Poranek był ładny, słoneczny. Dzisiaj mieliśmy nagrywać gdzieś na przedmieściach Sheffield. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Widziałam jak ogrodnik przycina żywopłot. Mieszkałam sama w willi na obrzeżach miasta. Poszłam do łazienki by się trochę odświeżyć. Po prysznicu wróciłam do pokoju. Nie miałam ochoty nic jeść... Pomyślałam, że zjem na planie. Usiadłam przed toaletką i zrobiłam sobie makijaż, który nie wyglądał niewłaściwie. Lubię robić delikatny makijaż, a w filmach zazwyczaj nieco przesadzają z pudrem i cieniami do powiek. W pewnym momencie usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Podbiegłam do komody, na której leżała moja torebka. Zaczęłam w niej grzebać ale nie mogłam znaleźć komórki. Wywróciłam ją do góry nogami i potrząsnęłam aby jej zawartość wypadła wraz z telefonem, który już przestał dzwonić. Zobaczyłam jak z jednej z kieszeni wypada biała karteczka. Podniosłam ją z podłogi. Widząc "wizytówkę" zaśmiałam się sama do siebie. Nie wiem czemu ale wczoraj nie zauważyłam sposobu w jaki była zapisana. Była po prostu niechlujna z nabazgranym numerem telefonu... Co jak co, ale mężczyzna od którego wczoraj dostałam tą karteczkę nie ma zbyt ładnego charakteru pisma. Biorąc znaleziony już telefon wykręciłam numer, z którego ktoś przed chwilą ktoś do mnie dzwonił.
- Słucham. - Odezwał się głos po kilku sygnałach.
- Cześć, dzwoniłeś. Przepraszam, ale nie zdążyłam odebrać...
- Tak, dzwoniłem. Chciałem ci tylko przekazać, że nie będziemy dzisiaj nagrywać. Jerry, ten aktor z którym miałaś dzisiaj grać rozchorował się. Wpadliśmy wraz z ekipą na pomysł, że może nagramy inną scenę jutro? Żeby nie zostać w tyle... Co ty na to?
- Dobrze, zgadzam się. - Powiedziałam poważnie, lecz ciesząc się w duchu. - Więc dzisiaj dzień wolnego?
- Najwyraźniej tak. Dobra, kończę bo zaczynają coś majstrować ze ścieżką dźwiękową. Do jutra.
Nie zdążyłam się nawet pożegnać z reżyserem. Rozłączył się tak szybko, że się nie zapytałam jaką jutro będziemy grać scenę...
"Skoro mam dzisiaj wolne to może zadzwonię do Alexa?" - Pomyślałam. Wykręciłam na telefonie numer, który ledwo co się doczytałam i czekałam.
- Tak? - Słychać było zaspany, znajomy głos.
- Witaj, to ja. Adele. - Przedstawiłam się.
- A...Adele? - Zająkną się.
- Obudziłam cię? - Zaśmiałam się do słuchawki.
- No... Tak... - Widać, że nie wiedział jak to powiedzieć.
- Czy masz może dzisiaj wolny dzień? - Zapytałam i muszę przyznać, że dość długo czekałam na odpowiedź.
- Mam. - Słychać było entuzjazm w jego głosie. - A co?
- Bo widzisz... Ja też mam dzisiaj wolne.
- To może... - Zaczął. - Spotkamy się w jakiejś kawiarni, co ty na to?
- Hmm, dobry pomysł. - Zgodziłam się. - To gdzie?
- Znam taką dobrą. Może przyjadę po ciebie?
- Nie. - Odparłam szybko. Nie chciałam żeby się dowiedział gdzie mieszkam, w sensie w jakim domu... Wyszłabym w jego oczach na snobkę. - Będę czekać przy tej galerii gdzie mnie wczoraj podrzuciłeś.
- Dobrze, nie ma sprawy. - Zawiódł się nieco. - O której tam będziesz?
- Szesnasta?
- Zgoda. To do zobaczenia. - Pożegnał się.
Rozłączyłam się. Cieszyłam się na to spotkanie. Chodź znałam go bardzo krótko... Właściwie w ogóle to miło mieć jakiegoś znajomego w tym mieście... Odkąd przeprowadziłam się tutaj z Francji doskwierała mi samotność. Uśmiechnęłam się sama do siebie i poszłam na parter do kuchni. Postanowiłam jednak coś zjeść.