poniedziałek, 23 czerwca 2014

|43|. Matt

"Wypadek sławnego Rockmena
 Wczoraj w godzinach popołudniowych doszło do wypadku samochodowego na drodze objazdowej E505. Znany muzyk Alexander Turner (l.28) jadąc wraz z Dianą V. Chantell (l. 26) zderzył się samochodem. Policja oraz świadkowe twierdzą, że za wypadek był winny kierowca samochodu, który wymusił pierwszeństwo. Kamery monitoringu zarejestrowały przebieg zdarzenia. Sprawą zajmą się kom. Adam Anderson, i kom. Dan Hathson." 
- Dziennikarskie hieny... - Odłożyłem gazetę na stolik stojący obok łóżka Alexa.
- Co mówiłeś? - Breana weszła do salki niosąc dwa plastikowe kubki i butelkę wody.
- Nic... Chodzi o to, że dziennikarze zawsze muszą chwycić temat. - Potarłem dłonią oczy.
- Obudził się? - Zapytała spoglądając na przyjaciela. Widziała go pierwszy raz, miała go poznać na wczorajszej kolacji.
- Nie. Wciąż jest nie przytomny... - Odebrałem kubek z wodą od dziewczyny. - Dzięki.
- Może wróćmy do domu? Siedzisz tu u niego od rana...
- Jak chcesz to wróć sama. - Wyjąłem kluczyki od auta z kieszeni i podałem jej.
- Poczekam z tobą. - Przystawiła krzesło obok mojego i usiadła. - Jaki on jest? On i ta jego dziewczyna? - Breana oparła głowę o moje ramię.
- Obydwoje są mocno zakręceni. - Prychnąłem. - Wiesz coś o Dianie?
- Hmm... Tylko tyle, że się wybudziła.
- Mówiła coś? - Napiłem się łyka wody.
- Nie. - Pokręciła przecząco głową. - Jest jeszcze w szoku, bo nie wie co się stało.
- Eh... Jakbyśmy ich nie zapraszali to by nie leżeli teraz i nie walczyli o życie...
- Nie obwiniaj się. - Pogłaskała mnie po ramieniu. - Nie mogłeś przewidzieć co się stanie. Zresztą ja też...
Siedzieliśmy tak w ciszy przez jakieś dwadzieścia minut, gdy zauważyłem jak Alex dusi się. Wezwałem lekarza, który wyjął mu rurkę pomagającą oddychać z gardła i założył na jego twarz maseczkę. Jak lekarz wyszedł podszedłem bliżej do przyjaciela.
- Jak się czujesz? - Spytałem.
W odpowiedzi uniósł tylko rękę i pokiwał nią.
- Tak sobie? - Dopytałem czy dobrze zrozumiałem jego przekaz.
Pokiwał głową. Skrzywił się lekko łapiąc się ręką za klatkę piersiową.
- Miałeś uszkodzone płuco. - Powiedziałem smutno. - Chyba to zoperowali... Nie wiem, bo jestem tu od rana a przywieźli was wczoraj. Wiesz w ogóle co się stało?
Patrzył na mnie wyczekująco.
- Razem z Dianą mieliście wypadek. Jakiś kretyn zajechał wam drogę... Ponoć dachowaliście... Pamiętasz cokolwiek?
Zaprzeczył kiwając powoli głową na boki. Podniósł rękę i wskazał palcem dziewczynę siedzącą za mną. Widać dopiero ją teraz zauważył.
- To Breana. Mieliśmy was zapoznać... - Wyjaśniłem mu.
Alex patrzył na nas chwilę po czym zamknął oczy. Stojąca obok aparatura zaczęła piszczeć. Niebawem przybiegł lekarz i kazał nam wyjść. Opuściliśmy salę, w której przebywał Alex. Na korytarzu słyszeliśmy różne rzeczy mówione przez doktora.
- Tracimy go - Tlen... - Lekarz mówił do pielęgniarek.
- Chodźmy stąd. - Chwyciłem dziewczynę w talii i pokierowałem się do wyjścia z OIOM'u. - Gdzie leży Diana?
- Tam. - Wskazała palcem.
Poszliśmy we wskazanym przez Breanę kierunku. O dziwo Diana siedziała po turecku na łóżku.
- Cześć, jak tam? - Zapytałem kładąc donie na oparciu jej łóżka.
- Wszystko mnie boli. Obeszło się na szczęście bez operacji... Mówili, że moja poduszka powietrzna się otworzyła. A Alexa...
- On miał chyba mniej szczęścia. - Przerwałem jej.
- "Miał"? - Powtórzyła za mną. - Czy on... - W jej oczach pojawiły się łzy.
- Żyje, ale walczą o niego. Kazali nam wyjść z sali.
Kobieta zaczęła płakać zakrywając dłońmi usta. Zbliżyłem się do niej, usiadłem i przytuliłem ją.
- Będzie dobrze. Alex jest silny, nie było sytuacji z której by się nie wylizał.
- Ty jesteś Breana? - Dai uniosła głowę spoglądając na kobietę.
- Tak. Miło mi cię poznać, choć myślałam, że zrobimy to w innych okolicznościach...
- Ja też tak myślałam.
- Pocieszyć cię? - Na mojej twarzy pojawił się grymas. - Już o was piszą w gazecie... - Pokazałem Dianie pierwszą stronę gazety.
- Dzięki... - Przewróciła oczami. - Ale oni są...
- Jeszcze się nie rozkręcili. - Zaśmiałem się gorzko. - Gdzie jest Miles?
- W Niemczech. O niczym chyba nie wie... Jutro ma wracać. Tak przynajmniej mówił.
- Mhm.
- Możecie tu ze mną zostać? - W oczach Dai znowu pojawiły się łzy. - Nie chcę być sama... - Mruknęła dotykając wenflon przyczepiony do jej dłoni.
- Jasne. Jak nas stąd nie wywalą to zostaniemy ile trzeba. - Popatrzyłem na Breanę. - Prawda?
- Tak... - Odparła z niechęcią. Usiadła na krześle po drugiej stronie łóżka i wyjęła telefon.
- Na pewno wszystko w porządku? - Zapytałem widząc jak Diana zbladła.
- Nie... Słabo mi...
- Połóż się. - Poprawiłem jej poduszkę.
Kobieta posłuchała i położyła się patrząc w sufit. Spędziliśmy z dziewczyną jeszcze z godzinę. Gdy Diana usnęła, Breana wstała.
- Nie podoba mi się to. - Syknęła do mnie.
- O co ci znowu chodzi? - Szepcząc patrzyłem czy nie budzimy Dai.
- O to, że rozklejasz się nad nią, jakbyś z nią był. - Oburzyła się.
- Daj spokój. To przyjaciółka.
- Wróćmy do domu... - Pociągnęła mnie za rękę.
- Dobra... Zgadzam się tylko dlatego, że i tak kazali by nam stąd iść... Późno jest...
- Właśnie! Późno jest. - Fuknęła.
- To chodźmy. - Wstałem poprawiając podkoszulek.
Wychodząc z sali Diany popatrzyłem jeszcze za nią. Szkoda mi jej było. Jak straci Alexa to się załamie... Oni są dla siebie stworzeni. Może oni tego nie widzą, ale na przykład ja z resztą zespołu widzimy to jak oni się kochają. Niedawno się zeszli, więc mają trochę do nadrobienia... Niestety ten cholerny wypadek pokrzyżował im plany...