sobota, 31 maja 2014

|20|. Alex

To było naprawdę dziwne kiedy siedzieliśmy przy jednym stole. Adele, Diana i Ja. Ten układ nie pasował do niczego... Jeszcze jak Adele zaczęła rozmawiać o moim związku z Dianą. Kręciłem pustym już kieliszkiem od wina, gdy Dai prowadziła dość żywą rozmowę z Adele. Wtedy pomyślałem, że może się polubią?
- A ty kim jesteś? W sensie... Czym się zajmujesz? - Spytała Dai.
- Jestem aktorką. - Odpowiedziała spokojnie. - A ty?
- Eh... - Wzdychnęła głośno. - Siatkarką.
- Mhm, więc zajmujesz się sportem?
Poczułem w pewnej chwili, że ta pogawędka nie skończy się za dobrze. Rozpoznałem to po tonie głosu jakim rozmawiały ze sobą.
- Dość już... - Przetarłem oczy. - Lepiej będzie jak już Adele pójdzie, a ty się położysz.
- Mogę cię wziąć na słówko? - Powiedziała przyjaciółka.
- Chyba tak. - Uśmiechnąłem się krzywo i wstałem od stołu.
Gdy Adele ubierała płaszcz jednocześnie coś do mnie powiedziała, ale nie usłyszałem co.
- Przepraszam, co mówiłaś? - Wyrwałem się z zamyślenia.
- Mówiłam, że źle wyglądasz.
- Serio? - Popatrzyłem w lustro. - E, tam. - Zaśmiałem się. - Wybacz, że cię tak wyganiam...
- Nic się nie dzieje. - Uśmiechnęła się przyjaźnie. - I tak miałam iść... - Nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi. - To do zobaczenia... Jutro? - Spojrzała pytająco.
- Jutro mam koncert... - Skrzywiłem się lekko. - Ale to wieczorem.
- Najwyżej się jeszcze zdzwonimy. Cześć. - Pożegnała się i wyszła.
Przekręciłem za nią zamek w drzwiach chwilę się zatrzymując. Oparłem się plecami o drzwi i osunąłem na podłogę. Siedząc na ziemi zobaczyłem jak Diana idzie do mnie z salonu.
- Poszła już? - Zapytała z uśmiechem.
- Taaak. - Mruknąłem pod nosem. - Zadowolona?
- Bardzo. - Skoczny krokiem podeszła do mnie i usiadła obok kładąc głowę na moim ramieniu.
- Wiesz co? - Zacząłem.
- Co?
- Mimo tego co zrobiłaś... I tak cię kocham. - Gdy to powiedziałem, poczułem się naprawdę dziwnie.
- Też cię kocham. - Odparła przytulając się bardziej. - Musimy siedzieć na podłodze? I to pod drzwiami? - Zaśmiała się cicho.
- Nie, ale nie chce mi się wstać. - Prychnąłem. - Idziemy spać?
- Jasne, chodź. - Zerwała się na równe nogi ciągnąc mnie za rękę. - No wstawaj! - Powiedziała w śmiechu.
- Juuuż... - Wstałem przy jej pomocy.
Poszliśmy do sypialni, Diana rzuciła się na łóżko i leżąc na brzuchu przyglądała mi się.
- Co tak stoisz? Mieliśmy iść spać.
- Wiem. - Odpowiedziałem. - Ale ja śpię w sypialni. Przyszedłem tylko po poduszkę. - Uśmiechnąłem się do niej szyderczo widząc jej minę. - Dobranoc. - Wyszedłem z sypialni i zamknąłem za sobą drzwi.
Rzuciłem z daleka poduszkę na sofę i chciałem się zabrać za sprzątnięcie kieliszków po winie, ale stanęło tylko na chceniu. Położyłem się i nawet nie wiem kiedy usnąłem...

***

Rano obudziłem się z bólem głowy. Wstałem powoli z sofy i poczłapałem do kuchni. Zobaczyłem tam Dianę siedzącą przy stole i pijącą kawę.
- No witam śpiocha, jak się spało? W salonie? - Zapytała złośliwie.
- Ekh... - Tylko tyle zdołałem powiedzieć. Niesamowicie bolało mnie gardło. Wziąłem szybko pustą butelkę po wczorajszym winie i przeczytałem skład. - Cholera, wiedziałaś że jestem na nie uczulony i jeszcze kazałaś mi je otworzyć. - Szepnąłem do niej ponieważ nie mogłem mówić głośniej. - Przez ciebie nie mogę mówić... Jak ja dzisiaj pojadę na koncert?
- Wiedziałam. - Rzekła z z satysfakcją. - To nie pojedziesz. - Rzuciła zupełnie obojętnym tonem.
- Pytam się jeszcze raz... Czemu mi to pozwoliłaś pić?
- O jejku... Nie czytałam składu! Trzeba było takiego nie przechowywać to bym go nie wyjęła. Proste!
- Bo to miało być dla kogoś...
- Kogo? - Wściekła się. - Może dla Adele?
- Nie zaczynaj znowu... - Załamałem się siadając naprzeciwko niej przy stole. - Przez ciebie mam spuchnięte gardło w środku i wszystkie dzisiejsze plany pójdą się paść. Ty się będziesz tłumaczyć chłopakom.
- Nie przesadzaj. To, że sobie dzisiaj zrobisz wolne dobrze ci zrobi.
- Oh, naprawdę? - Popatrzyłem na nią krzywo.
- Może pójdziemy na imprezę? - Podeszła do mnie i usiadła bokiem na kolanach.
- Gdzie znowu? - Przewróciłem oczami.
- Do znajomych. Moich, z ameryki. - Przytuliła się, bawiąc się jednocześnie moim srebrnym łańcuszkiem na szyi. - Poszedłbyś ze mną?
- Nie wiem. Obiecałem Adele, że pójdę z nią na galę...
- Znajdzie kogoś innego. - Przerwała mi.
- Sam nie wiem... - Czułem się rozdarty. - Gdzie ci znajomi mieszkają?
- Kilka kilometrów od centrum. Na tym osiedlu gdzie jest taki ładny park, po którym kiedyś spacerowaliśmy... Pamiętasz?
- Pamiętam. - Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. - Ale najpierw muszę powiedzieć chłopakom, że nie idę na koncert... A Adele, że niestety nie pójdę z nią na galę.
- Super. - Uśmiechnęła się. - Jak szepczesz to chce mi się z ciebie śmiać. - Zaśmiała się.
- To wszystko twoja wina. - Musnąłem ją palcem po nosie.
- Już ci złość przeszła?
- Nie. - Udawałem poważnego ale po chwili na mojej twarzy pojawił się uśmiech. - To zadzwonię do Adele, a ty skontaktuj się z Jamie'm i powiedz jaka jest sytuacja...
Diana kiwnęła głową i wstała. Poszła do salonu w celu znalezienia swojego telefonu, a ja wstałem i wykręciłem numer do Adele. Szkoda mi było, że ją zawiodę bo obiecałem jej iść z nią na tą galę... Trudno. Może to jakoś zrozumie. Moje rozmyślania przerwał głos kobiety, odebrała.

