w jego samochód i pojechałem do szpitala, do którego go zabrali.
Będąc już na przed szpitalnym parkingu rozglądnąłem się dookoła w celu znalezienia głównego wejścia. Gdy tylko je zauważyłem poszedłem w ich kierunku. Jak tylko wszedłem na Oddział Ratunkowy zobaczyłem masę ludzi, którzy skierowali swój wzrok na mnie. Uśmiechnąłem się do nich lekko, bo nie wiedziałem co zrobić w tej sytuacji i podszedłem do blatu, za którym siedziała kobieta w białym fartuchu.
- Przepraszam. - Powiedziałem, a ona zwróciła na mnie uwagę. - Przywieziono tu niedawno mojego przyjaciela... Chciałbym wiedzieć co z nim, i w ogóle...
- Nazwisko. - Burknęła ostro.
- Yyy... Turner. - Powiedziałem po namyśle.
- Mhm... - Zaczęła patrzyć w dziennik przyjęć. - Pojechali z nim od razu na prześwietlenie.
- Aha, a gdzie to jest?
- Nie może tam pan iść.
- Niech pani zrozumie... To naprawdę ważne... - Przekonywałem ją.
- Korytarzem prosto a potem drugą alejką w prawo. - Na jej twarzy pojawił się złowieszczy uśmieszek.
- Dziękuję! - Mrugnąłem do niej i poszedłem we wskazanym kierunku.
Idąc tak korytarzem znowu rozmyślałem o tej całej dziwnej sytuacji... Między innymi dlaczego porwano Dianę? Czemu akurat ją? Co takiego zrobiła, że ktoś posunął się do tego? Nim się spostrzegłem, dotarłem na miejsce. Czekałem chwilę przed drzwiami sali rentgenowskiej, aż zobaczyłem że Alex wychodzi z niej ze zdjęciem w ręce.
- Co ty tu robisz? - Ucieszył się na mój widok.
- Miałem cię tak zostawić ofermo? - Zaśmiałem się. - Jak tam, co ci powiedzieli? - Spytałem idąc z nim korytarzem.
- Mam uszkodzoną wątrobę i o mały włos uniknąłem operacji. - Powiedział z ulgą.
- Tak? - Szczerze powiedziawszy też mi ulżyło.
- Dostałem tylko jakieś leki...
- A co z krwią, którą wymiotowałeś? - Przerwałem mu.
- Lekarze powiedzieli, że powinno ustąpić.
- To dobrze. - Poklepałem go po ramieniu. - Widzę, że lepiej wyglądasz niż przed tym jak cię zabrali... Wtedy to wyglądałeś jakbyś umierał... Taki byłeś blady.
- Dali mi przeciwbólowe w karetce. - Zaśmiał się. Widać było, że odżył.
- Podwiozę cię do domu. Co ty na to?
- A ty przyjechałeś tu moim samochodem? - Zapytał z nadzieją.
- No raczej. - Uśmiechnąłem się do niego.
- Dzięki Bogu.
Alex poszedł odebrać wyniki badań. Chwilę później siedzieliśmy w jego samochodzie. Ja na miejscu kierowcy, bo wolałem, żeby on lepiej nie prowadził. Kiedy jechaliśmy była cisza. Żaden z nas się nie odzywał. Nadszedł wieczór. Cały dzień zeszło mi na pomocy w podratowaniu zdrowia Alex'owi. I jeszcze ta wizyta na komisariacie... Dobrze, że policjant obiecał mi zająć się sprawą porwania Dai.
- Co u Adele? - Przyjaciel przerwał długo już trwającą ciszę.
- Zostawiłem ją rano samą, po tym jak wyszedłem do ciebie. Ostrzegłem ją, żeby nikomu nie otwierała bo... Źle by się to jeszcze skończyło.
- Co racja to racja. - Mruknął w zamyśleniu. - Dzięki za podwózkę.
Dojechaliśmy przed blok Alexa. Wysiadłem po nim i rzuciłem mu kluczyki.
- Łap.
- Wracasz do domu? - Zapytał.
- Tak, muszę sprawdzić co z Adele. Mam nadzieję, że wszystko w porządku.
- Ja też... Jak coś to daj znać.
- Dobra... Wyślę ci sms'a.
- Trzymaj się i jeszcze raz wielkie dzięki za pomoc. - Uśmiechnął się do mnie.
- No, cześć.
Po pożegnaniu wróciłem powoli do domu. Jak tylko otworzyłem drzwi Adele rzuciła mi się na szyję. Zaraz po tym cofnęła się zarumieniona.
- Przepraszam... Martwiłam się, długo nie wracałeś. Jak z Alex'em?
- Już dobrze. - Wolałem jej nie mówić wszystkiego. - Idź do salonu, przebiorę się i przyjdę do ciebie.
- Oglądniemy jakiś film? Wiesz... Ciężko mi tak cały czas przebywać w domu i...
- Okey. Nie ma problemu. - Uśmiechnąłem się do niej. - To znajdź coś, a ja idę się przebrać.
Kiedy kobieta poszła do salonu ja stojąc na przedpokoju napisałem sms do Alexa, że wszystko w porządku. Schowałem telefon do kieszeni i pokierowałem się do łazienki. Z mojej twarzy nie znikał uśmiech, ponieważ wiedziałem, że czeka mnie miły wieczór.