sobota, 14 czerwca 2014

|34|. Alex

Odłożyłem telefon na stół i popatrzyłem na zegarek. Dwie godziny. Za dwie godziny zobaczę się z Dianą. Szczerze powiedziawszy nie wierzyłem w to, że wszystko rozwiązało się tak... Prosto. Spojrzałem jeszcze raz nerwowo na zegarek. Włożyłem kurtkę i wyszedłem z mieszkania. Postanowiłem pójść do Milesa, u którego tymczasowo była Adele.
Stojąc przed jego drzwiami pomyślałem co mam powiedzieć. Gdy przyjaciel otworzył wparowałem do jego mieszkania mijając się z nim w progu.
- Gdzie ona jest? - Zapytałem.
- Siedzi w salonie. - Odparł z kwaśną miną. 
- Kto to jest Mattias? - Syknąłem zdenerwowany do Adele.
- Proszę cię, nie unoś się. - Starała się mnie uspokoić. - To... Mój brat.
- Świetnie! - Prychnąłem. - Czyj brat robi takie rzeczy siostrze?! I jeszcze miesza do tego osoby trzecie...
- Nie wiesz o co chodzi. - Powiedziała smutno. - To wszystko wina ojca... Chce żebym za wszelką cenę wróciła do Francji...
- I o taką bzdurę wynajął mafię? - Cała ta sytuacja była dla mnie chora. - Wiesz co? - Przymrużyłem oczy patrząc na nią. - Żałuję, że cię poznałem. Najlepiej zabieraj się z tego kraju, i zostaw nas wszystkich w spokoju! - Krzyknąłem. 
- Alex... - Łza pociekła jej po policzku. - Jak możesz coś takiego mówić...
- To prawda! Tak, cała prawda! Jakbyś się nie pojawiła w moim życiu, to Diana byłaby teraz u mnie w domu...
- Równie dobrze mogła nie wrócić do ciebie... - Burknęła.
- Możesz się uspokoić? - Miles warknął na mnie stając między nami.
- Ty też masz chyba jakieś klapki na oczach! - Zwróciłem się do niego.
- Jeżeli przyszedłeś tutaj, żeby zrobić awanturę to wyjdź. - Wskazał drzwi.
- Bardzo chętnie wyjdę!
- Mówiłem, uspokój się! - Złapał mnie za ramie.
- Nie odzywaj się do mnie! - Strąciłem jego rękę.
- Posłuchaj, przyszedłeś do mojego mieszkania i robisz awanturę... Nie możesz zrozumieć tego, że zawsze trzeba wysłuchać obu stron?!
- Jakby by ona nie wlazła mi pod samochód to bym jej nawet nie poznał! - Krzyknąłem wskazując oskarżycielsko na kobietę. 
Miles z wściekłości uderzył mnie pięścią w twarz. Długo nie czekał, oddałem mu. Po chwili obydwoje trzymaliśmy się za nosy patrząc na siebie z wrogością. 
- Co jak co, ale żeby przyjaciele się kłócili... Przeze mnie? - Podsumowała Adele, a wtedy obydwoje się na nią popatrzyliśmy. - Wyjadę na chwilę do Francji wyjaśnić wszystkie niejasności dotyczące tych wszystkich...
- Jedź i nie wracaj. - Burknąłem, odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z mieszkania.
Nie dziwiłem się, że ludzie na ulicy przechodząc obok mnie przyglądali mi się ze zdziwieniem. Leciała mi krew z nosa, którą cały czas wycierałem grzbietem dłoni.
Wróciłem do domu i wkurzony kopnąłem stojący w kuchni kosz na śmieci. Zaraz tego pożałowałem, bo musiałem to posprzątać. W ogóle żałowałem mojego wybuchu w stosunku do przyjaciela i Adele. Oni chcieli to ze mną załatwić na spokojnie... Popatrzyłem na zegarek, została jeszcze godzina. Może wcześniej wyjadę z domu? Opuszczona fabryka, do której miałem się udać znajdowała się na obrzeżach miasta. Poszedłem do łazienki w celu przemycia twarzy z krwi, umyłem też ręce. Gdy przeglądnąłem się w lustrze zauważyłem że mam czerwony nos. W sumie to się nie dziwiłem dlaczego. Zgarnąłem kluczki do samochodu z komody na przedpokoju i ponownie dzisiaj wyszedłem z mieszkania.
Kląłem pod nosem widząc sznur samochodów ciągnący się od centrum do wylotówki z miasta. Jazda samochodem w tym mieście była porażką w godzinach szczytu. 
Po godzinie - cudem - udało mi się dojechać do wyznaczonego miejsca. Nie było nikogo. Oparłem się o maskę samochodu i zapaliłem papierosa. Może po dziesięciu minutach ujrzałem samochód wjeżdżający na podjazd przed fabryką. Był to złoty Jaguar. Podjechał przede mnie. Miał przyciemniane szyby, więc nie widziałem kto jest w środku. Patrzyłem oczekująco na drzwi. Po chwili otworzyły się. Diana została wręcz wypchnięta ze środka. Jak się przewracała zdążyłem ją złapać. Ten, kto przywiózł ją tutaj zamkną drzwi i odjechał z piskiem opon.
- Diana... - Mruknąłem przytulając ją do siebie. - Jak się czujesz, wszystko w porządku? - Zapytałem z troską.
- Nie za dobrze się czuję... - Przytuliła się do mnie bardziej. - Ale raczej wszystko okey. - Uśmiechnęła się blado.
- Nic ci nie zrobili? - Przyglądnąłem się jej dokładnie.
- Nie... Ale próbowali. - Zaszlochała.
W tym momencie było mi jej niesamowicie żal. Pogłaskałem ją po głowie, a ona przyglądnęła się mojej koszuli.
- Co ci się stało? - Popatrzyła mi w oczy.
- To? - Wskazałem na niewielką plamę krwi. - Nic... Mała sprzeczka z Miles'em.
- Z Miles'em? - Zdziwiła się. - Przecież on zawsze taki spokojny...
- Masz właśnie przed sobą dowód tego spokoju. - Zaśmiałem się. - Chodźmy, nie stójmy tu. Wróćmy do domu. Naszego domu.
Zaprowadziłem Dai do samochodu i odjechaliśmy sprzed fabryki. Miałem w duchu nadzieję, że to koniec nieszczęść. Wspólnie z Dianą będziemy musieli zapomnieć o tym incydencie porwania. W końcu czas leczy rany.