poniedziałek, 30 czerwca 2014

|50|. Diana

Stanęłam przy blacie i wyciągnęłam notebook'a z skórzanej torby.
- Jesteś dzisiaj jakaś cicha - mruknął Alex w moje włosy, przytulając mnie od tyłu.
- Jestem zmęczona - powiedziałam cicho.
- Przecież spałaś większość dnia - zdziwił się.
- Ale mimo to... chce mi się spać - uśmiechnęłam się blado, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.
Mężczyzna poszedł otworzyć, więc ja skupiłam się na wyszukiwaniu idealnej kreacji na tą okazję. Nie minęła chwila, kiedy usłyszałam znajomy głos wołający moje imię. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam osłupiałego Alexa i stojącego obok niego, roześmianego Jamie'go. Zmarszczyłam brwi.
- Patrzcie co mam dla was! To w końcu wasza rocznica! - Zawołał, wpychając do ręki Alexa jakieś kartki.
Podeszłam bliżej i zobaczyłam, że Alex trzyma dwa bilety lotnicze do Grecji... na dzisiaj w nocy.
- Jaka rocznica? - Zapytał Alex.
- Rok temu się po raz pierwszy spotkaliście. - Odparł.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Wspólna zabawa po koncercie, piwo i dyskoteki. Roześmiany Alex i ja zupełnie pijana.
- Faktycznie, to trzeba uczcić - Prychnęłam. - Nie mogłeś nam wcześniej powiedzieć? Ile to kosztowało?
- Zrzuciliśmy się z zespołem - uśmiechnął się dumny - pakujcie się, odwiozę was na lotnisko, żeby nie trzeba było wzywać taksówki.


Staliśmy w kolejce do sprawdzenia paszportów. Przystępowałam niecierpliwie z nogi na nogę, gdyż była ona baaaardzo długa. Znów spojrzałam na swój bilet, który trzymałam w ręce. Dwa tygodnie w Grecji... Nacisnęłam na bandaż, który strasznie bolał.
- Już nie mogę się doczekać... - Uśmiechnęłam się do Alexa.
- Zaraz będziemy w samolocie - pocałował mnie w czoło.
W tej chwili nie wytrzymałam i go objęłam. To mogły być nasze ostatnie wakacje. "Tylko rok, a potem operacja i 20% szansy na zdrowie". Alex odwzajemnił uścisk, kiedy przyszła nasza kolej.
tumblr_static_a6.gif (500×281)
Oddaliśmy paszporty i skierowaliśmy się do poczekalni. W między czasie zamówiłam gorącą czekoladę, z którą w tej chwili kierowałam się rękawem na pokład z Alex'em u boku. 
- I klasa - przeczytałam na bilecie - skąd wy macie tyle kasy? - Spojrzałam na Alexa.
- Muzyka, słonko - pocałował mnie w policzek i usiedliśmy na jednych z podwójnych foteli. 
Patrzyłam na piękne widoki za oknem, trzymając za rękę Alexa. Kiedy byliśmy już godzinę w drodze, poczułam nagły ból w przedramieniu. Podwinęłam rękaw skórzanej katany i spojrzałam na bandaż. Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy zobaczyłam krew na ręce, przesiąkającej materiał opatrunku. Trąciłam nogą Alexa. Ten, nieco zmęczony, spojrzał na mnie i znieruchomiał.
Z moich oczu poleciały łzy. To bolało... wiem, to było głupie, ale wtedy dałam upust emocjom, teraz wiem, że nie powinnam. Bolało i to cholernie mocno.

niedziela, 29 czerwca 2014

|49|. Matt

- Jak wyglądam? - Przeglądałem się w lustrze.
- Jak James Bond . - Breana przytuliła się do mnie.
- Pytam serio... - Poprawiłem koszulę.
- A ja odpowiadam serio. - Rozpięła mi pierwszy guzik. - Rozepnij to bo wyglądasz jak pajac.
- I tak wyglądam. - Schowałem koszulę do spodni. - Lepiej?
- Taaak... - Pociągnęła mnie za rękę. - Chodźmy już.
- Wzięłaś kluczyki do auta?
- Tak. - Pomachała nimi przed moją twarzą.
- To jedziemy.
Wyszliśmy na podjazd zamykając za sobą dom. Mieszkaliśmy w domu po moich rodzicach. Ponieważ go odziedziczyłem, postanowiłem go nie sprzedawać.
- Gdzie auto? - Breana rozglądnęła się dookoła.
- Wyjątkowo zamknąłem je w garażu. - Otworzyłem drzwi od garażu.
- Czemu tak?
- Słyszałaś o tej ostatniej kradzieży dwa domy obok? Nie wiem jak ty, ale nie chcę znowu wydawać kasy na nową brykę.
- Rozumiem.
- Wsiadaj. - Powiedziałem wyłączając wcześniej alarm w samochodzie.
Sam chwilę później wsiadłem na miejsce kierowcy. Położyłem ręce na kierownicy i wzdychnąłem głośno. Wyjechałem z garażu, po czym wysiadłem i zamknąłem go aby nikt się nie dostał do domu.
Gdy odjechałem z podjazdu coraz bardziej wątpiłem czy chcę jechać. Zatrzymałem się na poboczu.
- Co jest? - Kobieta spojrzała na mnie z troską.
- A co jeżeli będziemy mieć wypadek jak Diana i Alex?
- Nie sądzę. - Pogłaskała mnie po ramieniu. - Jedź.
- Okey... - Włączyłem z powrotem silnik.


- On mieszka w bloku? - Powiedziała szczerze zdziwiona.
- Tak. Widocznie mu tu wygodnie. - Odparłem parkując. - Wysiadamy.
Idąc po schodach na piętro, na którym mieszkał przyjaciel Breana złapała mnie za ramię.
- Dobrze wyglądam?
- Ślicznie. - Pocałowałem ją w usta. 
Zapukałem w drzwi i czekaliśmy. Postanowiłem zapukać jeszcze raz przestępując z nogi na nogę. W końcu drzwi otworzył blady jak ściana Alex.
- Cześć... Co wy tu robicie? 
- Witaj uciekinierze. - Zażartowałem na wejściu. - Możemy zająć chwilkę?
- Jasne, wchodźcie. - Przepuścił nas.
- Czemu uciekinier? - Zapytał na przedpokoju po tym jak zamknął za nami drzwi.
- Jamie chwalił się, że wyszedłeś ze szpitala na własne żądanie. 
- Komu to jeszcze powiedział? - Alex pokręcił głową.
- Jego zapytaj. - Usiadłem na sofie a obok mnie Breana. - Gdzie Diana?
- Nie odzywam się do niego. Mamy ciche dni. - Uśmiechnął się blado. - Dai śpi. Chcecie coś do picia?
- Nie, nie. Nie rób sobie kłopotu. - Machnąłem ręką. - Przyjechaliśmy wam coś ważnego powiedzieć.
- To wyjaśnia wasze eleganckie stroje. - Wskazał na mój garnitur, przenosząc potem wzrok na sukienkę Breany. - Może obudzić Dianę, skoro przyjechaliście do Nas. 
- Jak chcesz.
- To obudzę ja. - Powiedział i zniknął u siebie w sypialni.
Czekaliśmy z pięć minut, aż w końcu ujrzeliśmy wracającego z powrotem Alexa u boku z Dianą. Była tak samo blada jak on. W sumie im się nie dziwię. Pewnie jeszcze nie doszli do siebie.
- No... Więc... - Nie wiedziałem jak zacząć. - Wraz z Breaną, którą niestety krótko znacie...
- Wysłów się w końcu. - Alex parsknął śmiechem.
- Chcieliśmy was zaprosić na nasz ślub. - Wydusiłem w końcu z siebie. 
Przyjaciel siedział na wprost mnie z uniesionymi brwiami. Kobita siedząca obok niego miała podobny wyraz twarzy, ale bardziej obojętny. 
- I jak? - Przerwałem ciszę uśmiechając się krzywo.
- Fajnie. - Alex pokiwał lekko głową. - A kiedy?
- Za miesiąc. A, i mamy jeszcze jedną prośbę...
- Dajesz, zniosę wszystko. - Podparł ręką głowę w geście oczekiwania.
- Miło by było, jakbyście zostali naszymi świadkami. Jako, że jesteś moim najlepszym przyjacielem... I w ogóle...
- Ja z Dianą waszymi świadkami? - Wskazał na siebie nie dowierzając. 
- Nikogo innego nie mam. 
- Rany... - Rozejrzał się po pokoju. Widać, że chwilę myślał. - Zgadzamy się Dai? 
- Tak. - Mruknęła cicho pod nosem. To było jej pierwsze słowo odkąd tu jesteśmy.
- Słowo się rzekło. - Wstałem równo z przyjacielem i poklepałem go po ramieniu. - Dzięki. Jeszcze muszę jechać zaprosić Milesa. On mi tylko został. Jest w domu?
- Pewnie tak. Ostatnio zaczął koncertować więc nie wiem czy uda ci się go dorwać... Ale raczej jest w domu. 
- Mhm. Dzięki za informacje. To lecimy. Bo będziemy musieli zahaczyć jeszcze o urząd. - Tłumaczyłem stojąc już na przedpokoju.
- Miło, że nas odwiedziliście. I przekazaliście tą nowinkę. - Alex mrugnął do Breany. 
- Dobra, stary... Lecimy. Trzymajcie się. 
- No, cześć. - Zamknął za nami drzwi.
Schodząc po schodach z mojej twarzy nie znikał uśmiech.
- Gdzie mieszka ten... Miles? 
- Tak, Miles. Kilka przecznic dalej, więc nie ma co wsiadać do samochodu. Przejdziemy się.
- Jak uważasz... - Breana oplotła dłońmi moje ramię. - Jestem taka szczęśliwa.
Nic nie odpowiedziałem, szedłem prosto przed siebie wraz z kobietą. Wystrojeni tak, musieliśmy wyglądać jakbyśmy wczoraj, albo przed chwilą wzięli ślub. W duchu też byłem szczęśliwy, nie chciałem tego mówić na głos. Nie chciałem, żeby to przeminęło za szybko. 

sobota, 28 czerwca 2014

|48|. Diana

Stałam niewzruszona gdy Alex mnie przytulał. Miałam w głowie te obrazy. Pogrzeb, znicze, moje imię i nazwisko na nagrobku.
"Najwyżej rok".
"Najwyżej rok".
"Najwyżej rok".
"Najwyżej rok".
"Rok".
"Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
Przez to że się o tym dowiedziałam, miałam najgorsze myśli. W końcu otrzeźwiałam i przytuliłam go, łapiąc mocno jego koszulę. Wtuliłam twarz w jego pierś.
- Alex... Muszę ci coś powiedzieć - powiedziałam cicho.
- Najpierw obandażujemy te rany - nakazał.
- Ale...
- Żadnych ale, Dai. - Pociągnął mnie w stronę kuchni i posadził na barowym stołku. Wyjął apteczkę i zaczął bandażować moje przedramię, klęcząc. - Obiecaj mi - spojrzał mi w oczy - że już nigdy tego nie zrobisz.
Odwróciłam wzrok, a gdy milczałam, ten pociągnął mnie w taki sposób, że zgięłam się w pół w jego stronę. Byłam milimetr od jego twarzy.
- Obiecaj.
Jego oczy jakby mnie pochłaniały. Były piękne, piwne i pewne siebie, a teraz wypełniała je troska. Troska o mnie. Zaczęłam skakać wzrokiem po różnych rzeczach w pokoju.
- Dai... - Warknął ostrzegawczo.
- No dobrze, obiecuje! - Mruknęłam, znów natrafiając na jego spojrzenie.
Pocałował mnie lekko i wstał. Nie miał pojęcia że popadałam w paranoję. Alex wyciągnął zza drzwi czarną torbę - w tą, gdzie ostatnio Matt schował wszystkie ostrza.
- Skąd to...
- Musiał podrzucić - zaśmiał się mężczyzna.
- Idę się wykąpać. - Mruknęłam, podchodząc do torby i wyciągając jedną z żyletek.
Alex podejrzliwie na mnie spojrzał.
- No o co ci chodzi? - Zapytałam - to maszynki.
Uniósł brew.
- Do golenia?
Jeszcze wyżej.
- Wiesz, że kobiety golą nogi, prawda?
- To one nie mają naturalnie takich gładkich? - Wydawał się szczerze zdziwiony.
Westchnęłam cicho i chwyciłam ostrze po czym ruszyłam w stronę łazienki.