piątek, 30 maja 2014

|19|. Diana

Chłopak po chwili wahania odsunął się ode mnie. Dobra, zła taktyka. Nie natrętna, miła, uprzejma i wzorowe zachowanie. Muszę się wkraść w jego łaski. Zwilżyłam językiem usta i zapytałam:
- Jak tam w ogóle, Alex? – Zapytałam – słyszałam, że wasz zespół zyskuje coraz większą sławę.
- Owszem… - Odparł po chwili wahania – ale wiem, że bez twojej pomocy z wytwórnią nic by nie wyszło.
- To było dwa miesiące temu – wywróciłam oczami – do tego czasu musieli o mnie zapomnieć, a nawet z łatwością.
- Nikt o tobie nie zapomina, Dai. Nikt.
- Ty też nie? – Spojrzałam na niego.
Zawahał się i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, jednak zamilkł. Zaśmiałam się cicho, kręcąc głową, po czym podeszłam do kuchni i wyjęłam wino – kładł je tam, gdzie zawsze. Mrugnęłam do niego i wyciągnęłam dwa kieliszki.
- Świętujemy! – Wzniosłam butelkę w górę.
- Co?
- No twoją sławę, mój powrót i twój związek z… Adele? – Próbowałam zagrać w tę stronę. Niech myśli, że mnie to nie obchodzi.
- Nie jesteśmy razem. – Odparł stanowczo – to po prostu moja… przyjaciółka.
Parsknęłam głośnym śmiechem i postawiłam szklane kieliszki na stole. Pozwoliłam, żeby Alex otworzył butelkę, z której korkiem nie dałabym rady, i nalałam czerwony płyn do naczyń. Rzuciłam wzrokiem na kominek, następnie komodę. Wszędzie były zdjęcia, czasem zespołu, czasem jego rodziny, ale jedno najbardziej przykuło moją uwagę. Widać było, że dopiero co wyciągnął je z ukrycia.
Nasze zdjęcie leżało na kominku, ozdobione pozłacaną ramką. Podeszłam do niego i chwilę dotykałam zimnej szybki, gładząc twarz Alexa.
- Pamiętam to – uśmiechnęłam się smutno – to było zaraz po wydaniu waszej pierwszej płyty. Pamiętam promocyjny utwór…
- Tak. Ready for love, o ile się nie mylę.
Kiwnęłam głową.
- Śpiewałeś to sam…
- Nie. – Odparł, podchodząc do mnie od tyłu. – Ty śpiewałaś ze mną. Masz taki… czysty i piękny głos – westchnął – nie wierzę że zajmujesz się sportem… byłabyś świetną solistką.
Prychnęłam, omal nie wypluwając wina. Potrząsnęłam głową. Ja? Piosenkarką? W życiu! Nawet jeśli miałam predyspozycję, nie podobało mi się to zajęcie. Było zbyt… no ja nie wiem… Dz*wkarskie? W każdym razie ja bym to tak nazwała.
Alex był właśnie bliski dobrowolnego objęcia mnie, kiedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Odszedł, ociągając się, i otworzył. W progu stała blondynka w szarym płaszczu.
- Alex. – Kiwnęła głową – i…
- Diana – uśmiechnęłam się lekko – a ty, Adele, prawda?
Potaknęła i zawahała się – nie wiedziała czy nam przerwała. Machnęłam ręką i rzuciłam szybkie: „wejdź”. Alex mnie poparł, więc podziękowała i oddała mu płaszcz. Zaraz potem brunet poszedł po kolejny kieliszek. Zmarszczyłam lekko brwi.
Nie byli zbyt blisko siebie, widząc ich dyskomfort… a może to przeze mnie ? Tak. To zdecydowanie moja wina. Jednak widać było lekkie zaskoczenie, gdy mnie tu zobaczyła.
Nagle jej oczy się rozszerzyły i zaczęła kojarzyć fakty. Spojrzała na mnie.
- To ty, prawda?
- No ja, ale niezbyt rozumiem, o co chodzi.
- Widziałam zdjęcie.. twoje i Alexa.
- Ah! – Klasnęłam w ręce. – Wiem które!
- Bardzo się wkurzył kiedy…
- Adele! – Uderzył pięścią w stół.
Ale było za późno. Wiedziałam, co chciała powiedzieć. Próbowałam zakryć lekkie wygięcie moich warg, jednak nie udało się.

