niedziela, 25 maja 2014

|15|. Alex

- Halo, słucham. - Odebrałem telefon z samego rana.
- Cześć, mogę ci dzisiaj oddać gitarę? - Zapytał Miles z tą samą co zawsze radością w głosie.
- Czemu dzwonisz tak wcześnie? - Przetarłem ręką oczy. - Wiesz, która jest godzina?
- Wiem. - Odparł pospiesznie. - Chciałem ci ją oddać przed zakupami, ale stoję przed twoimi drzwiami i nie otwierasz... Coś się stało?
- Jak to stoisz przed moimi drzwiami? - Zerwałem się z sofy aż poczułem ból w karku.
- No... Stoję i zastanawiam się czemu nie otwierasz. - Zaśmiał się.
- Bo mnie nie ma w domu... - Mruknąłem pod nosem do telefonu rozmasowując kark. - Wróć do domu to przyjadę po nią do ciebie.
- Aha, dobra. - Zrobił pauzę. - A o której przyjedziesz?
- Nie wiem! - Wściekłem się, chciałem się rozłączyć.
- Widzę, że nie jesteś w humorze... W takim razie czekam na ciebie. Mieszkam cztery klatki dalej, tam przy zakręcie...Wiesz gdzie.
- Wiem, a które piętro? Mieszkanie?
- Drugie piętro, mieszkanie 57a.
- Dzięki, to do zobaczenia. - Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni.
Rozglądnąłem się po salonie w którym stałem. Był ładnie, nowocześnie urządzony. Widać było kobiecą rękę, choć szczerze wątpiłem żeby Adele sama sprzątała tak duży dom. Usłyszałem jak schodzi po schodach na parter.
- Dzień dobry, jak się spało? - Wychyliłem się zza ściany bardziej na środek, żeby mnie zobaczyła.
- A, dobrze. Przynajmniej się nie bałam, że ktoś tu wejdzie.
- Pilnowałem dopóki mi zmęczenie pozwoliło. - Uśmiechnąłem się. - Masz kawę? Ledwo się trzymam na nogach...
- Jasne, chodź. - Zaprosiła mnie gestem ręki do kuchni.
Idąc za nią przyglądałem się korytarzowi i innym otaczającym mnie pomieszczeniom. Wczoraj jak tu przyjechałem było ciemno, więc wielu szczegół nie zauważyłem. Usiadłem na wysokim krześle barowym przy blacie w kuchni, a Adele po drugiej stronie robiła kawę.
- Dużo cię kosztuje takie mieszkanie? - Zapytałem opierając łokcie na blacie.
- Trochę tak... - Odpowiedziała niechętnie. - Mam tu jeszcze kilku pracowników... - Nie chciała się przechwalać, tylko powiedzieć jak jest. To było widać.
- Mhm, a ci pracownicy czym się zajmują?
- Jeden jest ogrodnikiem. - Powiedziała stojąc do mnie tyłem i nasypując kawy do filiżanek. - Miły stary mężczyzna, który właściwie zawsze mnie wspiera w trudnych chwilach...
- To czemu go tu wczoraj nie było? Zostawił cię całkiem samą...
- Wyjechał na dwa dni, jakaś ważna sprawa. Jutro wraca.
- Ciekawe, ktoś musiał wiedzieć, że jesteś sama bo... Zazwyczaj to ten ogrodnik tu jest, prawda? - Analizowałem powoli fakty.
- Tak, mieszka tu. Ma swój pokój na górze.
- A ci inni pracownicy?
- Czasem przychodzi tutaj taka sprzątaczka.
- Też mieszka w twoim domu?
- Nie. Jak już mówiłam, czasem tu przychodzi.
- Dobre masz z nią chociaż relacje?
- Raczej, tak. - Pomyślała chwilę. - Ale chyba jej nie podejrzewasz?
- Nie, nie sądzę żeby kobieta miała tyle siły żeby rzucić ciężkim kamieniem wybijając przy tym okno...
- Tak... Zwłaszcza, że jest dość drobnej postury. - Proszę. - Podała mi filiżankę gorącej kawy. - Chcesz coś zjeść do tego?
- Dziękuję. - Odebrałem od niej naczynie. - W sumie to nie jestem głodny więc nie zaprzątaj sobie głowy.
- Nie będzie ci przeszkadzało jak coś zjem? - Spytała.
- Nie, no coś ty! - Parsknąłem. - Jedz śmiało. - Powiedziałem, po czym napiłem się łyka kawy. - Mmm, dobra.
Gdy Adele jadła śniadanie poszedłem do salonu przyglądnąć się temu wybitemu oknu. Zastanawiało mnie z jakiego powodu ktoś próbuje nastraszyć Adele. Przecież nie mieszka tu za długo, pewnie z kilka miesięcy sądząc po wyglądzie mebli. Wróciłem do kuchni i widząc jak kobieta kończy jeść zapytałem:
- Na pewno nie masz z nikim na pieńku w tej okolicy?
- Wiedziałabym chyba. - Odpowiedziała takim tonem, jakbym robił z niej wariatkę. - A, właśnie... Mam małą sprawę.
- Jaką?
- Nie pojechałbyś ze mną do jakiegoś serwisu, albo coś? Pasuje mi wprawić nowe okno, bo nie będę kusiła sąsiadów do plotek i nakręcania sprawy. Poza tym w lecie będzie dobrze, chłodniej ale już na jesień to nie będzie za ciekawie. - Zaśmiała się.
- Wątpię, żebyś czekała aż do jesieni. - Sam zacząłem się śmiać. - Pojadę, pojadę.
- To poczekasz na mnie? Ubiorę się szybko i będziemy mogli jechać. - Wstała od stołu i włożyła naczynia do zlewu.
- Nie ma sprawy. Będę jak coś w samochodzie.
Wyszedłem z domu i idąc do samochodu zaparkowanego po przeciwnej stronie ulicy usłyszałem ryk silnika. Patrząc w prawo zauważyłem czarne auto jadące z dużą prędkością w moją stronę. Było coraz bliżej, więc pobiegłem i prześlizgnąłem się po masce swojego samochodu. Gdybym tego nie zrobił to nie wiem jakby się to skończyło. Adele wyszła z domu zamykając drzwi i podeszła do mnie.
- Coś taki blady? - Zapytała patrząc.
- Omal mnie jakiś wariat nie rozjechał. - Nie mogłem ustabilizować przyspieszonego oddechu. - Już dobrze... - Uspokoiłem ją. - Jedziemy?
- Jedziemy. - Mruknęła nadal mi się przyglądając.
Po chwili odjechaliśmy z miejsca.