Krew, pełno krwi. Znowu. Spływała powoli po mojej dłoni, kapiąc do wody która przybierała na chwilę różowawy kolor, jednak po chwili rozcieńczała czerwony płyn. Bandaże od Alexa leżały na podłodze. 
Nie zauważy myślałam znów zabandażuje. Czułam spełnienie, patrząc na rany na ciele. Były takie... uspokajające. Jedyne, o czym mogłam myśleć, to o ciągłym bólu, przeszywającym moje ciało.
- Dai? - Alex delikatnie zastukał w drzwi - wychodź, jeszcze trochę i możesz zemdleć.
- Już idę! - Odparłam głośno i wyszłam z wanny. 
Wymyłam rany pod kranem - piekły, gdy się oczyszczały, po czym owinęłam się białym, puszystym ręcznikiem. Chwyciłam bandaże i znów obwinęłam ramię, mimo iż rany były świeże. Nic się nie stanie. pomyślałam zawsze daje się plaster, więc czemu nie teraz? Pewnie, najwyżej rana zaszłaby ropą, ale co z tego? Za rok miało mnie nie być.
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
"Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok"."Rok".
- Dai? - Usłyszałam głos Alexa, który wyrwał mnie z letargu.
- Już idę! - Odparłam i z tymi słowami wyszłam z łazienki, wpadając na mężczyznę.

piątek, 27 czerwca 2014

|47|. Alex

Oparłem się o blat przodem do dziewczyny i przyjrzałem się jej uważnie. Wszędzie była obdrapana i poobijana. Moją uwagę zwróciła ręka, którą zakrywała.
- Pokaż. - Zbliżyłem się do niej.
- Co? - Udawała, że nie wie o co chodzi. 
- Rękę. - Przewróciłem oczami. - Pokaż. 
Chwyciłem dłonią jej rękę w nadgarstku i spojrzałem najpierw na nią, później na Dianę.
- Co to za ślady? - Wściekłem się puszczając jej rękę. 
- To...
- Cięłaś się? - Odsunąłem się o o krok. - Czy ty jesteś normalna?! - Krzyknąłem.
- Ale to nie jest tak jak myślisz! - Wstała z krzesła. 
- A jak? - Przeczesałem ręką włosy. - Powiedz mi, czemu to zrobiłaś? Czemu?
Diana milczała a po policzku pociekła jej łza.
- Ja... - Zaczęła. 
- Wiesz co? - Przerwałem jej. - Nic już nie mów!
Wyszedłem z kuchni na przedpokój, wziąłem kurtkę z wieszaka i wyszedłem z mieszkania z hukiem. 
Idąc ulicą wściekły wyjąłem papierosa z kieszeni i zatrzymałem się na chwilę, żeby go zapalić. Zapalniczka odmawiała posłuszeństwa, ale w końcu zadziałała. Pokierowałem się w stronę centrum gdzie z daleka widziałem sporą grupkę ludzi. Mijając ich widziałem jak na mnie krzywo patrzyli. Może dlatego, że miałem dość dużego siniaka na skroni? Usłyszałem jak dzwoni mi telefon.
- Halo? - Odebrałem.
- Alex? Heej... Co z Dianą? Wczoraj była w nie najlepszej kondycji...
- Jamie? Skąd wiesz, że... Jak to wczoraj? Byłeś wczoraj u mnie w domu?
- Tak. Masz szczęście, że byłem bo ta idiotka by się zabiła. 
- Nie mów tak o niej. - Burknąłem na niego wyrzucając niedopałek.
- Nie da się tego incydentu inaczej nazwać niż czysty idiotyzm. - Odparł. - Zabrałem z twojego domu wszystkie ostrza, bo zastałem ją zakrwawioną.
- To wyjaśnia dlaczego nie mogłem znaleźć żadnego noża. - Prychnąłem. 
- Zaraz... Ty jesteś w domu? 
- Aktualnie nie. Stoję przed wejściem podziemnym. 
- Alex, tobie też padło na mózg?! - Krzyknął na mnie. - Nie jesteś w szpitalu?
- Wyszedłem na własne żądanie. - Zszedłem po schodkach do metra.
- Jak to? Mówili, że powinieneś jeszcze z dwa tygodnie poleżeć po tak poważnej operacji...
- Gówno mnie obchodzi co mówili! - Krzyknąłem do telefonu tak, że ludzie stojący na peronie się na mnie popatrzyli.
- Możesz nie podnosić głosu? 
- Nie. Odwal się, i nie dzwoń do mnie więcej! To, że dałeś mi telefon to nie znaczy, że możesz mnie kontrolować!
- Nie kontroluję cię. Dobrze radzę, lepiej odpocznij.
- Mam gdzieś twoje dobre rady! - Rozłączyłem się chowając telefon do kieszeni.
Popatrzyłem na pociąg, który właśnie przyjechał na stację. Nie zdążyłem przeczytać dokąd jedzie, bo trasę miał napisaną na przodzie. Nagle poczułem kłucie w klatce piersiowej. "Co za skończony kretyn!" - Pomyślałem. "Jak mogłem palić w takim stanie?!". Podpierając się usiadłem na ławce i odchyliłem głowę do tyłu.
- Przepraszam, dobrze się pan czuje? - Jakaś młoda dziewczyna podeszła do mnie.
- Tak, tak... - Odpowiedziałem lekko dysząc. - Proszę sobie nie zawracać głowy...
- Przecież widzę, że coś jest nie tak... - Zaczęła szukać czegoś w torebce.
- Jedyne z kim jest nie tak to z moją dziewczyną. - Zaśmiałem się łapiąc za gardło.
- Proszę niech pan to wypije. - Podała mi butelkę wody wrzucając wcześniej do niej jakąś tabletkę.
- Co... To... Jest? - Czułem, że słabnę.
- Spokojnie, jestem lekarzem. Niech pan to wypije.
- Dobra... - Napiłem się kilka łyków i oddałem jej butelkę.
- Wszystko proszę wypić. 
- O rany... - Mruknąłem pod nosem, ale posłuchałem.
Gdy to zrobiłem osunąłem się na ławce i po chwili na niej leżałem. 
- Kiedy mi to pomoże? - Zapytałem nadal dysząc.
- Za jakąś chwilkę. - Usiadła obok moich nóg.
- Co za fart, że akurat trafiłem na lekarza. - Zaśmiałem się zasłaniając dłonią oczy, jakby mnie raziło słońce.
- No widzi pan. Co jest przyczyną tego ataku? - Przekrzywiła głowę.
- Eh... Miałem kilka dni temu operację...
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. 
- Dobra, dobra... Palę. Wystarczy?
- Tak. Wie pan, że to nie było rozsądne?
- Teraz wiem. - Podniosłem się powoli do pozycji siedzącej. - Już mi trochę lepiej...
- Trochę?
- Tak... Muszę wracać do dziewczyny.
- Zadzwonić po taksówkę? 
- Nie trzeba. - Uniosłem rękę. - Mieszkam blisko. 
- Przez pana uciekł mi pociąg. - Zaśmiała się.
- Przepraszam. Nie chciałem.
- Cóż, poczekam na następny. - Wzruszyła obojętnie ramionami.
- Dziękuję pani za pomoc. - Uśmiechnąłem się. 
- Nie ma sprawy. Proszę pozdrowić ode mnie dziewczynę. - Wstała z ławki. - Do widzenia. - Wzięła swoją niewielką walizkę do ręki i odeszła. 
Patrzyłem jeszcze chwilę za nią. "Po co ja tu właściwie przylazłem?". "Zamiast krzyczeć na Dianę powinienem jej pomóc!". Moje myśli nie dawały mi spokoju. Czas wrócić do domu.


Myślałem, że wejdę do mieszkania bez problemu ale drzwi stawiały opór. 
- Kto tam? - Usłyszałem ze środka.
- To ja, Alex. Wpuść mnie. - Oparłem się ręką o framugę. 
Drzwi otworzyły się przede mną. Stanęła w nich smutna Diana, która wyglądała jeszcze marniej niż przed tym jak wyszedłem. 
- Przepraszam. - Przytuliłem ją w progu.- Czasami nie mogę zapanować nad emocjami. 

czwartek, 26 czerwca 2014

|46|. Diana

Siedziałam w samochodzie, opierając rękę o drzwi a głowa spoczywała na dłoni z obandażowanym nadgarstkiem. Zamknęłam oczy i myślałam nad tym co powiedziała mi pielęgniarka. "Najwyżej rok" - te słowa dudniły mi w uszach. Zaczęłam płakać. Zrzuciłam obcasy z nóg i przysunęłam je do klatki piersiowej.
- Diana? - Miles był trochę zdezorientowany - co się dzieje?
- Nic... - Powiedziałam cicho, próbując się uspokoić - po prostu mnie poniosło - uśmiechnęłam się słabo - ten wypadek, Alex i wszystko...
- Nie martw się - uśmiechnął się lekko, przesuwając wzrok na mnie po czym znów wrócił do drogi - Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
- Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz obiecać. - Mruknęłam, jednak tego nie dosłyszał.
Po niecałych dziesięciu minutach dojechaliśmy pod blok, gdzie mieściło się mieszkanie Alexa. Podziękowałam za podwózkę i wysiadłam. Zaraz po wejściu do domu spojrzałam w lustro. Włosy były w perfekcyjnym stanie - zaczesane w idealnego kucyka, jedwabiście rozczesane - jednak chyba tylko one. Twarz z rozmazanym makijażem, czerwone od płaczu oczy, blada cera i bandaże w różnych miejscach - prawe przedramię, lewe kolano i plaster na policzku. Lekarz powiedział, że z treningów nici, przynajmniej na następny miesiąc.
"Najwyżej rok".
Spojrzałam na żyletki z maszynek, poustawiane na szafeczce na lekarstwa. Już raz to robiłam - byłam młoda i głupia. Ale teraz wydawało mi się to dobrym pomysłem - blizny na ciele, świadczące o wszystkim co mnie spotkało. Zapomnieć na chwilę o problemach, myśląc tylko o bólu.
Rzuciłam się w ich stronę i chwyciłam jedną. Wolne ramię powoli zaczęły pokrywać świeże rany, z których ciekła krew. Łzy płynęły, a mimo to na skórze było coraz więcej krwi.
Nagle usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Musiałam ich nie zamknąć. W popłochu szukałam ręcznika na rany, kiedy do pokoju wszedł Jamie. Był sam - całe szczęście reszta zespołu została dłużej z Alex'em. Gdy mnie zobaczył, podszedł do mnie i mną potrząsnął, nic nie mówiąc. Spojrzał w zapłakane oczy. Wyciągnął ręcznik z łazienki i mi go podał. Widziałam złość w jego oczach.
Gdy zajmowałam się wycieraniem krwi z podłogi i rąk (cały czas siedziałam na parkiecie), Jamie wyciągnął wszystkie noże i ostre przedmioty z szafek po czym włożył je do czarnej torby na ubrania.
- Idiotka! - Warknął w którymś momencie - skończona kretynka!
- Zamknij się już! - Krzyknęłam zdesperowana.
- Głupia dziewucha...
- Przecież wiem! - Krzyknęłam ponownie. - wiem to i wiem też, że Alex leży w szpitalu! Wiem, że nie powinnam tego robić! Ale chcę!
- Poradzisz sobie bez noży - syknął, po czym chwycił kluczyki od mieszkania - a to żeby ci się nie zachciało iść do sklepu po to.
- Mogę wiedzieć, co zamierzasz? - Zmarszczyłam brwi, ale on już wkładał kluczyki po drugiej stronie - jutro przyjadę i pojedziemy do szpitala. Może pomyślisz nad tym, co chciałaś zrobić. A co by było, gdybyś sobie podcięła żyły?!
Wyszedł.
Zaczęłam łkać jeszcze żałośniej niż wcześniej. Chwytałam przeróżne naczynia i rzucałam nimi w ścianę. W końcu, zmęczona położyłam się w sypialni. Minęła chwila, po której w końcu zasnęłam.


Obudziłam się przez promienie słoneczne które przedostały się przez grubą zasłonę. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Byłam słaba, zła i zmarkotniała. Nie potrafiłam powiedzieć która godzina, ile spałam i gdzie byłam dwa lata temu tego dnia.
Przebudziłam się, gdy usłyszałam krzątanie się po kuchni. Weszłam tam i zobaczyłam Alexa gotującego coś w garnku. 
- Alex! - Krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję. Podniósł mnie i zakręcił.
- Ał, ał ał... Uważaj... - Zaśmiał się, opuszczając mnie na ziemię. - Wypisałem się na własne żądanie. Nie jestem jeszcze w pełnej formie. 
Trzasnęłam go lekko w głowę. 
- Własne żądanie!? Głupi jesteś?!
Usiadłam na krześle patrząc na niego krzywo.