czwartek, 29 maja 2014

|18|. Alex

- Pytam się jeszcze raz, po co tu przyjechałaś i mącisz mi w głowie?! - Krzyknąłem na Dianę jak tylko wyszliśmy z kawiarni.
- Alex... Ja ci nie mącę w głowie! Wróciłam, czy to takie złe?
- A co zrobiłaś przed tym? - Burknąłem na nią.
Ulica była pusta, postanowiłem usiąść na krawężniku i zapalić papierosa. Z lokalu wyszła Adele, najpierw popatrzyła na Dianę potem na mnie.
- Wrócę do domu, lepiej żebyście sobie szczerze porozmawiali. - Powiedziała kładąc mi od tyłu rękę na ramieniu.
- Uważaj na siebie. - Spojrzałem na Adele.
- Ha! Kiedyś do mnie tak mówił... - Wtrąciła się Diana.
- Możesz się zamknąć?! - Skierowałem do byłej patrząc jak Adele po odejściu od nas jest już daleko. - Więc zamknij się!
- Jak możesz...
- Przepraszam... - Wyrzuciłem niedopałek przed siebie. - Nie chciałem... - Wstałem i przytuliłem ją mocno.
- Śmierdzi od ciebie dymem. - Skrzywiła się, ale nie protestowała gdy ją obejmowałem.
- Gdzie ty tyle byłaś? - Spytałem puszczając ją.
- We Włoszech...
- Pewnie z tym facetem... - Poczułem jednocześnie smutek i ból. Tego bólu było więcej.
- A nawet jeśli to co?
- Dai... - Przewróciłem oczami.
- Dawno nikt tak do mnie nie mówił. - Podeszła do mnie bliżej.
- Wiem jakie masz zamiary. - Odsunąłem się gwałtownie.
- Jutro masz koncert. - Zmieniła temat.
- Skąd wiesz? - Zdziwiłem się.
- Jamie mi powiedział. O ile się nie mylę to też bierze w nim dość czynny udział.
- Co ci jeszcze Jamie powiedział? - Burknąłem w złości. - Pewnie wiesz więcej o mnie niż ja sam!
- Wróćmy tam do niego, chodź. - Pociągnęła mnie za rękę, przez to poczułem się jak dawniej... W sumie to nie było aż tak dawno bo tylko miesiąc temu...
- Zjecie coś? - Zaproponował rozbawiony Jamie.
- Coś taki uradowany? - Powiedziałem mierząc go wzrokiem.
- Chodź na chwilkę.
Zostawiliśmy Dianę samą przy stoliku. Poszliśmy w bardziej ustronne miejsce kawiarni, tak żeby nas nie słyszała. Przyjaciel rozejrzał się.
- I jak, wszystko sobie wyjaśniliście? Wróciliście do siebie? - Zapytał podekscytowany.
- My... - Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Dacie sobie radę beze mnie. Wrócę do domu podobnie jak Adele, a wy sobie powyjaśniajcie wszystkie pozostałe niejasności.
- Jakie niejasności? - Syknąłem do niego. - Nie będę z nią nigdy więcej!
- Dobra, dobra. Spokojnie. - Wziął mnie pociągnął za ramię z powrotem do stolika przy którym siedziała kobieta. - To do zobaczenia wam. - Pożegnał się, zdjął kurtkę z oparcia krzesła i wyszedł.
Zostałem z nią sam. Co ona sobie w ogóle myśli? Że rzuciła mnie dla jakiegoś palanta a potem wraca jakby nigdy nic i... W moich myślach panował prawdziwy chaos, chyba taki sam jak w sercu. Usiadłem na wprost niej i wzdychnąłem głośno.
- Idziemy stąd... - Mruknąłem pod nosem, co było ledwo słyszalne przez Dianę.
- Jak chcesz. - Nagle, po tym wszystkim udawała albo była spokojna i opanowana.
Wyszliśmy z powrotem na zewnątrz. Odetchnąłem głęboko wieczornym powietrzem. Patrzyłem gdzie ona idzie, gdy zauważyłem że podchodzi do dużego motoru.
- Przynajmniej gust ci się nie zmienił. - Prychnąłem.
- Wsiadasz? - Powiedziała zachęcająco.
- Nie mam kasku...
- Oj weź, mieszkasz niedaleko... Nikt nie zauważy, a postaram się żebyśmy dojechali cali.
Po tej krótkiej namowie zgodziłem się. Dai nic się nie zmieniła, wciąż była szalona, żyła chwilą, nie przejmowała się późniejszymi konsekwencjami...
Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu, przed moim blokiem.
- Mogę iść z tobą? - Zapytała przekrzywiając lekko głowę.
Nic się nie odezwałem, co w jej języku znaczyło "Tak". Wyszliśmy na górę. Otwierając mieszkanie popatrzyłem na jej uśmiechniętą twarz. Może mi się zdaje, że stoi obok mnie? Może jaj tak naprawdę tutaj nie ma, a ja zwariowałem? Z zamyślenia ocucił mnie buziak który dostałem w policzek po otworzeniu drzwi. Wszedłem za nią do mieszkania i zdjąłem skórzaną kurtkę. Poszedłem do kuchni i w tym samym momencie zadzwonił telefon.
- Słucham.
- Cześć Alex. - To była Adele. - Jak się czujesz? - Zapytała łagodnym głosem.
- Cześć... Sam nie wiem jak się czuję. Dobrze mi w sumie było jak byłem sam.
- Rozumiem. Mam mały problem... - Teraz w jej głosie usłyszałem zaniepokojenie.
- Co się stało? - Spytałem z troską.
- Dalej te pogróżki...
- Idź z tym na policję. - Powiedziałem stanowczo.
- Chyba tak zrobię, ale to jutro. Po pracy.
- Dobrze. - Ucieszyłem się, że kobieta postanowiła coś z tym zrobić. - Widzimy się jutro?
Nagle Diana wyrwała mi telefon, coś do niego powiedziała i odrzuciła go na stół. Popatrzyła na urządzenie z satysfakcją, potem przeniosła wzrok na mnie.
- Co ty do cholery robisz? - Wściekłem się.
- Jak mamy być ze sobą, to sami. Bez żadnej Adele. - Mówiąc to niebezpiecznie zbliżyła się do mnie.
Żałowałem, że w ogóle zgodziłem się na jej powrót... I jeszcze wpuściłem ją do mieszkania. Nie chciałem od niej nic więcej, tylko najlepiej tego żeby sobie poszła... Tylko nie potrafiłem jej tego powiedzieć. Nie potrafiłem ranić tak jak to zrobiła ona.

