sobota, 24 maja 2014

|13|. Alex

Po tym jak Adele wyszła ode mnie z mieszkania pierwszy raz od dłuższego czasu pociekły mi łzy z oczu. Byłem przywiązany do Diany, bo tak miała na imię moja dziewczyna. Właściwie to kochałem ją ponad wszystko, a ona mnie zostawiła dla tego... Wstałem od stołu i podszedłem do jednej z szafek w kuchni. Otworzyłem ją i przyglądnąłem się zawartości. Jakieś wino, whisky, likiery i inne dziadostwa. Wyjąłem whisky i nalałem trochę do szklanki. Poszedłem do salonu i położyłem się na sofie stawiając wcześniej szklankę na stoliku. Wpatrywałem się w sufit bez celu... Chyba jeszcze nie doszedłem do siebie po jej odejściu. Miała takie ładne oczy... I delikatną cerę... Usłyszałem jak dzwoni telefon pozostawiony przeze mnie w kuchni. Wzdychnąłem głośno i wstałem mozolnie idąc do kuchni.
- Słucham...
- Cześć Alex! - Odezwał się wesoły głos.
- Co chcesz? - Zapytałem.
- Pomógłbyś mi w pewnej sprawie?
- Zależy o co chodzi...
- Hm... - Miles zaczął myśleć. - Potrzebuję gitary akustycznej na dzisiejszy wieczór.
- Jest rozstrojona... - Wróciłem do salonu i napiłem się łyka whisky.
- To najmniejszy problem. Chodzi mi o to, że moja ma nowe struny co psuje jej brzmienie...
- Dobra, to kiedy po nią przyjdziesz?
- No... Jest mały problem. - Zrobił pauzę. - Jestem w szpitalu, ale popołudniu wychodzę i nie zdążyłbym iść jeszcze do ciebie a mam występ.
- Zaraz... - Dotarło do mnie co powiedział przyjaciel. - Jak to jesteś w szpitalu?! Co się stało?
- Więc... Jak ostatnio od ciebie wracałem to napadło na mnie kilka typków...
- Czego chcieli?
- Pieniędzy... Jak chyba każdy złodziej. - Zaśmiał się.
- Nic ci nie zrobili?
- Trochę pokiereszowali, ale już dochodzę do siebie.
- Wczoraj to było?
- Tak, pewnie nie pamiętasz bo...
- Byłem pijany. - Powiedziałem gorzko. - To co z tą gitarą? - Wróciłem do tematu.
- Przywiózł byś mi ją do szpitala? I fajnie by było jakbyś ją nastroił... Chyba, że ci się nie chce to się sam tym zajmę.
- Wykluczone. Wszystkim zajmę się sam. - Zaśmiałem się do niego. - Nie pozwolę, żeby taki połamaniec jak ty zakłócał spokój na oddziale.
- Dzięki. To za ile będziesz?
- Za niedługo. Który to szpital?
Gdy Miles podał mi adres pożegnałem się z nim i rozłączyłem. Zapominając o Dianie poszedłem do sypialni gdzie w szafie trzymałem futerał z gitarą. Wyjąłem ją i usiadłem na łóżku. Pobrzdąkałem kilkoma strunami i stwierdziłem, że naprawdę jest rozstrojona.
Pół godziny zajęło mi strojenie jej i czyszczenie. Po tym czasie wyglądała jak nowa. Zagrałem na niej kilka melodii i spakowałem z powrotem do futerału. Nie czekając ni chwili dłużej wyszedłem z mieszkania i pojechałem do szpitala. Oczywiście nie ominąłem korków czyhających tu i ówdzie. Będąc już na oddziale, o którym mówił Miles podszedłem do przechodzącego obok mnie lekarza.
- Przepraszam! - Zawołałem zaczepiając go. - Gdzie tu jest sala obserwacji?
- A pan gdzie z tym instrumentem? - Skarcił mnie.
- Do przyjaciela. Od razu mówię, że żaden z nas nie będzie tutaj grał. - Zacząłem szybko tłumaczyć.
- Mhm... - Przyglądnął mi się uważnej. - Tam jest sala obserwacji. - Wskazał.
- Dziękuję.
Poszedłem we wskazanym kierunku, i już miałem skręcać do sali gdy wpadłem na kogoś. Okazało się, że to był Miles. W ręce trzymał wypis.
- Jednak cię trochę wcześniej wypuścili. - Powiedziałem.
- Jak widać. - Uśmiechnął się. - To jak, idziemy?
- Miałem ci tylko przywieźć gitarę...
- Wiem. Ale zostawisz przyjaciela w potrzebie?
- Eh... - Burknąłem pod nosem. - To gdzie cię zawieść?
Zanim wyszliśmy ze szpitala Miles opowiadał mi długą historię o tym co mu się wczoraj przydarzyło. Z dumą powiedział, że zapamiętał twarze tych zbirów i policja już się nimi zajmuje.
Wsiedliśmy do mojego samochodu i pokierowaliśmy się do domu kultury. Gdy byliśmy już na miejscu zrobiło się ciemno. Ostatnio ten czas tak szybko leciał, że nawet nie wiedziałem kiedy ten dzień tak szybko minął. Po dwudziestej Miles usiadł na krześle z gitarą i grał znane utwory. Widownia słuchała, po ich minach widziałem że się im podoba. Kiedy występ się skończył, przyjaciela poproszono o autografy i wspólne zdjęcia. W pewnym momencie zadzwonił mi telefon. Kto do mnie dzwoni o dziesiątej wieczór? Spojrzałem na wyświetlacz, to była Adele.
- Alex, pomóż mi. - Pierwsze słowa jakie usłyszałem po odebraniu. - Oni... - Ewidentnie było słychać, że jest zdenerwowana.
- Adele, spokojnie. - Starałem się ją jakoś uspokoić. - Co się dzieje.
- Jestem sama w domu a ktoś się tutaj kręci...
- Gdzie mieszkasz?
Kobieta podała mi swój adres zamieszkania. Słysząc ulicę wiedziałem gdzie pojechać. Sheffield nie było mi obce.
- Już jadę, zaraz tam będę. Czekaj na mnie. - Powiedziałem i rozłączyłem się.
Podbiegłem do Miles'a i przerwałem mu rozmowę z dyrektorem domu kultury.
- O co chodzi? - Był zły, że mu przerywam.
- Muszę jechać, nagła sprawa...
- Jak taka nagła to wrócę sam. - Uśmiechną się. - Leć, nie zatrzymuję.
- Dzięki ci stary.
Wybiegłem z budynku i zacząłem szukać swojego samochodu na parkingu. Jak tylko go znalazłem wsiadłem do środka i odjechałem z piskiem opon.