środa, 25 czerwca 2014

|45|. Alex

Otworzyłem oczy. Wszystko było zamazane. W życiu się tak źle nie czułem, wszystko mnie bolało... Zauważyłem siedzące przy mnie dwie postaci. Niestety nie mogłem dojrzeć kim one były. Przymrużyłem oczy.
- Co się stało? - Wydusiłem z siebie.
- Miałeś operację. - Poznałem po głosie, to Diana.
- Co mi zrobili?
- Dusiłeś się. - Odparła smutno. - Zoperowali co należy i powiedzieli, że już powinno być dobrze. - Poczułem jak kładzie swoją dłoń na mojej.
- A ty?
- Ja... - Zaczęła.
- Wiesz, że zemdlała? - Powiedział drugi głos.
- Miles? Co ty tu robisz? Nie jesteś w Niemczech?
- Byłem. Jak wróciłem zadzwoniłem do ciebie, ale numer nie odpowiadał. Postanowiłem więc zadzwonić do Matt'a. On powiedział mi co się stało.
- A co się stało?
- Jak to, nie pamiętasz?
- Nie... Miałem jakiś wypadek?
- Oboje z Dianą mieliście.
- To dlatego zemdlała? - Nie wiedziałem o co chodzi przyjacielowi.
- Nie... Mylisz fakty. Wczoraj z Dianą mieliście wypadek samochodowy.
- Naprawdę? - Nie mogłem uwierzyć.
- Nie pamiętasz jak Matt był tu u ciebie wczoraj z tą swoją nową dziewczyną? - Spytała Dai.
- Średnio. - Powiedziałem po namyśle. - Coś pamiętam, ale jak przez mgłę. Nie mogę się ruszyć.
- Bo miałeś operację. - Miles znowu mnie uświadomił.
- Wiem! - Krzyknąłem. - Przepraszam. Nie panuję nad emocjami jak mnie wszystko boli! Cholernie boli! - Mówiłem wściekły.
- Rozumiem. - Przyjaciel starał się mnie uspokoić. - Chcesz jakieś przeciwbólowe?
- Tak... - Wymamrotałem.
- To pójdę po pielęgniarkę. - Wstał i wyszedł z sali.
- Wyglądam jakby przejechał po mnie walec? - Skierowałem do Diany jak zostaliśmy sami.
- Gorzej. - Uśmiechnęła się.
- Warto wiedzieć. - Odwzajemniłem uśmiech. - Gdzie on jest? - Złapałem się za klatkę piersiową, tam gdzie miałem szwy po operacji.
- Idzie, już idzie.
Pielęgniarka podłączyła mi do wenflonu jakiś woreczek z przeciwbólowymi. Uspokoiła mnie myśl, że zaraz lek mi pomoże. Miles ponownie usiadł obok Diany.
- Wypisują dzisiaj Dianę, nie stwierdzili większych obrażeń.
- Zaopiekuj się nią. Proszę. - Patrzyłem błagalnie na przyjaciela. - Kiedy to zacznie działać!
- Zaopiekuję, oczywiście! - Odparł. - Wytrzymaj.
- Ha, nie dam rady! - Zaśmiałem się sam do siebie. - Chyba zwariuję przez to.
- Odwiozę ją do domu. Zadzwonię wieczorem, dobrze? - Przyjaciel wraz z dziewczyną wstali równo.
- Jasne... Czekam na telefon. A właśnie, podasz mi komórkę?
- Zapomniałem... - Miles zatrzymał się w połowie drogi do wyjścia. - Nie zadzwonię bo twój telefon... W wypadku coś się z nim stało.
- Nie szkodzi... Ważne, że my żyjemy. To napisz list. - Zażartowałem.
- Zanim dojdzie to już wyjdziesz stąd. - Zaśmiał się.
- Mam nadzieję, że masz rację. No, idźcie już bo się rozkleję. - Przegoniłem ich.
Zostając sam w małym pokoiku przekręciłem głowę w stronę okna. Na zewnątrz było ponuro. Chciałem wstać, ale nie wiedziałem czy dam radę. Odkryłem powoli pościel i zauważyłem jak jestem ubrany. Miałem na sobie swój czarny podkoszulek cały zakrwawiony i jakieś krótkie spodenki do kolan. "Ktoś mnie przebrał?" - Pomyślałem. Usiadłem z trudem. Łóżko było dość wysokie, nie dosięgałem stopami podłogi. Zszedłem powoli, i jedną ręką trzymając się za klatkę piersiową  a drugą za stojak na kroplówkę podszedłem do okna. Nie było z niego ciekawego widoku, mianowicie na szpitalny parking. Dojrzałem z daleka jak Miles wsiada do samochodu z Dianą. Uśmiechnąłem się sam do siebie widząc, że przyjaciel kupił nowy samochód. Nawet się tym nie pochwalił.
- Co pan wyprawia?! - Usłyszałem za sobą głos.
- Ja...? - Odwróciłem się widząc pielęgniarkę.
- Przecież pan jest po operacji! Aż tak potrzebne są panu komplikacje?
- Eh... Nie.
- Proszę nie robić gwałtownych ruchów. - Podeszła do mnie i złapała mnie za przedramię.
Pomogła mi usiąść na łóżku. Kazała mi się położyć i nie ruszać. Gdy wyszła zrobiłem to o co prosiła. Nagle moją uwagę zwróciło czyjeś pukanie we framugę.
- Jamie. - Powiedziałem widząc kolegę. - O, i Nick. - Dodałem.
- Jak tam sieroto? - Zaśmiał się Jamie.
- Żyję, jak widać. Jeszcze trochę będziecie się ze mną musieli pomęczyć.
- Niestety. - Zażartował. - Słuchaj, dzwonił do mnie Matt wczoraj, że nie ma z tobą kontaktu. - Włożył rękę do kieszeni. - Masz. Co prawda używany i stary, ale jest. - Wręczył mi telefon.
- Dzięki. - Odebrałem komórkę. - Przyda się jak będę chciał zamówić pizzę. - Parsknąłem śmiechem.
Miło było ze strony przyjaciół, że tak mnie odwiedzali. Jedyne co było przykre, że rodzice o mnie zapomnieli. Jakby się co najmniej mnie wyrzekli. Odrzuciłem myśl o nich na bok i skupiłem się na rozmowie z Nickiem i Jamie'm.

wtorek, 24 czerwca 2014

|44|. Diana

Obudziłam się przez koszmar. Popatrzyłam po pokoju w którym leżałam. Tak... Była to szpitalna sala... A myślałam, że to już jest koszmar. Usiadłam na łóżku i wzięłam kubek stojący na szafce obok mnie. Na szczęście była jeszcze w nim woda. Po napiciu się kilku łyków spojrzałam na zegarek. Było po pierwszej w nocy. Drażniło mnie to, że światło nie było całkowicie zgaszone. Musiało trochę świecić w razie gdyby mi się coś działo. Poczułam kłucie na ramieniu. Przejechałam po tym miejscu ręką i zauważyłam coś dziwnego. Mianowicie szwy... Nie wiedziałam, że mnie szyli... Odkryłam się spod pościeli i zaczęłam dokładnie - w miarę możliwości, bo wciąż mnie wszystko bolało - oglądać swoje ciało. Było na nim pełno zadrapań i siniaków. Odwróciłam wzrok zakrywając się z powrotem. Wzięłam gazetę z szafki, którą Matt zostawił będąc tu ze swoją nową dziewczyną. Przeczytałam krótki artykuł o nas. O naszym wypadku. Wtedy przypomniało mi się, że Matt mówił coś o ratowaniu życia. "Ciekawe czy on żyje?" - Pomyślałam. Na samą myśl, że umarł zrobiło mi się niedobrze. Nie chciałam takiego końca... Moje rozmyślania przerwał lekarz wchodzący do salki.
- Jak się pani czuje? - Zapytał sprawdzając parametry.
- Źle, bardzo źle. - Patrzyłam pusto przed siebie.
- To znaczy co pani jest? - Powiedział zmęczony.
- Wszystko mnie boli, w dodatku nie wiem czy mój chłopak żyje... - Powiedziałam, a łzy cisnęły mi się na oczy.
- Mhm. A jak chłopak się nazywa? Sprawdzę czy wszystko z nim dobrze.
- Turner. - Dopiero teraz spojrzałam na lekarza. Był młody i przystojny, widać, że dopiero co po studiach.
- Okey. - Uśmiechnął się. - To zaraz wracam.
Gdy wyszedł znowu popatrzyłam na zegarek. Zbliżała się druga w nocy, a ja nie mogłam spać. Chciałabym wstać i wybiec stąd... Uciec daleko. Po jakichś piętnastu minutach lekarz wrócił. Usiadł na krześle obok mojego łóżka i wzdychnął głośno.
- I co z nim? - Zapytałam piskliwym głosem.
- Hmm... Nie będę pani oszukiwał.
- Nie... - Osunęłam się od niego. - Niech pan nie mówi, że on...
- Spokojnie. - Przerwał mi kładąc dłoń na mojej. - Żyje, ale jest w kiepskim stanie.
- Co to znaczy "kiepskim stanie"?
- Było z nim sporo problemów, ledwo mu przywrócili czynności życiowe. - Powiedział medycznym językiem. - Oddycha przez respirator.
- Respirator? Ale... Nie jest w śpiączce?
- Nie, jest na granicy śpiączki. Można to tak nazwać.
- Przeżyje? Wybudzi się? - Zaczęłam go wypytywać.
- Nie mogę pani nic obiecać. Teraz będą godziny decydujące o wszystkim. Inni lekarze mówią, że ma silny organizm. - Zaśmiał się gorzko. - Wykryli u niego też, że ma uszkodzoną wątrobę, ale nie w wyniku tego wypadku. Wie coś pani o tym?
- Niedawno ktoś go pobił... Czy to może być to?
- Naturalnie. Był z tym w szpitalu?
- Chyba był... Znając życie wypisał się na żądanie. - Parsknęłam śmiechem. - On zawsze był chory... Na głowę.
- I o to chodzi. - Zaśmiał się. - Nie wolno tracić nadziei. Będzie dobrze. - Wstał, rozprostowując swój kitel. - Idę na dalszy obchód.
- Dziękuję za informacje! - Krzyknęłam za nim.
Pierwszy raz odkąd tu jestem uśmiechałam się. Ten lekarz "naładował" mnie pozytywną energią. Dzięki niemu czuję, że wszystko będzie dobrze. A gdy Alex wyzdrowieje pojedziemy gdzieś razem... Zamknęłam oczy by wyobrazić sobie nas podczas kolejnego leniwego dnia.


Poczułam jak ktoś mnie szturcha w ramię. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam znajomą twarz lekarza. Był już ranek, stwierdziłam patrząc na okno. 
- Przepraszam, że panią budzę. Mam dobre wieści.
- Tak? Nic się nie dzieje. Proszę mówić. - Otrząsnęłam się z resztek snu.
- Może pani zobaczyć się ze swoim chłopakiem. Jego stan się poprawił. 
- Naprawdę? - Zerwałam się na łóżku do pozycji siedzącej, czego za chwilę żałowałam bo ból przeszedł przez całe moje ciało. 
- Tak. - Podał mi rękę. - Zaprowadzę panią.
Z pomocą lekarza wstałam z łóżka. Odłączył mnie od kroplówki i aparatury. Poszliśmy długim korytarzem kierując się na OIOM. Będąc już na oddziale stanęliśmy przy jednych z zamkniętych drzwi.
- Leży tutaj. Zostawię was samych.
- Jeszcze raz dziękuję.
On zaśmiał się tylko i poszedł do dyżurki. Położyłam rękę na klamce i nabrałam powietrza. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Nacisnęłam ją lekko i zajrzałam do salki. W końcu weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Alex leżał z maseczką na twarzy, podłączony do jakichś aparatur. Zauważając mnie przechylił głowę.
- Alex... - Mruknęłam siadając na krześle obok jego łóżka.
On w odpowiedzi złapał moją dłoń i trzymał ją dopóki nie zdecydował się zdjąć maseczki.
- Pewnie wyglądam okropnie. - Powiedział zmęczonym lekko zachrypniętym głosem. 
- Jak my wszyscy. - Uśmiechnęłam się do niego. - Nie powinieneś mieć tego cały czas? - Wskazałam maseczkę.
- Wkurza mnie już. Niby się łatwiej oddycha ale... - Urwał.
- Ale?
- Czekaj... - Wymamrotał odwracając ode mnie głowę z trudem łapiąc powietrze. - Jak się czujesz? Nic nie jest? Martwię się o ciebie... - Zapytał znów patrząc na mnie.
- Ze mną w porządku. - Nagle zauważyłam, że po drugiej stronie głowy ma dość duży biały plaster. - Co to? - Wskazałam.
- A... Nic. Miałem rozbitą głowę.
- Nie rozumiem dlaczego ciebie tak pokiereszowało, a ja wyszłam z tego bez szwanku. 
- Mówili, że moja poduszka powietrzna się nie otworzyła. - Mruknął. 
- Matt był u mnie z tą swoją nową dziewczyną. 
- U mnie też. - Uśmiechnął się blado. - Mówili coś ciekawego?
- Że cię reanimują. - Zaśmiałam się. 
- A poza moim umieraniem coś mówili? - Sam z trudem zmusił się do śmiechu.
- Nie wiem. Usnęłam. 
- To tak jak ja. Widać nudna z nich para. - Mrugnął do mnie uśmiechając się. 
- Nawet tutaj nie tracisz poczucia humoru... - Potrząsnęłam głową. 
- On nigdy nie traci humoru. - Usłyszałam za sobą głos. - Jak się masz kaliko? - Zaśmiał się.
- Miles, wróciłeś! - Wstałam i uścisnęłam go. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale nawet się za nim stęskniłam.
Siedzieliśmy w trójkę przez całe popołudnie rozmawiając o różnych rzeczach. Miles opowiedział nam o "ślepym daltoniście" co rozbawiło nas do łez. Niby taka bzdura a śmialiśmy się. Niestety nasz dobry humor rozwiał się szybko. 
- Alex! - Krzyknęłam a Miles trzymał mnie. - On się dusi! Pomocy! - Wołałam.
Do salki wpadli lekarze, którzy od razu zaczęli go reanimować.
- Na blok, nie ma co czekać! - Rzucił jeden z nich.
Zawieźli Alexa na łóżku na blok operacyjny. Miles przytulił mnie głaszcząc po plecach.
- Uratują go... - Powiedział smutno.
Nie mogłam nic powiedzieć. Szlochałam wtulając się w jego pierś. W końcu zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zemdlałam. 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