środa, 28 maja 2014

|17|. Diana

Stałam na klatce schodowej, przyglądając się Alex'owi i Miles'owi. Tak dawno ich nie widziałam... Przekręciłam głowę, próbując doczytać napis na kartce, kiedy mój były ją zerwał. Westchnęłam cicho i pokręciłam głową, a wtedy jak "jeden mąż" odwrócili się w moją stronę. Nie wiem, czy poczuli ulgę, że to nie ten idiota, co zostawił kartkę, czy zaskoczenie i złość na mój widok. Uśmiechnęłam się lekko i położyłam dłoń na biodrze.
- Ciao, Alex. - Powiedziałam, używając  z przyzwyczajenia włoskiego, gdzie spędziłam ostatni miesiąc. - Molto tempo ... nie, czekaj, zmiana na angielski. Dawno się nie widzieliśmy.
- Co. Ty. Tutaj. Robisz? - Zapytał Miles, wyrywając się z zadumy.
- Ja? Postanowiłam przyjść i się przywitać. - Uniosłam brew - Problemo?
Alex wydawał się mnie nie słyszeć. Wyciągnął rękę i dotknął mojego policzka opuszkami palców. Uśmiechnęłam się z satysfakcją i otarłam twarz o jego rękę. W tym momencie cofnął ją jak poparzony.
- Nie wiem po co wróciłaś. - Warknął - ale nie masz tu czego szukać. Wracaj do tego faceta czy nie, ale w moim życiu już nie istniejesz.
Wiedziałam, że kłamał.
Wiedziałam, że jego serce wciąż opłakiwało nasz związek.
Wiem, że gdyby mógł, wróciłby do mnie.
Gdy chciał przejść, zatrzymałam go, łapiąc za ramię.
- Nie zapomniałeś o mnie, Alex - powiedziałam cicho - nie zmieniałam numeru. Możesz dzwonić w każdej chwili.
- Nie, Dai - moje serce lekko zabolało, gdy usłyszałam znajome przezwisko. - Ja już nie chce nic od ciebie.
Odszedł, a ja wyjęłam IPhone'a i zadzwoniłam do Jamie'go. Nie minęło parę sekund, kiedy chłopak odebrał. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy usłyszałam jego głos.
- Tak? 
- Ciao, Jamie! - Przywitałam się entuzjastycznie. - Wiesz, kto dzwoni.
- Nie, nie wiem. - Mruknął. - Nieznany i zastrzeżony numer. 
- Jamie, tu Diana. - Zaśmiałam się - Diana Castelio.
Słyszałam w słuchawce ciszę, po czym otwierane drzwi, jęk i wiązankę przekleństw. Słyszałam, jak zakładał kurtkę i zapinał suwak.
- Gdzie jesteś? - Zapytał, zamykając już drzwi.
- W... centrum. - Mruknęłam - a przynajmniej tam się kieruję.
- Spotkamy się tam, Diano. Będę w starej kawiarence "Ala Roza". 
- Okay, już tam idę.
Rozłączyłam się i ruszyłam w stronę wskazanego wcześniej kierunku. Uśmiechnęłam się, widząc mój ścigacz na podjeździe. Motor pięknie się prezentował wśród zwykłych aut. Wsiadłam na pojazd i ruszyłam z piskiem opon. Po niecałych trzech minutach znalazłam się w umówionym miejscu. Przed lokalem stał Jamie, oparty o ścianę lustrujący przechodniów.
- Hej. - Uśmiechnęłam się, dotykając go w ramię.
- Hej, Diana! - Odwzajemnił uśmiech i przytulił mnie. - Nie wiem, co tutaj robisz, ale wiedz że nigdy ci nie przebaczę złamania serca Alex'owi.
- Wiem, że to twój przyjaciel. - Westchnęłam - ale to nie jest powód żeby zrywać łączącą nas przyjaźń. Poza tym, wiem, że już mi wybaczyłeś, Jamie. Kiedyś wiele nas łączyło.
Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie z wyrzutem w oczach.
- Zdradziłaś go. - Stwierdził. - I ja w pewnym sensie też, więc proszę, nie wspominaj o tym. A poza tym, to będziemy tak tu siedzieć, czy wejdziemy do środka?
Uśmiechnęłam się łobuzersko, po czym teatralnym ukłonem zaprosiłam do środka.

