Siedzieliśmy w kawiarni. Patrzyłem jak Adele próbuje się zabrać do swojego deseru. Były to trzy gałki lodów w różnych smakach z bitą śmietaną na górze i polewą. Zamówiła taki podstawowy, nie chciała wyszukanego.
- A ty nic nie bierzesz? - Zapytała nabierając łyżeczką trochę loda.
- Nie, oszczędzam się na wieczór... - Zaśmiałem się.
- A cóż takiego będziesz robił?
- Zaprosiłem przyjaciela na mecz dziś wieczorem... I wiesz nie widzieliśmy się dziesięć lat, więc będzie to i owo do obgadania.
- I oszczędzasz się na gadanie? - Zaśmiała się.
- Nie, chodziło mi też o to że nie wiadomo co on ze sobą przywlecze. Zawsze miał talent do przynoszenia chyba całego jedzenia z okolicy.
- Kim on jest? Ten twój przyjaciel?
- Muzykiem, tak jak ja. Tylko że on ma ciężej...
- Dlaczego ciężej?
- Ponieważ musi się zadowalać średnią karierą a wcześniej chciał pracować ze mną, ale...
- Ale co? - Dokończyła za mnie.
- Zwiał... Do Londynu. Myślał, że tam uda mu się odnaleźć nowe lepsze życie. Lecz wrócił, po tylu latach... - Na to wspomnienie popatrzyłem gdzieś daleko przed siebie. - Chciałbym mu jakoś pomóc.
- To zaproponuj mu współpracę. - Powiedziała z uśmiechem podsumowując.
- Ha, żeby to było takie proste... Chodzi mniej więcej o to, że mamy już komplet. On też gra na gitarze a cztery gitary na scenie to by było lekkie przegięcie. - Oparłem się łokciem o stolik. - Chyba jednak coś zamówię.
Po namyśle zamówiłem taki zam deser jak Adele, więc jedliśmy razem. Po jakiejś godzinie opuściliśmy kawiarnię. Idąc chodnikiem do zaparkowanego po przeciwnej stronie ulicy samochodu przystanąłem na chwilę i zapytałem:
- Może się przejdziemy kawałek? A potem cię odwiozę do domu.
- Yyy... - Nie wiedziała co powiedzieć.
- No zgódź się. - Uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- Hmm, niech stracę. - Odwzajemniła uśmiech, choć niepewny.
- Tam jest ładny park. - Wskazałem palcem.
- Wiem, byłam tam niedawno.
- Idziemy?
- Jasne.
Ruszyliśmy więc nie czekając w stronę parku. Robiło się już coraz chłodniej ale jakoś nam to nie przeszkadzało, ponieważ było nadal słonecznie. Usiedliśmy na ławce przy fontannie. Nad nami było drzewo ładnie kwitnące tej wiosny, wydzielało silny przyjemny zapach.
- Daleko stąd mieszkasz? - Zapytałem przerywając ciszę.
- Nie aż tak. - Powiedziała szybko. - A ty?
- Ja mam stąd rzut kamieniem do domu. - Poczułem drganie telefonu w kieszeni. - Przepraszam, ktoś dzwoni.
- Idź odbierz. - Uśmiechnęła się.
Wstałem i odszedłem parę metrów od ławki by odebrać telefon. Dzwonił Matt.
- Cześć Alex. Możesz rozmawiać? Nie przeszkadzam?
- Cześć... Przeszkadzasz. - Zaśmiałem się.
- Dobra, to będę mówił szybko. - Było słychać jego rozbawienie w głosie. - Więc do rzeczy. Jutro rano mamy malutki akustyczny występ w radiu... W sensie zaproszenie dostaliśmy, ja i ty. Zgadzasz się?
- Chyba... Tak. - Odpowiedziałem po krótkim zastanowieniu.
- Świetnie. - Ucieszył się. - To co, jutro o dziewiątej przed budynkiem radia?
- Zgoda. Myślę, że nie ma problemu.
- To do jutra. Trzymaj się.
- No cześć.
Rozłączyłem się i odwróciłem w stronę kobiety siedzącej na ławce. Dopiero teraz zacząłem myśleć czy jutro rano mi nic nie wypada, ale chyba nie. Muszę tylko powiedzieć Miles'owi, że nie będę mógł za dużo pić bo potem nie wstanę. Rozmyślając nad planami wróciłem do Adele.
- Wiesz... Zrobiło się już późno i dość chłodno... - Powiedziała.
- Spokojnie, odwiozę cię.
- Dziękuję. - Zarumieniła się lekko.
- To wstawaj. - Uśmiechnąłem się do niej.
- Ała! - Krzyknęła.
- Co się stało? - Zapytałem z troską.
- Chyba skręciłam kostkę... Tu jest taki nierówny chodnik...
- O rany... - Wzdychnąłem. - Chodź. - Podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce.
- Zwariowałeś?! - Wściekła się.
- No co, chcesz w takim stanie iść do samochodu?
Kobieta nic się nie odezwała. Szedłem niosąc ją na rękach. Gdy doszedłem do samochodu powiedziałem jej żeby usiadła na tylnych siedzeniach. Wyjąłem materiał, w którym zazwyczaj przewoziłem gitarę z bagażnika i podałem jej.
- Po co mi to? - Zapytała.
- Podłóż sobie pod stopę żeby była trochę wyżej.
- Dobra... - Powiedziała krzywiąc się z bólu.
- Jak zareagujesz od razu to obejdzie się bez gipsu. - Pocieszyłem ją. - Zobacz w jakich będziesz jechać luksusach, cały tył dla ciebie.
- Ha, ha bardzo śmieszne. - Powiedziała w złości.
Ruszyłem samochodem z miejsca. Omijając wszystkie wieczorne korki objechałem centrum. Dojeżdżając do drogi, która prowadziła na obrzeża miasta postanowiłem spytać kobietę gdzie mieszka. Odwróciłem się i zobaczyłem, że Adele usnęła... Jakoś nie miałem sumienia jej budzić, więc postanowiłem że przenocuję ją u siebie. Najwyżej będę musiał się opiekować tą dwójką - Miles'em i Adele, żeby sobie wzajemnie nie przeszkadzali. Zawróciłem i pokierowałem się w stronę swojego mieszkania.