|43|. Matt

"Wypadek sławnego Rockmena
 Wczoraj w godzinach popołudniowych doszło do wypadku samochodowego na drodze objazdowej E505. Znany muzyk Alexander Turner (l.28) jadąc wraz z Dianą V. Chantell (l. 26) zderzył się samochodem. Policja oraz świadkowe twierdzą, że za wypadek był winny kierowca samochodu, który wymusił pierwszeństwo. Kamery monitoringu zarejestrowały przebieg zdarzenia. Sprawą zajmą się kom. Adam Anderson, i kom. Dan Hathson." 
- Dziennikarskie hieny... - Odłożyłem gazetę na stolik stojący obok łóżka Alexa.
- Co mówiłeś? - Breana weszła do salki niosąc dwa plastikowe kubki i butelkę wody.
- Nic... Chodzi o to, że dziennikarze zawsze muszą chwycić temat. - Potarłem dłonią oczy.
- Obudził się? - Zapytała spoglądając na przyjaciela. Widziała go pierwszy raz, miała go poznać na wczorajszej kolacji.
- Nie. Wciąż jest nie przytomny... - Odebrałem kubek z wodą od dziewczyny. - Dzięki.
- Może wróćmy do domu? Siedzisz tu u niego od rana...
- Jak chcesz to wróć sama. - Wyjąłem kluczyki od auta z kieszeni i podałem jej.
- Poczekam z tobą. - Przystawiła krzesło obok mojego i usiadła. - Jaki on jest? On i ta jego dziewczyna? - Breana oparła głowę o moje ramię.
- Obydwoje są mocno zakręceni. - Prychnąłem. - Wiesz coś o Dianie?
- Hmm... Tylko tyle, że się wybudziła.
- Mówiła coś? - Napiłem się łyka wody.
- Nie. - Pokręciła przecząco głową. - Jest jeszcze w szoku, bo nie wie co się stało.
- Eh... Jakbyśmy ich nie zapraszali to by nie leżeli teraz i nie walczyli o życie...
- Nie obwiniaj się. - Pogłaskała mnie po ramieniu. - Nie mogłeś przewidzieć co się stanie. Zresztą ja też...
Siedzieliśmy tak w ciszy przez jakieś dwadzieścia minut, gdy zauważyłem jak Alex dusi się. Wezwałem lekarza, który wyjął mu rurkę pomagającą oddychać z gardła i założył na jego twarz maseczkę. Jak lekarz wyszedł podszedłem bliżej do przyjaciela.
- Jak się czujesz? - Spytałem.
W odpowiedzi uniósł tylko rękę i pokiwał nią.
- Tak sobie? - Dopytałem czy dobrze zrozumiałem jego przekaz.
Pokiwał głową. Skrzywił się lekko łapiąc się ręką za klatkę piersiową.
- Miałeś uszkodzone płuco. - Powiedziałem smutno. - Chyba to zoperowali... Nie wiem, bo jestem tu od rana a przywieźli was wczoraj. Wiesz w ogóle co się stało?
Patrzył na mnie wyczekująco.
- Razem z Dianą mieliście wypadek. Jakiś kretyn zajechał wam drogę... Ponoć dachowaliście... Pamiętasz cokolwiek?
Zaprzeczył kiwając powoli głową na boki. Podniósł rękę i wskazał palcem dziewczynę siedzącą za mną. Widać dopiero ją teraz zauważył.
- To Breana. Mieliśmy was zapoznać... - Wyjaśniłem mu.
Alex patrzył na nas chwilę po czym zamknął oczy. Stojąca obok aparatura zaczęła piszczeć. Niebawem przybiegł lekarz i kazał nam wyjść. Opuściliśmy salę, w której przebywał Alex. Na korytarzu słyszeliśmy różne rzeczy mówione przez doktora.
- Tracimy go - Tlen... - Lekarz mówił do pielęgniarek.
- Chodźmy stąd. - Chwyciłem dziewczynę w talii i pokierowałem się do wyjścia z OIOM'u. - Gdzie leży Diana?
- Tam. - Wskazała palcem.
Poszliśmy we wskazanym przez Breanę kierunku. O dziwo Diana siedziała po turecku na łóżku.
- Cześć, jak tam? - Zapytałem kładąc donie na oparciu jej łóżka.
- Wszystko mnie boli. Obeszło się na szczęście bez operacji... Mówili, że moja poduszka powietrzna się otworzyła. A Alexa...
- On miał chyba mniej szczęścia. - Przerwałem jej.
- "Miał"? - Powtórzyła za mną. - Czy on... - W jej oczach pojawiły się łzy.
- Żyje, ale walczą o niego. Kazali nam wyjść z sali.
Kobieta zaczęła płakać zakrywając dłońmi usta. Zbliżyłem się do niej, usiadłem i przytuliłem ją.
- Będzie dobrze. Alex jest silny, nie było sytuacji z której by się nie wylizał.
- Ty jesteś Breana? - Dai uniosła głowę spoglądając na kobietę.
- Tak. Miło mi cię poznać, choć myślałam, że zrobimy to w innych okolicznościach...
- Ja też tak myślałam.
- Pocieszyć cię? - Na mojej twarzy pojawił się grymas. - Już o was piszą w gazecie... - Pokazałem Dianie pierwszą stronę gazety.
- Dzięki... - Przewróciła oczami. - Ale oni są...
- Jeszcze się nie rozkręcili. - Zaśmiałem się gorzko. - Gdzie jest Miles?
- W Niemczech. O niczym chyba nie wie... Jutro ma wracać. Tak przynajmniej mówił.
- Mhm.
- Możecie tu ze mną zostać? - W oczach Dai znowu pojawiły się łzy. - Nie chcę być sama... - Mruknęła dotykając wenflon przyczepiony do jej dłoni.
- Jasne. Jak nas stąd nie wywalą to zostaniemy ile trzeba. - Popatrzyłem na Breanę. - Prawda?
- Tak... - Odparła z niechęcią. Usiadła na krześle po drugiej stronie łóżka i wyjęła telefon.
- Na pewno wszystko w porządku? - Zapytałem widząc jak Diana zbladła.
- Nie... Słabo mi...
- Połóż się. - Poprawiłem jej poduszkę.
Kobieta posłuchała i położyła się patrząc w sufit. Spędziliśmy z dziewczyną jeszcze z godzinę. Gdy Diana usnęła, Breana wstała.
- Nie podoba mi się to. - Syknęła do mnie.
- O co ci znowu chodzi? - Szepcząc patrzyłem czy nie budzimy Dai.
- O to, że rozklejasz się nad nią, jakbyś z nią był. - Oburzyła się.
- Daj spokój. To przyjaciółka.
- Wróćmy do domu... - Pociągnęła mnie za rękę.
- Dobra... Zgadzam się tylko dlatego, że i tak kazali by nam stąd iść... Późno jest...
- Właśnie! Późno jest. - Fuknęła.
- To chodźmy. - Wstałem poprawiając podkoszulek.
Wychodząc z sali Diany popatrzyłem jeszcze za nią. Szkoda mi jej było. Jak straci Alexa to się załamie... Oni są dla siebie stworzeni. Może oni tego nie widzą, ale na przykład ja z resztą zespołu widzimy to jak oni się kochają. Niedawno się zeszli, więc mają trochę do nadrobienia... Niestety ten cholerny wypadek pokrzyżował im plany...

niedziela, 22 czerwca 2014

|42|. Alex

- Dziwna ta twoja koleżanka. - Powiedziałem ścieląc łóżko w sypialni, bo nikt do tej pory się tym nie zajął.
- Wiesz... Nie spodziewałam się, że słucha waszej muzyki... - Dai układała rzeczy w szafie.
- To już wiesz. - Położyłem się w poprzek na łóżku. - Nie chce mi się nic robić. Najchętniej poszedłbym spać...
- Nie wyspałeś się? - Odwróciła się od szafy.
- Nie. Przez ciebie. - Mrugnąłem do niej śmiejąc się.
- Orzesz ty! - Rzuciła we mnie kilkoma koszulkami. - Od kiedy dajesz brudne rzeczy do szafy?
- Nie wiem... Nic nie wiem... - Odparłem spod koszulek, które zakrywały mi twarz.
- Ej, nie żartuj. - Usiadła obok mnie. - Przyznaj się. Nie chce ci się iść do pralni?
- Tak... Wyczułaś mnie. To teraz daj mi szlaban. - Odkryłem twarz spod brudów. - Musiałaś mi tym rzucić w twarz? - Skrzywiłem się.
- To był twój szlaban. - Położyła się kładąc głowę na moim ramieniu. - Pasuje zrobić zakupy na obiad bo inaczej będziemy głodować.
- Przynajmniej nie będziesz narzekać, że gruba jesteś. - Zaśmiałem się na głos, czego za chwilę żałowałem.
- Odezwał się! - Uderzyła mnie żartobliwie w ramię, z którego wcześniej podniosła głowę. - Masz przeprosić.
- Hmm... - Pomyślałem chwilę po czym ją pocałowałem w usta. - Może być?
- No... Powiedzmy, że ci wybaczyłam.
- Musimy jechać na te zakupy...?
- Tak, bo nie mamy nic na obiad ani na kolację.
- Pusta lodówka? Zupełnie?
Diana tylko wzruszyła ramionami. Wstała z łóżka i wyszła z sypialni. Zostałem sam. Wpatrując się w sufit zastanawiałem się, jak jej powiedzieć, że jutro zaczniemy z chłopakami nagrywać w studiu nowe utwory a za niedługo zaczną się koncerty... Trasy... Podniosłem się do pozycji siedzącej i przeczesałem ręką włosy. Wstałem powoli i podszedłem do szafy, w której tyle co Dai poukładała rzeczy. Wyjąłem czarny podkoszulek. Rozpinając guziki w koszuli, którą miałem na sobie usłyszałem kroki.
- Jedziemy? - Diana stanęła w progu opierając się o framugę.
- Chwila, przebieram się. Weźmiemy od razu ciuchy do pralni.
Spakowałem wszystkie nasze ubrania do torby i wyszedłem na przedpokój, gdzie dziewczyna stała już ubrana. Założyłem buty i gdy wiązałem sznurowadła zauważyłem, że Dai ma ubrane szpilki, których wcześniej nie widziałem.
- Nowe? - Zapytałem wskazując na jej buty.
- Nie... Kupiłam je jak byłam we Włoszech.
- Mhm. - Mruknąłem pod nosem. - Chodźmy już.
Wziąłem torbę i wyszliśmy z mieszkania.
Wsiedliśmy do samochodu i przez dłuższy czas jechaliśmy w ciszy.
- Wiesz, że nagrywamy za niedługo? - Zacząłem rozmowę.
- Wiem. Do czego zmierzasz?
- Do tego, że to wszystko łączy się z tym że... Pojedziemy w trasę.
- Nowości nie powiedziałeś. - Zaśmiała się. - Odkąd jesteśmy razem to wyjeżdżasz.
- Tak, ale...
- Ale nic się nie zmieniło przez ten krótki czas gdy byłam we Włoszech.
- Cieszę się.
O dziwo nie było korków, więc mogłem się rozpędzić. Jak tylko zajechaliśmy przed market usłyszałem jak dzwoni mój telefon.
- Czekaj, nie wysiadaj. Tylko odbiorę. - Powiedziałem szybko do dziewczyny. - Słucham? - Odebrałem.
- Cześć Alex! Mówi Matt. Dzwonię z innego numeru bo zmieniłem, więc zapisz sobie ten. 
- No cześć. - Przywitałem się. - Okey, zapiszę. W jakiej sprawie dzwonisz?
- Breana zaprasza was na kolację. - W jego głosie dało się słyszeć dumę.
- Bre... To to jest ta twoja nowa dziewczyna? - Na mojej twarzy wystąpił uśmiech.
- Tak. To... Kiedy będziecie? Nie szykujcie się nie wiadomo jak. To kolacja ze znajomymi, nie bal przebierańców. 
- Za... Godzinę? - Parsknąłem. - Pojedziemy objazdem. Będzie szybciej.
- Jasne. To czekamy. Na razie.
Schowałem z powrotem telefon do kieszeni, po czym spojrzałem na Dianę.
- Właśnie dostaliśmy zaproszenie na kolację, więc problem z głowy.
- Świetnie. - Widać, że była uszczęśliwiona faktem, że nie musi dzisiaj gotować.
- To jedziemy. - Włączyłem ponownie silnik i ruszyłem z miejsca.
Gdy jechaliśmy pogoda znacznie się pogorszyła. Zaczęło padać, a widoczność była ograniczona. Wolałem nie ryzykować i jechałem prawidłową prędkością. Niestety, padało coraz bardziej...
- Alex! Uważaj! - Diana krzyknęła pokazując na drogę.
Przed nami z zakrętu wyjechał samochód, który wymusił pierwszeństwo. Nie mogłem zapanować nad pojazdem na tej śliskiej nawierzchni. Manewrowałem kierownicą, niestety na darmo. Nagle poczuliśmy uderzenie i zapadła cisza.