***

Wstałam z impetem i wylałam zimną już kawę na koszulę Jamie'go, który osłupiały stał obok Alexa i tej blondynki... Adele, jeśli się nie myliłam. 
- Nienawidzę cię. - Warknęłam. - Chciałabym ci tu właśnie obić tą twoją ładną buźkę, ale niestety nie będę robić scen przy tych wszystkich ludziach.
- Już robisz sceny, Dai. - Alex próbował mnie uspokoić. - Możemy wyjść i porozmawiać?
- O czym?! - Spojrzałam w jego oczy, w których widać było wyraźny ból. - Chyba mnie jeszcze nie zrozumiałeś, Alex. Kocham cię, rozumiesz. To dlatego porzuciłam bogactwo i wpływy. Kocham cię z głębi serca. - Nie wiedziałam co czuję, ale może mówiłam prawdę, choć może nie do końca. - Ale ty postanowiłeś znaleźć sobie inną. - Spojrzałam gniewnie na Adele.
- My nie... - Zająknęła się, ale Alex chwycił mnie za ramię i szarpnął gwałtownie. 
- Musimy porozmawiać.
- O czym? 
- O tym, co przed chwilą powiedział Jamie. 
Jęknęłam i odsunęłam się od stolika. Oparłam ręce na biodrach w geście niemego protestu.
- Proszę bardzo. - Fuknęłam, a wszystkie oczy skierowały się znów na mnie - Mów otwarcie, tutaj przy wszystkich. Przy niej. No chyba, że naprawdę chcesz mi powiedzieć coś ważnego. - Opuściłam bezsilnie ręce i powiedziałam cicho. - Nie chcę się kłócić, Alex, nie po to wróciłam. 
- W takim razie co teraz robisz?
- Bronię własnego honoru. - Warknęłam, znów czując narastający gniew. - Jamie właśnie oświadczył wszystkim zebranym tu ludziom, że jestem... dz*wką. - Skrzywiłam się na dźwięk tego słowa. - Nie jestem. Nigdy nie byłam. Jestem wierna, a to, że popełniłam jeden głupi błąd, nie oznacza...
- Jaki błąd? - Przerwał mi Alex. - Teraz, czy kiedy byliśmy... 
- Alex! Ja wiem, że wciąż trzymasz moje zdjęcie.
Wiem że codziennie na nie patrzysz.
Że codziennie mnie wspominasz.
Ja też to robię. Dokładnie to samo, dokładnie co noc, dokładnie z tym samym zdjęciem co ty.
- Skąd wiesz... 
Spojrzałam wymownie na Jamiego, a wtedy Alex się wkurzył.
- Musimy porozmawiać, Dai. - Oświadczył, odnajdując mój wzrok, w którym paliło się pożądanie - w cztery oczy.
Kiwnęłam cicho głową, po czym wyszłam z lokalu, a za mną Alex. 

