czwartek, 29 maja 2014

|18|. Alex

- Pytam się jeszcze raz, po co tu przyjechałaś i mącisz mi w głowie?! - Krzyknąłem na Dianę jak tylko wyszliśmy z kawiarni.
- Alex... Ja ci nie mącę w głowie! Wróciłam, czy to takie złe?
- A co zrobiłaś przed tym? - Burknąłem na nią.
Ulica była pusta, postanowiłem usiąść na krawężniku i zapalić papierosa. Z lokalu wyszła Adele, najpierw popatrzyła na Dianę potem na mnie.
- Wrócę do domu, lepiej żebyście sobie szczerze porozmawiali. - Powiedziała kładąc mi od tyłu rękę na ramieniu.
- Uważaj na siebie. - Spojrzałem na Adele.
- Ha! Kiedyś do mnie tak mówił... - Wtrąciła się Diana.
- Możesz się zamknąć?! - Skierowałem do byłej patrząc jak Adele po odejściu od nas jest już daleko. - Więc zamknij się!
- Jak możesz...
- Przepraszam... - Wyrzuciłem niedopałek przed siebie. - Nie chciałem... - Wstałem i przytuliłem ją mocno.
- Śmierdzi od ciebie dymem. - Skrzywiła się, ale nie protestowała gdy ją obejmowałem.
- Gdzie ty tyle byłaś? - Spytałem puszczając ją.
- We Włoszech...
- Pewnie z tym facetem... - Poczułem jednocześnie smutek i ból. Tego bólu było więcej.
- A nawet jeśli to co?
- Dai... - Przewróciłem oczami.
- Dawno nikt tak do mnie nie mówił. - Podeszła do mnie bliżej.
- Wiem jakie masz zamiary. - Odsunąłem się gwałtownie.
- Jutro masz koncert. - Zmieniła temat.
- Skąd wiesz? - Zdziwiłem się.
- Jamie mi powiedział. O ile się nie mylę to też bierze w nim dość czynny udział.
- Co ci jeszcze Jamie powiedział? - Burknąłem w złości. - Pewnie wiesz więcej o mnie niż ja sam!
- Wróćmy tam do niego, chodź. - Pociągnęła mnie za rękę, przez to poczułem się jak dawniej... W sumie to nie było aż tak dawno bo tylko miesiąc temu...
- Zjecie coś? - Zaproponował rozbawiony Jamie.
- Coś taki uradowany? - Powiedziałem mierząc go wzrokiem.
- Chodź na chwilkę.
Zostawiliśmy Dianę samą przy stoliku. Poszliśmy w bardziej ustronne miejsce kawiarni, tak żeby nas nie słyszała. Przyjaciel rozejrzał się.
- I jak, wszystko sobie wyjaśniliście? Wróciliście do siebie? - Zapytał podekscytowany.
- My... - Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Dacie sobie radę beze mnie. Wrócę do domu podobnie jak Adele, a wy sobie powyjaśniajcie wszystkie pozostałe niejasności.
- Jakie niejasności? - Syknąłem do niego. - Nie będę z nią nigdy więcej!
- Dobra, dobra. Spokojnie. - Wziął mnie pociągnął za ramię z powrotem do stolika przy którym siedziała kobieta. - To do zobaczenia wam. - Pożegnał się, zdjął kurtkę z oparcia krzesła i wyszedł.
Zostałem z nią sam. Co ona sobie w ogóle myśli? Że rzuciła mnie dla jakiegoś palanta a potem wraca jakby nigdy nic i... W moich myślach panował prawdziwy chaos, chyba taki sam jak w sercu. Usiadłem na wprost niej i wzdychnąłem głośno.
- Idziemy stąd... - Mruknąłem pod nosem, co było ledwo słyszalne przez Dianę.
- Jak chcesz. - Nagle, po tym wszystkim udawała albo była spokojna i opanowana.
Wyszliśmy z powrotem na zewnątrz. Odetchnąłem głęboko wieczornym powietrzem. Patrzyłem gdzie ona idzie, gdy zauważyłem że podchodzi do dużego motoru.
- Przynajmniej gust ci się nie zmienił. - Prychnąłem.
- Wsiadasz? - Powiedziała zachęcająco.
- Nie mam kasku...
- Oj weź, mieszkasz niedaleko... Nikt nie zauważy, a postaram się żebyśmy dojechali cali.
Po tej krótkiej namowie zgodziłem się. Dai nic się nie zmieniła, wciąż była szalona, żyła chwilą, nie przejmowała się późniejszymi konsekwencjami...
Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu, przed moim blokiem.
- Mogę iść z tobą? - Zapytała przekrzywiając lekko głowę.
Nic się nie odezwałem, co w jej języku znaczyło "Tak". Wyszliśmy na górę. Otwierając mieszkanie popatrzyłem na jej uśmiechniętą twarz. Może mi się zdaje, że stoi obok mnie? Może jaj tak naprawdę tutaj nie ma, a ja zwariowałem? Z zamyślenia ocucił mnie buziak który dostałem w policzek po otworzeniu drzwi. Wszedłem za nią do mieszkania i zdjąłem skórzaną kurtkę. Poszedłem do kuchni i w tym samym momencie zadzwonił telefon.
- Słucham.
- Cześć Alex. - To była Adele. - Jak się czujesz? - Zapytała łagodnym głosem.
- Cześć... Sam nie wiem jak się czuję. Dobrze mi w sumie było jak byłem sam.
- Rozumiem. Mam mały problem... - Teraz w jej głosie usłyszałem zaniepokojenie.
- Co się stało? - Spytałem z troską.
- Dalej te pogróżki...
- Idź z tym na policję. - Powiedziałem stanowczo.
- Chyba tak zrobię, ale to jutro. Po pracy.
- Dobrze. - Ucieszyłem się, że kobieta postanowiła coś z tym zrobić. - Widzimy się jutro?
Nagle Diana wyrwała mi telefon, coś do niego powiedziała i odrzuciła go na stół. Popatrzyła na urządzenie z satysfakcją, potem przeniosła wzrok na mnie.
- Co ty do cholery robisz? - Wściekłem się.
- Jak mamy być ze sobą, to sami. Bez żadnej Adele. - Mówiąc to niebezpiecznie zbliżyła się do mnie.
Żałowałem, że w ogóle zgodziłem się na jej powrót... I jeszcze wpuściłem ją do mieszkania. Nie chciałem od niej nic więcej, tylko najlepiej tego żeby sobie poszła... Tylko nie potrafiłem jej tego powiedzieć. Nie potrafiłem ranić tak jak to zrobiła ona.