sobota, 21 czerwca 2014

|41|. Miles

- Jak się czujesz? Lot samolotem odbył się bez komplikacji? - Zapytałem.
- Lot się udał. - Adele odparła krótko. - A co do samopoczucia, to... 
- Rozumiem. Rozmawiałaś już z ojcem w sprawie tej sytuacji?
- Jeszcze nie. Akurat jak przyjechałam jest na delegacji. Myślał, że go uprzedzę o swoim powrocie...
- To czemu go nie uprzedziłaś, tylko siedzisz tam teraz jak kołek? - Zaśmiałem się.
- Nie chciało mi się do niego dzwonić... W ogóle chciałam z nim zerwać kontakt, a wyszło jak wyszło. 
- Mhm. W jakim jesteś mieście?
- W Paryżu.
- Ładną masz tam pogodę?
- Taką sobie. 
- Boże... Nie dobrze z nami. Już zaczynamy gadać o pogodzie... - Zażartowałem śmiejąc się przy tym.
- A w Sheffield jaka pogoda? 
- Nie wiem. Pewnie pochmurno.
- To gdzie ty jesteś, że nie wiesz?
- W Berlinie.
- Czy jest coś o czym nie wiem? - Spytała z podejrzeniem.
- Tak. Nie mówiłem ci, że wracam do koncertów poza Anglią.
- Koncert? - Czuć było ulgę w jej głosie. Sam nie wiem czego się spodziewała. - Kiedy gracie?
- Dzisiaj, za pół godziny. Właśnie siedzę w jakimś pokoiku nieopodal sceny, i niby mam ogarnąć listę utworów jakie będziemy grać.
- "Niby"? To może ja ci nie będę przeszkadzać...
- Nie. - Przerwałem jej. - Ty mi nigdy nie przeszkadzasz Adele. Zauważ, że to ja do ciebie zadzwoniłem.
- Hmm... Racja.
- Kiedy twój ojciec wraca z tej "delegacji"? - Żartobliwie zaakcentowałem ostatnie słowo.
- Jutro.
- Więc jutro wielki dzień. Weź się garść Adele! Dasz radę mu przemówić do rozumu...
- Chciałabym już tam wrócić...
- Gdzie? - Nie do końca zrozumiałem wypowiedź kobiety.
- Do Sheffield. Do was. Do ciebie, Alex'a... Właśnie! Powiedz mi jeszcze szybko jak tam Alex?
- Eh... - Poskrobałem się po głowie myśląc nad odpowiedzią. - On jak on... Rozmawiałem dzisiaj z Nick'iem przez telefon to mówił, że będą znowu grać.
- Naprawdę? Cóż na to Diana? - Powiedziała majestatycznie.
- Pewnie będzie jej się nudziło jak Alex wyjedzie w trasę. - Odparłem równie majestatycznym głosem. - Dobra, kończę. Obowiązki wzywają... Muszę iść na scenę.
- Okey. - Mruknęła smutno.
- Ej, nie załamuj się. Wkrótce się widzimy. - Starałem się ją pocieszyć.
- Wiem...
- Tęsknię. Buziaczki. Do zobaczenia.
Rzuciłem komórkę na stolik przede mną i potarłem dłońmi oczy. Do pokoiku w którym się znajdowałem ktoś zapukał.
- Otwarte! - Burknąłem.
- No idziesz? - Perkusista zdawał się być zdenerwowany.
- Idę, idę... - Wstałem mozolnie z fotela. - Którą dali gitarę na scenę.
- Brązowego Fendera.
- Boże kochany co za ćwoki! - Prychnąłem.
- No co... A nie tą chciałeś?
- Powiedz organizatorom, że mają daltonistów w swoich szeregach.
- To przepraszam cię bardzo, jaką gitarę chciałeś?
- Bordową. I o ile się nie mylę, pewnie nawet nie jest wyjęta z futerału...
- Pewnie tak.
- Rany... - Przewróciłem oczami. - Przecież Fender jest rozstrojony.
- To po co go brałeś? - Nie widział w tym sensu.
- Nie wiem. Uznałem, że mi się przyda. Ale czy to teraz ważne? Gdzie są ci cholerni organizatorzy?
- Tam. - Perkusista wskazał pokoik na końcu korytarza.
- Dzięki. Nie wchodźcie jeszcze na scenę.
- Dobra. - Odwrócił się i poszedł do reszty zespołu.
Powędrowałem szybkim krokiem przez korytarz. Dochodząc do wskazanego przez przyjaciela pokoju moim oczom ukazała się trzyosobowa grupka ludzi.
- Yyy... Kto z was wystawiał gitary na scenę?
- Ja? - Jeden z mężczyzn podniósł rękę. - A o co chodzi? - Przyglądnął mi się uważniej.
- O nic. Po prostu o to, że to nie ta gitara.
- Jak to? - Zerwał się na równe nogi.
- Mówiłem o bordowej a ta jest brązowa.
- Przepraszam. - Poklepał mnie w ramię. - Jestem daltonistą.
- Naprawdę? - Zacząłem się śmiać. - Ale jaja!
- Czemu to tak pana bawi? - Oburzył się.
- Nieważne. - Powiedziałem przez łzy w oczach. - Chodźmy naprawić ten błąd bo inaczej koncert nigdy się nie odbędzie.
Po chwili szliśmy razem korytarzem w stronę magazynu na instrumenty. Zawsze jak gdzieś jedziemy na koncert to przynajmniej jedno pomieszczenie jest dla naszego sprzętu. Mężczyzna otworzył drzwi, wszedł do pokoju i za chwilę wyszedł ponownie pokazując mi gitarę.
- To ta?
- Tak. - Odebrałem od niego instrument.
- Jeszcze raz przepraszam za ten błąd...
- Nic się nie dzieje. - Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie.
- Nie dość, że jestem daltonistą to jeszcze żarówka w magazynie się spaliła i musiałem szukać gitary po ciemku.
Gdy tylko skończył mówić przyglądał mi się ze zdziwieniem. Fakt, musiał ty być dziwny widok jak "poważny muzyk" za jakich nas mają (a to nie prawda) słania się na nogach ze śmiechu.
- Na pewno wszystko w porządku? - Wolał dopytać.
- Tak, tak. Może pan wracać. Poradzę sobie.
- Dobrze, jak pan chce. - Wzruszył ramionami i odszedł z powrotem do pokoju organizatorów.
Idąc na scenę przypomniało mi się zdanie, które wymyśliłem: "Ślepy daltonista". Otarłem łzy, nabrałem powagi i wraz z zespołem czekającym przed schodkami wyszliśmy na scenę.

piątek, 20 czerwca 2014

|40|. Alex

Zaraz po tym jak Diana wyszła z mieszkania wstałem od stołu i poszedłem szukać komórki. Gdy ją znalazłem wróciłem z powrotem do kuchni, usiadłem i wybrałem znajomy mi numer.
- Słucham? - Po kilku sygnałach odezwał się znajomy głos.
- Cześć Matt. Zbieraj chłopaków i wpadajcie do mnie. - Powiedziałem radośnie. Pierwszy raz od dłuższego czasu miałem dobry humor.
- Okey, to za ile mamy być? - Zapytał ziewając. Prawdopodobnie jeszcze się nie wyspał.
- Kiedy przyjedziecie to będziecie. - Oznajmiłem.
- Dobra... To do zobaczenia.
Rozłączyłem się. Zastanawiałem się dlaczego mam taki dobry humor? Czy to jest spowodowane tym, że mam już jedenaście piosenek z melodiami, czy tym, że jeszcze pasowałoby jedną napisać i koniec materiału na nową płytę? Nie wiem... Ale szybko się z tym uwinąłem. Niewiele myśląc wyjąłem z szafy futerał z jedną z moich ulubionych gitar i rozsunąłem zamek. Patrząc na nią pomyślałem, że tak długo jej nie wyjmowałem... Wyjąłem ją z futerału i założyłem na siebie. Jak zwykle zauważyłem, że pas jest trochę za długi i musiałem go wyregulować. Zagrałem kilka razy początek z jednej z piosenek. Brzmiała ona dziwnie ponieważ nie podłączyłem gitary do wzmacniacza. Wolałem z tym poczekać na chłopaków z zespołu. Niebawem usłyszałem dzwonek do drzwi. "Ktoś go w ogóle używa?" - Zaśmiałem się sam do siebie zdejmując gitarę i kładąc na sofie.
- Cześć Alex! - Powiedział wesoło Jamie. - Jak tam? Widzę, że doszedłeś do siebie po tym pobiciu...
- Hej... - Przywitałem się ze wszystkimi. - Tak, jak widać. Już mi lepiej. - Skierowałem do Jamie'go.
- Co masz dla nas takiego ważnego, że zerwałeś mnie rano z łóżka? - Matt popatrzył na mnie pytająco.
- Więc... - Zacząłem idąc do salonu, a oni za mną. - Skończyłem materiał.
- Żartujesz! - Krzyknął Nick.
- Nie. - Odparłem z dumą.
- Szybki jesteś... - Mruknął Matt.
- Coś ty taki dzisiaj nieprzytomny, co? - Na mojej twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek.
- Byłem zajęty... Całą noc. - Zaśmiał się.
- A czym? - Pytałem dalej.
- Hmm... Rodzinne spotkanie. Wracałem późno.
- Tak... Oczywiście. - Poklepałem go po ramieniu szydząc.
- Ej, dobra uspokójcie się. - Jamie postawił nas do pionu. - Pokaż Alex, co napisałeś.
- Chwila. - Poszedłem szybkim krokiem do sypialni. - Masz. - Podałem kartki przyjacielowi. - Wszystkie teksty i melodie.
- Rany... Dużo tego... - Przeraził się widząc ze trzydzieści kartek. - Powiedz szczerze, kiedyś ty to napisał? - Z jego twarzy nie znikała poważna mina.
- Aaa... - Machnąłem ręką. - Czy to ważne? Jak tak bardzo chcesz wiedzieć to ci powiem. Siedziałem po wieczorach, nieraz nawet zarywałem nocki.
- Podziwiam cię, że ci się chciało. - Parsknął Nick.
- Już nie róbcie ze mnie takiego lenia... - Przewróciłem oczami. - Czas wrócić do gry, koncertów i...
- I?
- I nie wiem co chciałem powiedzieć. - Dokończyłem śmiejąc się.
- To do roboty ludziska. - Jamie potraktował nas jak szef.
Po chwili mieliśmy wyjęty i rozłożony cały sprzęt. Matt tylko siedział bezczynnie, ponieważ z perkusją by się nie zmieścił u mnie w domu i nawet nie miałby jej jak przetransportować w swojej osobówce, którą przyjechał. Nick siedział na jednym z foteli, zaś Jamie na drugim. Ja siedziałem między nimi na sofie.


Zeszło nam z trzy godziny nad opracowaniem techniki grania nowych utworów, gdy usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Nie wiem czemu, ale wszyscy odruchowo wstaliśmy jak na komendę "Sąd idzie". Do mieszkania weszła Diana uśmiechając się do mnie, a zaraz za nią jakaś kobieta. Widać czuła się nieswojo widząc całą naszą ferajnę bo nie wiedziała gdzie podziać wzrok. Wkrótce jednak postanowiła się odezwać.
- W-Witam? - Wymamrotała niepewnie, po czym szepnęła coś do Dai.
- Nie bój się ich, nie zjedzą cię! - Diana zaśmiała się. - Chcesz się czegoś napić?
- Herbaty. - Odparła krótko.
- Rozgość się w salonie, a ja w tym czasie zajmę się herbatą.
Gdy Dai krzątała się w kuchni, kobieta, która z nią przyszła nie wiedziała co z sobą zrobić.
- Chodź usiądź. - Zaprosiłem ją gestem. - Tylko pozbieram wszystkie te papiery.
- Dziękuję. - Powiedziała siadając po tym jak odgarnąłem z sofy wszystkie kartki.
- Jak ci na imię? - Zapytałem siadając na wprost niej.
- Chanell. - Pomyślała chwilę. - W skrócie Chan.
- Alex jestem. - Podałem jej dłoń.
- Wiem. Znam was.
- Tak? - Zaśmiał się Jamie. - Fajnie. Wiesz... Właśnie ustalamy wszystkie szczegóły związane z nową płytą.
- Naprawdę? - W oku Chanell pojawił się błysk.
- Serio. - Na jej pytanie odpowiedział Matt. - Chcesz, to ci ją damy.
- Nie wierzę. - Klasnęła w obie ręce. - Nie żartujesz?
- Jestem śmiertelnie poważny. - Mrugnął do niej. - Zwijamy się? - Pytając spojrzał na Jamie'go i Nicka.
- Myślę, że tak. Na dzisiaj koniec. - Jamie chował swoją gitarę, podobnie jak Nick.
- To zdzwonimy się jeszcze w sprawie nagrania? - Spytałem zanim wyszli.
- Jasne. Jak coś to dam znać. - Jamie już chwytał klamkę. - Cześć dziewczyny. Trzymaj się Alex.
Pożegnali się i wyszli. Zostałem sam w salonie z nowo poznaną kobietą. Dai dołączyła do nas niosąc herbatę. Zapowiadało się dziwne popołudnie.

czwartek, 19 czerwca 2014

|39|. Diana

Weszłam do sypialni. Alex spał przy oświeconej lampce na łóżku, ubrany. Widocznie zasnął pracując. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na kartkę leżącą na komodzie. Po przejechaniu wzrokiem tekstu, nuciłam już melodie pod nosem. Pasowała. Zaczęłam szukać ubrania w szafie, a jako że szybko zapamiętałam tekst, śpiewałam cicho melodyjnym głosem. Nagle poczułam że ktoś mnie obejmuje z tyłu. Zapachniało znajomą wodą do golenia.
- Alex! - Pisnęłam cicho - przestraszyłeś mnie.
- Piękna melodia - mruknął, wtulając głowę w moje włosy - zaśpiewaj jeszcze raz. Muszę to zapisać.
- To weź kartkę, słonko, bo na pewno nie zapamiętasz tego o tej godzinie - zaśmiałam się i wybrałam długą, czarną bluzkę Alexa z napisem "Don't watch porn, use your imagination". Koszulka z starych czasów. Nałożyłam na siebie krótkie, dresowe spodenki ledwo zasłaniające górę ud, kiedy do środka wrócił Alex z nową kartką. Spojrzał na mnie wyczekująco, a ja po chwili zaśpiewałam cały utwór, nucąc jedynie niektóre fragmenty, przez brak tekstu w głowie. Mężczyzna uśmiechnął się, odłożył kartkę i długopis, chwycił mnie w pasie i rzucił na łóżko obok siebie.
- Alex... - Mruknęłam, lustrując jego ramiona.
Lekkie muskuły widoczne były dzięki krótkiemu rękawkowi, a koszula podwinęła się, ukazując - o dziwo - idealnie wyrzeźbiony brzuch. Z jego oczu paliło pożądanie. Nachylił się do mnie i zaczął całować żarliwie.
- Muszę... - wymruczałam w przerwach łapania oddechu - się... ubrać...
- Pomogę ci się rozebrać - mruknął, wciąż mnie całując.
Zaczął podnosić moją koszulkę do góry. Nie protestowałam. Nie mogłam się powstrzymać. Tyle czułam tęsknoty za tymi oczami, tymi ustami i ciałem. Zapomniałam jak to jest leżeć w jego ramionach i czuć się bezpieczną. Sama ściągnęłam bez problemu jego koszulkę. Przewróciłam go na plecy i usiadłam okrakiem na jego brzuchu. Zdjęłam powoli koszulkę, ukazując koronkowy biustonosz. Nachyliłam się do pół-siedzącego Alexa i pocałowałam go ponownie.