wtorek, 27 maja 2014

|16|. Miles

Pukanie do drzwi rozniosło się echem po moim mieszkaniu. Było jeszcze nie do końca umeblowane, więc dźwięk odbijał się od ścian jak w jakimś akwarium. Podszedłem i otworzyłem drzwi.
- Cześć, jestem jak mówiłem. - Powiedział Alex na wstępie.
- Wchodź. - Odsunąłem się z progu. - Czemu cię nie było w domu tej nocy? - Zapytałem z ciekawości.
- Serio muszę mówić... - Na jego twarzy wystąpił szyderczy uśmieszek.
- Aha... - Udawałem poważnego. - Rozumiem. Kobieta?
- W pewnym sensie. - Odparł siadając na kanapie. - Muszę ci coś powiedzieć, ale prosiłbym cię o dyskrecję. - Zniżył ton, żeby niosące się echo nie było słyszalne przez sąsiadów.
- Czemu jesteś taki tajemniczy? - Zaśmiałem się. - Napijesz się czegoś?
- Chętnie. - Potarł ręce. - Masz coś zimnego?
- Jakaś tam lemoniada się znajdzie.
Poszedłem do kuchni, wyciągnąłem z lodówki dzbanek z lemoniadą i wróciłem do salonu. Alex już chciał coś powiedzieć ale mu przerwałem.
- Poczekaj, jeszcze szklanki.
- Dobra, dobra. - Usiadł wygodniej na sofie.
- No to mów, o co chodzi. - Usiadłem na wprost niego stawiając wcześniej szklanki na stole.
- Pamiętasz tą Adele, którą przenocowałem? Wtedy gdy był mecz?
- Hm, pamiętam. - Powiedziałem po lekkim namyśle. - Co z nią nie tak? Czy jest taka jak...
- Nie, nie jest jak Diana. - Dokończył za mnie z kwaśną miną. - Myślę po prostu, że ona ma jakiś problem.
- Ze sobą? - Wypaliłem.
- Rany... - Przewrócił oczami tak, że poczułem się głupio. - Myślę... - Zaczął ponownie. - Że ktoś ją nęka... W sensie pogróżki i w ogóle.
- Lepiej się w to nie pakuj. - Ostrzegłem go.
- Tylko właśnie chodzi mi o to, żeby jej pomóc.
- Skąd wiesz z kim zadarła w przeszłości? I może ma teraz przez to problemy?
- Na coś takiego to ona jest za spokojna. - Mówiąc patrzył pusto przed siebie. Nalał sobie pół szklanki napoju i upił łyk. - A może masz rację...
- Nie, jak mówisz że jest za spokojna to pewnie masz rację. A pytałeś jej najbliższych? Może miała kiedyś jakiegoś chłopaka który jest wyjątkowo zazdrosny, że tak często się widujecie?
- Właśnie w tym problem... Ona tu nie ma najbliższych. Pochodzi z Francji i raczej tam została jej rodzina. Mieszka sama w tym dużym domu... Ej... A jeśli masz rację? Z tym chłopakiem...
- Coś skojarzyłeś? - Zapytałem go w napięciu.
- Dzisiaj przedpołudniem jak z nią jechałem to mało co mnie nie rozjechał jakiś czarny samochód...
- Nie gadaj! - Zdziwiłem się.
- Jak myślisz, jak jej pomóc?
- Może niech chwilowo zamieszka z tobą aż się wszystko uspokoi? W końcu chyba ten ktoś nie wie gdzie mieszkasz... Prawda?
- Raczej nie. - Popatrzył za okno i za chwilę wrócił wzrokiem. - Masz rację. Zapytam jej.
- Zuch chłopak! - Klepnąłem go w ramię. - To leć do domu, i nie zapominaj po co tu przyszedłeś. - Podałem mu gitarę.
- Dzięki. - Odebrał ode mnie instrument. - Wiesz co... Chodź ze mną.
- Po co? - Nie zrozumiałem przez chwilę przyjaciela.
- Musisz mi w czymś pomóc.
- Eh... - Spojrzałem na jego błagalny wzrok, uległem. - O co chodzi? - Zaśmiałem się. - I nie rób więcej min jak zbity pies.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. - Zaczął się śmiać. - Pomożesz mi zapakować kilka gitar z mojego mieszkania do bagażnika? Jutro gramy koncert... Dowiedziałem się niedawno więc...
- Dobrze, już dobrze. - Przewróciłem oczami. - To chodźmy zanim się rozmyślę. - Wziąłem klucze od domu.
Idąc ulicą rozmawialiśmy na temat tego, jak ostatnio w tym miejscu napadli Miles'a. Gdy doszliśmy do klatki schodowej natknęliśmy się na jakąś starszą kobietę. Zatrzymała przyjaciela za ramię.
- Niech pan lepiej uważa. - Powiedziała szepcząc.
- Uważa... Na co? - Zapytałem jej.
- Pański kolega jest w niebezpieczeństwie. - Odpowiedziała mi ponuro.
- Po czym pani to stwierdza? - Spytał jej zaniepokojony Alex. - Przecież nic takiego ostatnio nie robiłem...
- Uważaj. - Powiedziała i poszła przed siebie ulicą.
- O co jej chodziło? - Alex popatrzył na mnie pytająco.
- Szczerze to nie mam pojęcia. - Wzruszyłem ramionami.
Wyszliśmy po schodach na czwarte piętro i zauważyliśmy coś szokującego. Białą kartkę wiszącą na drzwiach Alex'a z ponaklejanymi literami z gazet. "Lepiej zostaw ją w spokoju, bo może cię coś przykrego spotkać" - Przeczytałem na głos.
- Stary, coś ty nawywijał? - Spojrzałem na przyjaciela.
- Chyba wiem co... To ma związek z Adele. - Zdenerwowany zerwał kartkę.