Obudziłam się rano, zupełnie niewyspana. Całą noc spędziłam z Alex'em. Spojrzałam na wyświetlacz mojego IPhone'a - 11:00. Zerwałam się z miejsca. Obiecałam dziewczynom trening siatkówki! Zaczęłam ubierać się pośpiesznie. Gotowa już do wyjścia wbiegłam do kuchni i porwałam tekturowy kubek z kawą z kuchni. Siedzący tam Alex spojrzał na mnie zdziwiony.
- Czemu mnie nie obudziłeś? - Zapytałam, nakładając wysokie szpilki. - Przecież wiedziałeś o treningu!
- Wypadło mi to z głowy - uśmiechnął się lekko - może sobie dzisiaj odpuścisz?
- Odpuszczałam już przez trzy dni - mruknęłam, łapiąc skórzaną kurtkę i szukając kluczyków do motoru.
- Szpilki na motor? - Uniósł brwi - zadziwiasz mnie. 
- Nie pierwszy ani nie ostatni raz - mrugnęłam do niego i wybiegłam z kuchni. 

Po 10 minutach znajdowałam się już w hali sportowej, gdzie dziewczyny były już przebrane. Uczyniłam to samo i wyrzucając kubek po kawie weszłam na boisko. 
- Dai! - Krzyknęła do mnie Chanell, podbiegając. - Dawno cię nie widziałam!
- Ja ciebie też - pocałowałam ją w policzek - mały meczyk na rozgrzewkę? 
- Okay! - Zaśmiała się - ale jeśli wygram, zapraszasz mnie do domu!
- A jeśli ja wygram? 
- To też mnie zapraszasz! Tylko że to ja kupuję kawę po drodze.
- Zgoda - kiwnęłam głową ochoczo, zachęcona darmową kawą.
Zaczęłam serwem - piłka mocno odbiła się od mojej ręki, uderzając w ziemię po drugiej stronie, niestety poza linią. Aut. Mruknęłam pod nosem przekleństwa. Wyszłam z wprawy. Po chwili jednak przypomniałam sobie wszystko - zagrałam na ataku, pozwalając sobie na ostre zagrywki. W końcu moja grupka wygrała 25 do 19. Uśmiechałam się wesoło, idąc w stronę mieszkania z kawą i koleżanką u boku.
- To twoje mieszkanie? - Zapytała Chan, stojąc już przed drzwiami.
- Yyy... - zawahałam się z odpowiedzią - powiedzmy...? 
Wkładałam już klucz do drzwi, kiedy te otworzyły się, ukazując w środku Alexa wraz z całym zespołem. Uśmiechnęłam się witając ich, natomiast kobieta obok mnie nie wiedziała gdzie podziać oczy. Chyba poznawała ten zespół. Uśmiechnęła się głupkowato i próbowała zachować klasę:
- W-Witam? - Wymamrotała niepewnie, po czym szepnęła do mnie - możemy pogadać na osobności? Mogłaś mi powiedzieć!

środa, 18 czerwca 2014

|38|. Alex

- Od jutra muszę się zająć pracą. - Przetarłem oczy.
- Inaczej Jamie cię zabije. - Zaśmiał się Miles.
- Tak...
- A ja jutro jadę na koncert do Niemiec. - Powiedział dumnie. - Długo czekałem, wierz mi.
- W sumie to ci zazdroszczę. - Uśmiechnąłem się do przyjaciela. - Ja jak na razie napisałem dwie... Albo trzy utwory...
- Wiem, że zawsze najpierw wymyślałeś melodię, potem pisałeś tekst...
- No tak, ale teraz zacząłem inaczej. - Włożyłem papierosa do ust.
- Nie pal w domu! - Diana krzyknęła z kuchni.
- Siedzisz tam i wszystko słyszysz i widzisz... - Odparłem do dziewczyny.
- Ciężko nie widzieć jak masz kuchnię otwartą na salon.
- Ale... Siedzę do ciebie tyłem.
- Odbijasz się w szybie Alex.
Po chwili wszyscy się śmialiśmy z bezsensowności naszej rozmowy. Wstałem zostawiając przyjaciela i poszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę, a Dai cały czas się mi przyglądała.
- Czego tam szukasz? - Zapytała z szyderczym uśmieszkiem.
- Yyy, piwa. - Wskazałem na Miles'a.
- Wiesz, że nie ma?
- A wiesz, że miałaś się położyć? - Przewróciłem oczami.
- Ej! Nie kłóćcie się! - Przerwał Miles.
- Nie kłócimy się. - Powiedziałem.
- Skoro nie macie tu nic do stracenia to idźcie do baru.
- Ha! Ha! Bardzo śmieszne. - Przymrużyłem oczy patrząc na nią. - A żebyś wiedziała... Pójdziemy, prawda? - Skierowałem do przyjaciela.
- Nie sądzę. Muszę wracać do domu przećwiczyć sobie jutrzejsze utwory, które będziemy grali.
- To o której ty wyjeżdżasz? - Zdziwiłem się.
- Dzisiaj w nocy. Wylatujemy samolotem.
- O, fajnie. - Prychnąłem. - To... Powodzenia.
- Idę Alex, bo widzę, że znowu ci odbija... - Wstał i pokierował się do drzwi.
- A idź sobie... - Mruknąłem pod nosem wyjmując z szafki szklankę.
Po tym jak przyjaciel wyszedł z mojego mieszkania zapadła cisza. Dai czytała jakąś starą gazetę a ja próbowałem, tak... Próbowałem zrobić kawę. Było to nie możliwe ze względu na to, że ekspres się popsuł...
- Co za... - Mamrotałem.
- Co się znowu dzieje? - Kobieta wstała z krzesła i podeszła do mnie.
- Nic... Znowu coś sknociłem...
- A włączyłeś go do prądu?
- Nie... - Zrobiło mi się głupio. - Przepraszam.
- Alex, to nie jest zabawne...
- A czy ja się śmieję? - Odwróciłem się do niej jak już z powrotem usiadła na krześle.
- Nie o to chodzi. - Zrobiła pauzę. - Z tobą jest coraz gorzej...
- Przecież dobrze się czuję. Nie wmawiaj mi chorób. - Oparłem się o blat przodem do niej.
- Zrozum... Nie podoba mi się to, że stajesz się coraz bardziej nerwowy. Zresztą nie tylko mi się to nie podoba...
- Kto ci się poskarżył?
- Nie powiem ci, bo znowu wpadniesz w furię. Nie byłeś taki zanim...
- Zanim ode mnie odeszłaś? - Dokończyłem za nią. - Czasy się zmieniają, ludzie też. - Burknąłem. - A teraz wybacz, ale chciałem się zająć pracą.
- Miałeś to zrobić jutro...
- Ale zacznę dzisiaj! - Krzyknąłem.
Poszedłem szybkim krokiem do sypialni biorąc ze sobą gotową kawę. Zamknąłem za sobą drzwi, kubek postawiłem na szafce nocnej obok łóżka a sam położyłem się z kartką i podkładką pod nią. Najpierw napisałem same wyrazy, które przychodziły mi na myśl.
Nim się obejrzałem powstawał tekst. Gdy skończyłem go pisać, przeczytałem go jeszcze raz.

"Well the times are so a changin
Baby even when it’s live
You can press pause and rewind
You knew it had to go amazing
But is this what you had in mind?
Oh there’s nothing you can’t find

It’s two thousand and thirteen
All across the galaxy
It’s two thousand and thirteen

On the back of her transmitter
There’s a little shiny fruit
And it’s coming after you
As for Instagram and Twitter
She got caught in both pursuits
And neither one will cut her loose

It’s two thousand and thirteen
All across the galaxy
It’s two thousand and thirteen

So baby take a walk with me
Past flying cars and time machines
There’s nothing that you won’t believe, no

It’s two thousand and thirteen
All across the galaxy
It’s two thousand and thirteen
All across the galaxy"

Nie chciało mi się myśleć czy jest dobry czy zły. Podniosłem kubek. Nawet nie wiem kiedy wypiłem całą kawę... Odłożyłem kartkę z podkładką na szafkę obok kubka i zastanawiając się jeszcze chwilę nad tym, jak to wszystko będzie wyglądało usnąłem. 

wtorek, 17 czerwca 2014

|37|. Alex

- Spójrz na to
albo na to...

ładnie wyszłaś na tym zdjęciu. - Powiedziałem
- Dziękuję. - Diana oparła głowę o moje ramię. - Jakieś jeszcze wysłali?
- Tak, już wyświetlam. - Uśmiechnąłem się otwierając wysłane e-mailem pliki. 
Po imprezie przyjaciele Dai wysłali nam sporą ilość zdjęć. Wcześniej nie mieliśmy ich jak przeglądnąć ze względu na okoliczności... 
- Połóż się. - Cmoknąłem ją w policzek. - Odpocznij.
- Tylko najpierw wezmę prysznic. - Mruknęła. Widać, że była zmęczona.
- To idź. Ja... Muszę jeszcze coś załatwić...
- Co? - Zapytała wyjmując czyste ubrania z szafy.
- Trzeba się pożegnać z Adele... W końcu wyjeżdża.
- Jednak? Ma rację, niech rozwiąże te wszystkie problemy, i... Wraca do nas. - Uśmiechnęła się blado.
- Wraca? - Zdziwiłem się. - Nagle ją polubiłaś?
- Może nie polubiłam, ale nie mam nic przeciwko żebyś się z nią przyjaźnił. 
- Ty... Mówisz serio, czy żartujesz? - Nie wierzyłem dziewczynie.
- Serio. Skoro ja mogę mieć przyjaciół... Widziałam, że nie miałeś nic przeciwko na imprezie, żebym rozmawiała z innymi facetami.
- Oj... Trochę miałem. - Na mojej twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek. - Zresztą ona się raczej skuma z Miles'em.
- Skąd wiesz takie rzeczy? - Zatrzymała się w połowie drogi do łazienki czekając na odpowiedź.
- Intuicja. - Powiedziałem dumnie. - Nie no, weź. To widać, że mają się ku sobie...
- Urocze. - Dai prychnęła znikając za drzwiami łazienki.
Przewróciłem oczami. Wyłączyłem laptopa i poszedłem na przedpokój. Wiążąc buty przypomniało mi się, żeby zamknąć mieszkanie za sobą. Nie zostawiłbym Diany samej z otwartymi drzwiami...
Idąc ulicą w stronę klatki Miles'a zapaliłem papierosa. Przystanąłem na chwilę widząc, że rozwiązał mi się but. Kucnąłem by go zawiązać. Nagle ktoś poklepał mnie w ramię od tyłu. Przez to zaskoczenie papieros wypadł mi z ust.
- Cholera! - Zakląłem.
- Dokąd pan zmierza? - Miles zapytał żartobliwie.
- Do ciebie. - Burknąłem wstając. - Nie rób tak więcej... - Popatrzyłem na leżącego na chodniku papierosa.
- A co ode mnie chciałeś? - Stanął w wyzywającej pozie.
- Ja... - Zacząłem. - Chciałem cię przeprosić. 
- Wiedziałem! - Zaśmiał się.
- A ty nie w domu? Skąd wracasz?
- Niedawno musiałem się pożegnać z Adele... Tyle co odjechała stąd ze swoim bratem.
- A niech to... Nie zdążyłem się z nią pożegnać...
- Przykro jej było, że się tak na nią wydarłeś... 
- Poniosło mnie... 
- Ostatnio coraz częściej cię ponosi. - Przyglądnął mi się. 
- Muszę chyba zwolnić...
- Racja. - Przyznał. - To jak, piwo? U mnie czy u ciebie?
- Chodź do mnie. - Uśmiechnąłem się. - Coś powinienem mieć w lodówce, a jak nie to się kupi.
Po chwili szliśmy razem w stronę mojego mieszkania rozmawiając o bzdurach. Miałem dużo lepszy humor przez to, że Diana wróciła cała i zdrowa. Szkoda tylko, że nie pożegnałem się z Adele... Mam nadzieję, że wybaczy mi te wszystkie słowa, które nie powinny paść. 

poniedziałek, 16 czerwca 2014

|36|. Adele

Wytrzeszczyłam oczy na mężczyznę, któremu Miles otworzył drzwi. Wszedł do pokoju i wyraźnie nie wiedział od czego zacząć.
- Co ty tu robisz? - Wycedziłam przez zęby.
- Przyjechałem po ciebie. - Powiedział spokojnie Mattias, mój brat.
- Poradziłabym sobie sama! - Odwróciłam się do niego tyłem. Podeszłam do okna i wyjrzałam za nie. Zauważyłam zaparkowany samochód przed blokiem. - Ten Jaguar jest twój? - Zapytałam.
- Tak, ale...
- Za co kupiłeś ten samochód? - Przerwałam mu mrużąc oczy.
- Część pieniędzy zarobiłem, część dostałem od ojca. Jakbyś go posłuchała i zrobiła karierę nie jako aktorka, tylko ktoś bardziej wykształcony to też byś jeździła takim samochodem. - Zrobił cwaniacką minę.
- Po cholerę mi taki samochód! Ja chcę żyć jak mi się podoba. - Fuknęłam na niego wściekła.
- Nie unoś się. - Podniósł ręce w geście obrony.
- Powiedz mi, co to za głupi pomysł, żeby mnie porwać?! Jeszcze w dodatku pomyliliście osoby... Skąd w ogóle masz adres Miles'a?
- W tych czasach idzie się wszystkiego dowiedzieć. - Wypiął pierś do przodu. - W dodatku w tym kraju...
- Masz coś do anglików? - Miles podszedł do niego włączając się do rozmowy.
- Nie. - Mattias popatrzył na niego krzywo. - Czekam na dole. Spakuj się. - Powiedział, po czym wyszedł z mieszkania.
Usiadłam na sofie i ukryłam twarz w dłoniach. Miles usiadł obok mnie i zaczął mnie głaskać pocieszająco po ramieniu.
- Będzie dobrze. - Mruknął. - Zobaczysz. Zrobisz tak jak mówiłaś, załatwisz wszystkie niejasności we Francji i wrócisz... - Zrobił dłuższą przerwę. - Do mnie.
- Do ciebie? - Uniosłam głowę.
- No... Dobrze mi się z tobą mieszka. - Zaczął się tłumaczyć. - Przynajmniej nie jestem sam. - Uśmiechnął się.
- Racja. - Odwzajemniłam lekko wymuszony uśmiech. Wciąż przejmowałam się tą sytuacją. - Idę się spakować.
- Pomóc ci?
- Nie. - Odkrzyknęłam będąc w sypialni. - Pomożesz mi jak chcesz znieść potem walizkę.
- Nie ma sprawy.
Chwilę później usłyszałam szczęk zapalniczki. Zazwyczaj jak byłam z nim w domu to nie palił. Widać się zdenerwował tym wszystkim... Jak ja.
Otwarłam walizkę i wpakowywałam powoli swoje rzeczy. Wtedy przypomniało mi się o wynajętym domu. Myślę, że mogłoby tak zostać dopóki nie wrócę. Tej dwójce młodych ludzi dom jest bardziej potrzebny niż mi. Ja w porównaniu do nich mam gdzie mieszkać. Miles mnie "przygarnął". Lecz teraz, gdy wszystko się zmieniło... Gdy wiem, że mafia nie będzie mi już sprawiała problemów... Mogłabym wrócić z powrotem. A może zaproponuję Miles'owi wspólne mieszkanie u mnie w domu? W mojej głowie było pełno myśli dotyczących przyszłości.
Nim się obejrzałam, miałam już prawie wszystkie rzeczy spakowane. Wkrótce wyszłam z sypialni ciągnąc za sobą torbę na kółkach. Zauważyłam w kuchni Miles'a siedzącego na krześle z głową opartą o ścianę będącą za nim. Oczy miał zamknięte.
- Wychodzę! Pomożesz? - Odezwałam się.
Nic. Zero reakcji. Trochę mnie to zaniepokoiło, więc postanowiłam do niego podejść. Szturchnęłam go w ramię. Obudził się.
- Co się dzieje? - Zapytał przecierając oczy.
- Usnąłeś. - Mruknęłam.
- Przepraszam... Nie spałem całą noc. - Popatrzył na walizkę stojącą na przedpokoju. - To jak, idziemy? - Przeniósł wzrok na mnie.
Kiwnęłam tylko głową. Zeszliśmy po schodach i wyszliśmy przed blok. Słońce powoli zachodziło, zbliżał się wieczór.
- Gotowa? -Spytał Mattias opierający się o samochód.
- Mhm. - Burknęłam krzywo na niego patrząc.
- Masz. - Miles podał mu walizkę.
Brat posłusznie ją odebrał, schował do bagażnika i wsiadł do samochodu. Stałam smutna przed Miles'em. Nagle on podszedł i objął mnie.
- Będę tęsknił. - Wyszeptał mi do ucha.
- Ja też... - Wtuliłam się w niego.
- Wracaj szybko. - Puścił mnie. - Cześć. - Cmoknął mnie w policzek.
Zarumieniłam się. Naprawdę go polubiłam. Był miły, odpowiedzialny... Może nie zbyt przystojny, ale według mnie najważniejsze jest to, co się ma w środku. Pożegnałam się i wsiadłam do samochodu. Jeszcze chwilę widziałam go w bocznym lusterku. Po tym jak Mattias zakręcił samochodem za blok wyjechaliśmy do centrum.
- Nie cieszysz się? Wrócisz do domu... - Brat zaczął rozmowę.
- Nie. I jeszcze raz nie. Nie wracam tam na stałe, rozumiesz? Dociera to do ciebie? Moje miejsce jest tutaj.
- U boku tego kolesia? - Prychnął. - Bez urazy, ale jego papiery mówią same za siebie.
- Czytałeś jego papiery? - Zdziwiłam się.
- Tak. Wiesz, że mam dostęp do akt.
- Wiem... - Przewróciłam oczami.
- Był w Londyńskim psychiatryku.
- Przez pomyłkę. - Uzupełniłam jego wypowiedź. - On w ogóle nie powinien się tam znaleźć.
- To kto go tam umieścił, skoro był pełnoletni? Mógł sam podejmować decyzje.
- On tam nie trafił jako wariat! - Wściekłam się. - Miał depresję... Spowodowaną strachem. O życie.
- A co takiego zrobił, że się bał? - Dopytywał.
- Nie ważne. Nie twoja sprawa. - Odwróciłam głowę patrząc przez szybę. - Gdzie jedziemy?
- Na lotnisko. Tam czeka na nas prywatny samolot.
Nie miałam ochoty się już nic odzywać. Jeszcze dobrze nie opuściłam Sheffield, a już tęskniłam za Miles'em. Nawet brakowało mi Alex'a, z którym się pokłóciłam. Pewnie mu przejdzie. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwy z Dianą. Życzę mu tego.

niedziela, 15 czerwca 2014

|35|. Miles

Chodziłem zdenerwowany po pokoju tam i z powrotem. Podszedłem do okna wyglądając na to co się dzieje na zewnątrz. Szybkim krokiem powędrowałem do kuchni i nalałem sobie szklankę wodę. Wypiłem ją myśląc o zdarzeniu, jakie przed chwilą miało miejsce.
- To szczyt bezczelności! - Krzyknąłem wściekły. - Jak on mógł coś takiego o tobie powiedzieć... Przecież nikt nie był w stanie przewidzieć co będzie w przyszłości...
- Nic się nie dzieje. - Adele powiedziała smutno.
Siedzieliśmy razem na sofie. Kobieta przysunęła się do mnie i oparła głowę na moim ramieniu.
- Nie wiem co wstąpiło w Alex'a... - Mruknąłem patrząc pusto przed siebie.
- Myślałam, że zawsze miał problemy z powstrzymaniem emocji.
- Nie... Skądże. - Jej odpowiedz wydawała mi się niedorzeczna. - On nigdy taki nie był. Odkąd z chłopakami mieli więcej koncertów zmienił się nie do poznania.
- Myślisz, że to przez sławę? - Wypytywała.
- Raczej nie. - Pomyślałem chwilę. - Moim zdaniem to siedzi w jego głowie...
- Że niby co... Wariat? - Zaśmiała się gorzko.
- Każdego można nazwać wariatem. - Burknąłem. - Wiem coś o tym.
- Jak to "wiesz coś o tym"? - Podniosła głowę przyglądając mi się.
- Cóż tu dużo mówić... Byłem w psychiatryku, więc widziałem.
- Ale... Jako zwiedzający? - Spytała z lekkim przerażeniem w głosie.
- Nie... Jako pacjent. - Przeczesałem ręką włosy. - Ojciec uznał mnie za wariata...
- Czemu? Miał powody?
- Sam nie wiem. - Popatrzyłem na nią. Słuchała uważnie. - Jak byłem młody interesowałem się dziwnymi rzeczami... - Średnio chciałem rozmawiać, ale jak już rozmowa zeszła na te tory...
- Jakimi?
- Przez głupotę dołączyłem do jakiejś sekty... Nie mogłem się z tego wyplątać. Bałem się, że coś mi zrobią... - Łzy cisnęły mi się na oczy, postanowiłem je powstrzymać.
- Czyli... Ty nie byłeś w Londynie, bo chciałeś rozwinąć karierę... Byłeś tam w psychiatryku... - Adele podsumowała. Mówiła cicho.
- Tak. To prawda. - Odparłem krótko. - Tam udało mi się od tego uwolnić.
- Na ile cię tam zamknęli?
- Pół roku.
- To nie jest jeszcze aż tak źle. - Uśmiechnęła się, starała się poprawić mi humor.
- Lecz potem naprawdę prowadziłem tam karierę muzyczną. - Odwzajemniłem uśmiech.
- Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. - Powiedziała aby rozwiać przygnębiającą atmosferę.
- Naprawdę wyjedziesz do Francji? - Zapytałem.
- Mieliśmy rozmawiać o przyjemniejszych rzeczach... - Zrobiła kwaśną minę.
- Wiem. Ale to poważna sprawa. Co więc zrobisz?
- Cóż mam robić... Pojadę. Wyjaśnię wszystko z ojcem.
- Czemu zrobił ci coś takiego?
- Kiedyś nie chciał ze mną rozmawiać o mojej przyszłości. Jak się wyniosłam z Francji nie mówiąc gdzie, zaczął mnie szukać. I znalazł. A właściwie ludzie wynajęci przez niego.
- I pomylili Dianę z tobą. - Prychnąłem. - Trochę jesteście podobne. - Stwierdziłem.
- Może... Trochę... Mogli też uznać, że specjalnie zmieniłam wygląd, przefarbowałam włosy i w ogóle.
- Mam nadzieję, że to koniec problemów.
- Obawiam się, że nie. - Zaprzeczyła.
Chwilę po jej słowach ktoś zapukał w drzwi mojego mieszkania. Obydwoje popatrzyliśmy się na siebie. Nie spodziewałem się gościa.

sobota, 14 czerwca 2014

|34|. Alex

Odłożyłem telefon na stół i popatrzyłem na zegarek. Dwie godziny. Za dwie godziny zobaczę się z Dianą. Szczerze powiedziawszy nie wierzyłem w to, że wszystko rozwiązało się tak... Prosto. Spojrzałem jeszcze raz nerwowo na zegarek. Włożyłem kurtkę i wyszedłem z mieszkania. Postanowiłem pójść do Milesa, u którego tymczasowo była Adele.
Stojąc przed jego drzwiami pomyślałem co mam powiedzieć. Gdy przyjaciel otworzył wparowałem do jego mieszkania mijając się z nim w progu.
- Gdzie ona jest? - Zapytałem.
- Siedzi w salonie. - Odparł z kwaśną miną. 
- Kto to jest Mattias? - Syknąłem zdenerwowany do Adele.
- Proszę cię, nie unoś się. - Starała się mnie uspokoić. - To... Mój brat.
- Świetnie! - Prychnąłem. - Czyj brat robi takie rzeczy siostrze?! I jeszcze miesza do tego osoby trzecie...
- Nie wiesz o co chodzi. - Powiedziała smutno. - To wszystko wina ojca... Chce żebym za wszelką cenę wróciła do Francji...
- I o taką bzdurę wynajął mafię? - Cała ta sytuacja była dla mnie chora. - Wiesz co? - Przymrużyłem oczy patrząc na nią. - Żałuję, że cię poznałem. Najlepiej zabieraj się z tego kraju, i zostaw nas wszystkich w spokoju! - Krzyknąłem. 
- Alex... - Łza pociekła jej po policzku. - Jak możesz coś takiego mówić...
- To prawda! Tak, cała prawda! Jakbyś się nie pojawiła w moim życiu, to Diana byłaby teraz u mnie w domu...
- Równie dobrze mogła nie wrócić do ciebie... - Burknęła.
- Możesz się uspokoić? - Miles warknął na mnie stając między nami.
- Ty też masz chyba jakieś klapki na oczach! - Zwróciłem się do niego.
- Jeżeli przyszedłeś tutaj, żeby zrobić awanturę to wyjdź. - Wskazał drzwi.
- Bardzo chętnie wyjdę!
- Mówiłem, uspokój się! - Złapał mnie za ramie.
- Nie odzywaj się do mnie! - Strąciłem jego rękę.
- Posłuchaj, przyszedłeś do mojego mieszkania i robisz awanturę... Nie możesz zrozumieć tego, że zawsze trzeba wysłuchać obu stron?!
- Jakby by ona nie wlazła mi pod samochód to bym jej nawet nie poznał! - Krzyknąłem wskazując oskarżycielsko na kobietę. 
Miles z wściekłości uderzył mnie pięścią w twarz. Długo nie czekał, oddałem mu. Po chwili obydwoje trzymaliśmy się za nosy patrząc na siebie z wrogością. 
- Co jak co, ale żeby przyjaciele się kłócili... Przeze mnie? - Podsumowała Adele, a wtedy obydwoje się na nią popatrzyliśmy. - Wyjadę na chwilę do Francji wyjaśnić wszystkie niejasności dotyczące tych wszystkich...
- Jedź i nie wracaj. - Burknąłem, odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z mieszkania.
Nie dziwiłem się, że ludzie na ulicy przechodząc obok mnie przyglądali mi się ze zdziwieniem. Leciała mi krew z nosa, którą cały czas wycierałem grzbietem dłoni.
Wróciłem do domu i wkurzony kopnąłem stojący w kuchni kosz na śmieci. Zaraz tego pożałowałem, bo musiałem to posprzątać. W ogóle żałowałem mojego wybuchu w stosunku do przyjaciela i Adele. Oni chcieli to ze mną załatwić na spokojnie... Popatrzyłem na zegarek, została jeszcze godzina. Może wcześniej wyjadę z domu? Opuszczona fabryka, do której miałem się udać znajdowała się na obrzeżach miasta. Poszedłem do łazienki w celu przemycia twarzy z krwi, umyłem też ręce. Gdy przeglądnąłem się w lustrze zauważyłem że mam czerwony nos. W sumie to się nie dziwiłem dlaczego. Zgarnąłem kluczki do samochodu z komody na przedpokoju i ponownie dzisiaj wyszedłem z mieszkania.
Kląłem pod nosem widząc sznur samochodów ciągnący się od centrum do wylotówki z miasta. Jazda samochodem w tym mieście była porażką w godzinach szczytu. 
Po godzinie - cudem - udało mi się dojechać do wyznaczonego miejsca. Nie było nikogo. Oparłem się o maskę samochodu i zapaliłem papierosa. Może po dziesięciu minutach ujrzałem samochód wjeżdżający na podjazd przed fabryką. Był to złoty Jaguar. Podjechał przede mnie. Miał przyciemniane szyby, więc nie widziałem kto jest w środku. Patrzyłem oczekująco na drzwi. Po chwili otworzyły się. Diana została wręcz wypchnięta ze środka. Jak się przewracała zdążyłem ją złapać. Ten, kto przywiózł ją tutaj zamkną drzwi i odjechał z piskiem opon.
- Diana... - Mruknąłem przytulając ją do siebie. - Jak się czujesz, wszystko w porządku? - Zapytałem z troską.
- Nie za dobrze się czuję... - Przytuliła się do mnie bardziej. - Ale raczej wszystko okey. - Uśmiechnęła się blado.
- Nic ci nie zrobili? - Przyglądnąłem się jej dokładnie.
- Nie... Ale próbowali. - Zaszlochała.
W tym momencie było mi jej niesamowicie żal. Pogłaskałem ją po głowie, a ona przyglądnęła się mojej koszuli.
- Co ci się stało? - Popatrzyła mi w oczy.
- To? - Wskazałem na niewielką plamę krwi. - Nic... Mała sprzeczka z Miles'em.
- Z Miles'em? - Zdziwiła się. - Przecież on zawsze taki spokojny...
- Masz właśnie przed sobą dowód tego spokoju. - Zaśmiałem się. - Chodźmy, nie stójmy tu. Wróćmy do domu. Naszego domu.
Zaprowadziłem Dai do samochodu i odjechaliśmy sprzed fabryki. Miałem w duchu nadzieję, że to koniec nieszczęść. Wspólnie z Dianą będziemy musieli zapomnieć o tym incydencie porwania. W końcu czas leczy rany. 