niedziela, 25 maja 2014

|15|. Alex

- Halo, słucham. - Odebrałem telefon z samego rana.
- Cześć, mogę ci dzisiaj oddać gitarę? - Zapytał Miles z tą samą co zawsze radością w głosie.
- Czemu dzwonisz tak wcześnie? - Przetarłem ręką oczy. - Wiesz, która jest godzina?
- Wiem. - Odparł pospiesznie. - Chciałem ci ją oddać przed zakupami, ale stoję przed twoimi drzwiami i nie otwierasz... Coś się stało?
- Jak to stoisz przed moimi drzwiami? - Zerwałem się z sofy aż poczułem ból w karku.
- No... Stoję i zastanawiam się czemu nie otwierasz. - Zaśmiał się.
- Bo mnie nie ma w domu... - Mruknąłem pod nosem do telefonu rozmasowując kark. - Wróć do domu to przyjadę po nią do ciebie.
- Aha, dobra. - Zrobił pauzę. - A o której przyjedziesz?
- Nie wiem! - Wściekłem się, chciałem się rozłączyć.
- Widzę, że nie jesteś w humorze... W takim razie czekam na ciebie. Mieszkam cztery klatki dalej, tam przy zakręcie...Wiesz gdzie.
- Wiem, a które piętro? Mieszkanie?
- Drugie piętro, mieszkanie 57a.
- Dzięki, to do zobaczenia. - Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni.
Rozglądnąłem się po salonie w którym stałem. Był ładnie, nowocześnie urządzony. Widać było kobiecą rękę, choć szczerze wątpiłem żeby Adele sama sprzątała tak duży dom. Usłyszałem jak schodzi po schodach na parter.
- Dzień dobry, jak się spało? - Wychyliłem się zza ściany bardziej na środek, żeby mnie zobaczyła.
- A, dobrze. Przynajmniej się nie bałam, że ktoś tu wejdzie.
- Pilnowałem dopóki mi zmęczenie pozwoliło. - Uśmiechnąłem się. - Masz kawę? Ledwo się trzymam na nogach...
- Jasne, chodź. - Zaprosiła mnie gestem ręki do kuchni.
Idąc za nią przyglądałem się korytarzowi i innym otaczającym mnie pomieszczeniom. Wczoraj jak tu przyjechałem było ciemno, więc wielu szczegół nie zauważyłem. Usiadłem na wysokim krześle barowym przy blacie w kuchni, a Adele po drugiej stronie robiła kawę.
- Dużo cię kosztuje takie mieszkanie? - Zapytałem opierając łokcie na blacie.
- Trochę tak... - Odpowiedziała niechętnie. - Mam tu jeszcze kilku pracowników... - Nie chciała się przechwalać, tylko powiedzieć jak jest. To było widać.
- Mhm, a ci pracownicy czym się zajmują?
- Jeden jest ogrodnikiem. - Powiedziała stojąc do mnie tyłem i nasypując kawy do filiżanek. - Miły stary mężczyzna, który właściwie zawsze mnie wspiera w trudnych chwilach...
- To czemu go tu wczoraj nie było? Zostawił cię całkiem samą...
- Wyjechał na dwa dni, jakaś ważna sprawa. Jutro wraca.
- Ciekawe, ktoś musiał wiedzieć, że jesteś sama bo... Zazwyczaj to ten ogrodnik tu jest, prawda? - Analizowałem powoli fakty.
- Tak, mieszka tu. Ma swój pokój na górze.
- A ci inni pracownicy?
- Czasem przychodzi tutaj taka sprzątaczka.
- Też mieszka w twoim domu?
- Nie. Jak już mówiłam, czasem tu przychodzi.
- Dobre masz z nią chociaż relacje?
- Raczej, tak. - Pomyślała chwilę. - Ale chyba jej nie podejrzewasz?
- Nie, nie sądzę żeby kobieta miała tyle siły żeby rzucić ciężkim kamieniem wybijając przy tym okno...
- Tak... Zwłaszcza, że jest dość drobnej postury. - Proszę. - Podała mi filiżankę gorącej kawy. - Chcesz coś zjeść do tego?
- Dziękuję. - Odebrałem od niej naczynie. - W sumie to nie jestem głodny więc nie zaprzątaj sobie głowy.
- Nie będzie ci przeszkadzało jak coś zjem? - Spytała.
- Nie, no coś ty! - Parsknąłem. - Jedz śmiało. - Powiedziałem, po czym napiłem się łyka kawy. - Mmm, dobra.
Gdy Adele jadła śniadanie poszedłem do salonu przyglądnąć się temu wybitemu oknu. Zastanawiało mnie z jakiego powodu ktoś próbuje nastraszyć Adele. Przecież nie mieszka tu za długo, pewnie z kilka miesięcy sądząc po wyglądzie mebli. Wróciłem do kuchni i widząc jak kobieta kończy jeść zapytałem:
- Na pewno nie masz z nikim na pieńku w tej okolicy?
- Wiedziałabym chyba. - Odpowiedziała takim tonem, jakbym robił z niej wariatkę. - A, właśnie... Mam małą sprawę.
- Jaką?
- Nie pojechałbyś ze mną do jakiegoś serwisu, albo coś? Pasuje mi wprawić nowe okno, bo nie będę kusiła sąsiadów do plotek i nakręcania sprawy. Poza tym w lecie będzie dobrze, chłodniej ale już na jesień to nie będzie za ciekawie. - Zaśmiała się.
- Wątpię, żebyś czekała aż do jesieni. - Sam zacząłem się śmiać. - Pojadę, pojadę.
- To poczekasz na mnie? Ubiorę się szybko i będziemy mogli jechać. - Wstała od stołu i włożyła naczynia do zlewu.
- Nie ma sprawy. Będę jak coś w samochodzie.
Wyszedłem z domu i idąc do samochodu zaparkowanego po przeciwnej stronie ulicy usłyszałem ryk silnika. Patrząc w prawo zauważyłem czarne auto jadące z dużą prędkością w moją stronę. Było coraz bliżej, więc pobiegłem i prześlizgnąłem się po masce swojego samochodu. Gdybym tego nie zrobił to nie wiem jakby się to skończyło. Adele wyszła z domu zamykając drzwi i podeszła do mnie.
- Coś taki blady? - Zapytała patrząc.
- Omal mnie jakiś wariat nie rozjechał. - Nie mogłem ustabilizować przyspieszonego oddechu. - Już dobrze... - Uspokoiłem ją. - Jedziemy?
- Jedziemy. - Mruknęła nadal mi się przyglądając.
Po chwili odjechaliśmy z miejsca.