piątek, 13 czerwca 2014

|33|. Diana

Byłam w połowie schodów, kiedy mnie ktoś unieruchomił. Mimo wściekłego wyrywania się, kopania i drapania, znów zostałam zamknięta. Był to jednak tym razem duży, przestronny pokój bez okien. Nowoczesne wnętrze - białe ściany, po środku czarna kanapa, w rogu łóżko z baldachimem. Podobało mi się tu, mimo że byłam uwięziona.
- Diana? - Do środka wszedł mężczyzna w młodym wieku, może dwa lata starszy...
Był wysoki z czekoladowymi włosami i oczami tego samego koloru. Kilkudniowy zarost i krótkie ścięte włosy. Mięśnie zarysowane pod garniturem, a oczy smutne, bez wyrazu. Świdrował mnie wzrokiem, dopóki się nie odezwałam:
- No, zapewne to ja. - Warknęłam.
- Przepraszam cię za Raphaela.... Zagalopował się. - Usiadł bez skrępowania na kanapie. Jestem Mattias.
Ja, stojąc wciąż przy ścianie, podparłam się o nią.
- Usiądź - wskazał gestem fotel naprzeciwko.
- Postoję. - Odparłam.
- Jak już się zapewne domyślasz... - kontynuował, nie zwracając uwagi na moją odmowę - wzięto cię omylnie za Adele...
- Zdążyłam zauważyć - wtrąciłam kąśliwie.
- Dlatego też zamierzam cię wypuścić...
- Tak po prostu?! - Warknęłam, nie dając mu dokończyć.
- Oczywiście że nie - skarcił mnie, jak małe dziecko - po prostu zadzwoń do Adele i przekonaj ją żeby wróciła do rodzinnego miasta... do Francji.
- Macie chyba złą osobę do tego - zmarszczyłam brwi i położyłam rękę na biodrze - dziewczyna za mną nie przepada, od kiedy kręcę z Alexem.
- To poproś jego - "niecierpliwy" stwierdziłam, bo wstał i zaczął do mnie podchodzić z komórką, ledwo utrzymując złość - zadzwoń do niego czy do niej i to załatw. Byleby szybko.
Potaknęłam bez namysłu, przerażona jego nagłym wybuchem. Chwyciłam telefon i wykręciłam do Alexa.
- Alex? - Zapytałam cicho.
- Diana? DIANA! Matko, nic ci nie jest?! Gdzie jesteś, Dai!
- Żadnych informacji, bo cię zastrzelę na miejscu - zagroził mi Mattias.
- Nie ważne - Odparłam do telefonu.
- O co chodzi? Dai, robię wszystko, ale powiedz mi gdzie ty jesteś!
- To nie jest teraz najważniejsze! - Prawie krzyknęłam zrozpaczona. - Adele musi wrócić do Francji.
- Co?
- Jeżeli Adele wróci, wypuszczą mnie.
- Nie rozumiem... kto cię wyp...
- ALEX! - Przerwałam mu - dzwoń do Adele! Mnie może nie uwierzy, ale tobie... proszę cię.... - Niemal się nie rozpłakałam.
- Już do niej dzwonię, poczekaj.
Usłyszałam jak odkłada telefon na półkę nie rozłączając się i chwyta domowy. Po krótkiej ciszy odezwał się jego głos w słuchawce.
- Adele powiedziała... cytuje: "Mattias, idioto, nie wierzę że do tego się posunąłeś. Nienawidzę Cię! Wracam tylko ze względu na Dianę, kapewu? ROZUMIESZ? Zadzwoń i ją wypuść". Tak więc, jeśli można...
- Podjedź pod opuszczoną fabrykę Ceery za dwie godziny. Sam. Przywiozę ci tę twoją Dianę. - Spojrzałam z wdzięcznością na telefon. Mattias przeczesał dłonią włosy i spojrzał na zegarek, widniejący na jego nadgarstku.
- Będę za półtorej godziny - rzucił przez ramię, wychodząc z pomieszczenia. - Rozgość się.
Jak tylko zniknął za drzwiami, podbiegłam do nich i szarpnęłam za klamkę - nic. Mogłam się domyślić. Westchnęłam cicho i usiadłam na łóżku, opadając na nie plecami. Wyciągnęłam dłoń przed siebie i rozsunęłam palce.
- Alex... - Mruknęłam cicho.
I zasnęłam.
Obudził mnie dopiero Mattias, ubrany już w zwykłe ubrania - skórzaną kurtkę, biały podkoszulek i ciemne dżinsy. Gdy już wstałam, położył mi dłoń na plecach (przez co poczułam dreszcz) i wyprowadził z pokoju, omijając wiele ludzi.
- Nie odchodź ode mnie - mruknął mi na ucho. - Chodzi też o twoje bezpieczeństwo.
Nie wiedziałam czy to groźba, czy po prostu ci ludzie byli niebezpieczni, ale wolałam nie zgłębiać tematu. Wsiadłam do złotego Jaguara po stronie pasażera i Mattias ruszył z piskiem opon, wyjeżdżając z podjazdu.
- Diana, co do tego wszystkiego...
- Nie wydam was. - Odparłam stanowczo.
Mężczyzna wyraźnie zbity z tropu spojrzał na mnie.
- Po pierwsze - starałam się wyjaśnić - mógłbyś mieć problemy, łącznie z Alexem i Adele. Po drugie, musiałabym wydać Raphaela, a nie pozwala mi na to...
- ...wasza dawna obietnica?
Spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
- Opowiadał mi o was - spojrzał na mnie przelotnie, po chwili wracając do kierunku jazdy.
- Wysadź mnie wreszcie! - Zacisnęłam palce na uchwycie w drzwiach.
Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tej sytuacji.

czwartek, 12 czerwca 2014

|32|. Adele

Włączyłam telewizor i przerzucałam kanały. Gdy Miles wszedł do salonu akurat zatrzymałam na jakimś filmie - bo tak to wszędzie były reklamy. Usiadł obok mnie i wyciągnął nogi przed siebie. Widać było, że jest zmęczony.
- Jadłaś coś jak mnie nie było? - Zapytał patrząc na mnie.
- Tak. Byłam w sklepie i kupiłam...
- Jak to byłaś w sklepie? - Przerwał mi. - Adele, ja naprawdę nie chcę żeby ci coś zrobili.
- Ja też nie. - Uspokoiłam go. - Nie musisz się o mnie martwić. Wystarczy już, że nie mieszkam sama.
- Przecież mieszkałaś z...
- Ogrodnikiem. - Dokończyłam. - Wspaniały człowiek.
- Co teraz z twoim domem?
- Już wcześniej o tym myślałam ale dopiero teraz zrealizowałam swój pomysł.
- A... O czym myślałaś?
- O wynajęciu. Od razu jak tylko wczoraj się stamtąd wyniosłam, wprowadziła się młoda parka.
- Sprytnie. - Na chwilę zamilkł. - Czyli... Na pewno nie jesteś głodna? - Widać, że wolał dopytać.
- Nie, nie. - Zaśmiałam się.
- A to zaraz wracam. Muszę coś zjeść bo cały dzień jestem na głodzie. - Parsknął śmiechem i poszedł do kuchni.
Wstałam i podeszłam do okna. Podobny widok jak u Alexa, ale z innej strony. On miał widok na centrum, zaś Miles na jedną z dróg odchodzących z reszty miasta. Nim się obejrzałam mężczyzna wrócił z dwiema kanapkami na talerzu.
- I ty się tym najesz? - Zapytałam nie dowierzając.
- No... Nie za bardzo, ale nie chce mi się iść do sklepu po chleb. Kupię jutro z rana... To co oglądamy? - Uśmiechnął się.
- A nie wiem. Jakiś film idzie. - Spojrzałam na telewizor.
Usiadłam ponownie obok niego wpatrując się w ekran.
- Chcesz wino?
- A masz? - Zdziwiłam się.
- Mam, mam. I to nie byle jakie. - Energicznie wstał zabierając ze sobą pusty talerz. - To czekaj minutkę, tylko je znajdę.
Odpowiedziałam mu uśmiechem. Martwiło mnie, że Miles nie powiedział mi wszystkiego o Alex'ie. Wiedziałam, że coś się musiało dzisiaj stać. Wyjęłam telefon z kieszeni i poszłam do sypialni. Wybrałam numer do przyjaciela i czekałam aż odbierze.
- Słucham? - Odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć, tu ja Adele. Jak się masz? Słyszałam, że ktoś cię pobił...
- No cześć... Tak, to prawda. Wszystko u was w porządku?
- Tak, tak. Co tam u Diany? - Powiedziałam krzywiąc się lekko. Nie za bardzo ją lubiłam.
- Eh... - Słychać było zdołowanie w jego głosie.
- Coś nie tak? - Zmartwiłam się.
- Porwali ją... - Mruknął.
- Jak to porwali?! - Nie docierało do mnie to, co mówił.
- Nie wiem gdzie, za co? Myślę, że tobie też grozi niebezpieczeństwo...
- Po czym stwierdzasz. - Poczułam niepokój, który mnie przeszył.
- Jak ten bandzior co mnie pobił wparował do mojego mieszkania, to pokazał mi dwa zdjęcia. Jedno Diany, a... Jedno twoje...
Nie wiedziałam co powiedzieć. To co usłyszałam zwaliło mnie z nóg. Czego oni do cholery chcą? Pieniędzy? Satysfakcji? Nie wiem... W mojej głowie było pełno złych myśli i przeczuć.
- Przepraszam, muszę kończyć. - Powiedział.
- Nie ma sprawy. Trzymaj się tam jakoś! Znajdą ją. - Postanowiłam go pocieszyć.
- Dzięki. - Choć na chwilę usłyszałam nadzieję w jego głosie. - Cześć. - Rozłączył się.
Wyszłam z powrotem do salonu. Rozbawił mnie widok Milesa mocującego się z korkociągiem.
- Zepsuł się i muszę sobie jakoś radzić.
- Zabawnie to wygląda. - Zakryłam dłonią usta, żeby się nie roześmiać.
- Śmiej się, śmiej. Jeszcze to otworzę. - Zaczął się śmiać. - Co za...
- Daj to. - Odebrałam od niego butelkę. - Patrz na zawodowca. - Popatrzyłam na niego wyzywająco. - Proszę bardzo. - Podałam mu już otwartą butelkę.
- No nie! - Poczuł się oburzony. - Kobieta poradziła sobie lepiej od faceta... - Zażartował.
Zamiast oglądać film siedzieliśmy przez cały wieczór popijając wino i rozmawiając. Wbrew pozorom - na początku myślałam, że to lekkoduch - Miles potrafi być poważny i potrafi rozmawiać mądrze. Było już naprawdę późno gdy popatrzyłam na zegarek. Jak odwróciłam wzrok z powrotem na Milesa, on przyglądał mi się badawczo. Nagle zaczął się bawić moimi włosami.
- Masz ładne włosy.
- Dziękuję. - Zarumieniłam się lekko.
Nawet nie wiem kiedy zbliżyliśmy się do siebie. Miles cmoknął mnie w usta, co przeszło do dłuższego pocałunku. Przez to, że trochę wypiliśmy. Zapomnieliśmy się. Zapomnieliśmy też o problemach, które nas otaczają. Poczucie winy, że "znamy się krótko", albo "nie powinnam" chwilowo minęło.