sobota, 24 maja 2014

|14|. Adele

Siedziałam w ciemnym pokoju w ciszy. Co prawda nie było już słychać hałasów z zewnątrz, ale i tak się bałam. Po telefonie Alex'a nie minęło dwadzieścia minut jak przyjechał. Zapukał do mojego domu a ja podeszłam i mu otworzyłam.
- Co się stało? - Wszedł do środka od razu pytając.
- Ktoś próbuje mnie zastraszyć. - Powiedziałam mając rozmazany tusz na policzkach. - To znalazłam przy kamieniu rzuconym w moje okno. - Podałam mu karteczkę.
- "To dopiero początek". - Przeczytał na głos podobnie jak ja wcześniej. - Domyślasz się kto to może być?
- Nie wiem... - Roztrzęsłam się, może nie tyle ze strachu... Z wewnętrznej paniki, że jestem z tym problemem sama.
- Ej, spokojnie. - Podszedł i przytulił mnie. - Pomogę ci.
- Dziękuję. - Wymamrotałam o dziwo przestając drżeć.
- To jak będzie, hmm? - Zapytał puszczając mnie. - Proponuję, żebyś już poszła spać. Ja tu zostanę na dole, będę siedział na czatach. Nie zostawię cię samej w tym dużym domu z wybitym oknem i jakimś bandziorem kręcącym się po okolicy.
- Nie pokrzyżuje to twoich planów? - Wolałam się upewnić.
- Nie mam planów. - Wzruszył ramionami śmiejąc się. - To idź się połóż. A, i... - Zastanowił się chwilę. - Przepraszam za to co powiedziałem rano... Nie wiem co we mnie wstąpiło. Przykrość mieszała się ze złością po tym jak Diana odeszła ode mnie.
- Ona miała na imię Diana? - Zapytałam wchodząc już po schodach na górne piętro, gdzie była sypialnia.
- Tak... - Mruknął pod nosem. - Dobranoc.
- Dobranoc. - Odpowiedziałam i wyszłam na piętro.
Postanowiłam jeszcze wziąć szybki prysznic. Po tej dość relaksującej czynności położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć. Cały czas nie mogłam zapomnieć o tych pogróżkach. Może komuś się po prostu nudzi? W końcu jestem aktorką, a inni mogą tego nie tolerować. Miałam nadzieję, żeby nikt nie wszedł do domu i nie podciął Alex'owi gardła gdy będzie spał. Nagle przypomniało mi się coś. Coś ważnego. Mianowicie pojutrze jest gala zakończenia zdjęć do filmu, w którym grałam. Ponoć mogę przyjść z osobą towarzyszącą. Wstałam z łóżka i boso poszłam w stronę schodów. Spoglądnęłam z góry do salonu. Alex siedział na progu otwartych drzwi i palił papierosa. Zakradłam się po cichu do niego i szturchnęłam go w ramię.
- Ale straszysz! - Przez to moje skradanie dostałby zawału. - Czemu nie śpisz?
- Bo mi się coś przypomniało. - Usiadłam obok niego. - Nie wiedziałam, że palisz.
- Chciałbym rzucić, ale wiesz... Nałóg. To jest silniejsze ode mnie. - Skrępowany zaczął się tłumaczyć. Widać było, że sobie nie może z tym poradzić.
- Rozumiem, rozumiem. - Odparłam szybko.
- To... W jakiej sprawie przyszłaś? Musiała być ważna, skoro zeszłaś tutaj.
- Tak... Mam pewne pytanie... - Nie wiedziałam jak mu to powiedzieć, żeby się zgodził.
- Słucham. - Uśmiechnął się wyrzucając niedopałek.
- Więc... Nie poszedłbyś ze mną na galę?
- Ja? Na galę? - Zrobił duże oczy. - Nie wiem czy się nadaję do... Takiego towarzystwa.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Popatrzyłam na niego mrużąc oczy.
- Nigdy nie byłem na takich... Sztywnych uroczystościach. U was we Francji to pewnie od małego jesteście szkoleni, a ja? Jestem zwykłym szarakiem, który wyglądałby tam komicznie. - Zaśmiał się.
- Przesadzasz... - Zaśmiałam się razem z nim. - Czyli się nie zgadzasz?
- Czemu nie? Mogę iść. W końcu zostałem zaproszony. - Na jego twarzy wystąpił uśmiech.
- To super! - Uradowałam się. - Miło mi będzie, że ze mną pójdziesz.
- Dziękuję. - Nawet w światłach ulicznych latarni było widać jak się rumieni. - Ładna dzisiaj noc, bezchmurne niebo... Bez problemu można gwiazdy pooglądać. - Mówił patrząc na niebo.
- To fakt. - Stwierdziłam tak samo spoglądając w górę.
Siedzieliśmy tak jeszcze pół nocy, gdy oboje zdecydowaliśmy, że pora spać. Dawno z nikim tak długo nie rozmawiałam, widocznie było mi to potrzebne. Czasem tylko zamieniłam słowo z Ernstem, ale to tylko tyle. Alex był miły, potrafił słuchać. Miło też z jego strony, że zdecydował się przyjechać i siedzieć na straży jak jakiś pies. Mając pozytywne myśli położyłam się spać. On został na dole, udostępniłam mu sofę która była dość duża. Oczy w pewnym momencie zamknęły mi się ze zmęczenia, usnęłam.

|13|. Alex

Po tym jak Adele wyszła ode mnie z mieszkania pierwszy raz od dłuższego czasu pociekły mi łzy z oczu. Byłem przywiązany do Diany, bo tak miała na imię moja dziewczyna. Właściwie to kochałem ją ponad wszystko, a ona mnie zostawiła dla tego... Wstałem od stołu i podszedłem do jednej z szafek w kuchni. Otworzyłem ją i przyglądnąłem się zawartości. Jakieś wino, whisky, likiery i inne dziadostwa. Wyjąłem whisky i nalałem trochę do szklanki. Poszedłem do salonu i położyłem się na sofie stawiając wcześniej szklankę na stoliku. Wpatrywałem się w sufit bez celu... Chyba jeszcze nie doszedłem do siebie po jej odejściu. Miała takie ładne oczy... I delikatną cerę... Usłyszałem jak dzwoni telefon pozostawiony przeze mnie w kuchni. Wzdychnąłem głośno i wstałem mozolnie idąc do kuchni.
- Słucham...
- Cześć Alex! - Odezwał się wesoły głos.
- Co chcesz? - Zapytałem.
- Pomógłbyś mi w pewnej sprawie?
- Zależy o co chodzi...
- Hm... - Miles zaczął myśleć. - Potrzebuję gitary akustycznej na dzisiejszy wieczór.
- Jest rozstrojona... - Wróciłem do salonu i napiłem się łyka whisky.
- To najmniejszy problem. Chodzi mi o to, że moja ma nowe struny co psuje jej brzmienie...
- Dobra, to kiedy po nią przyjdziesz?
- No... Jest mały problem. - Zrobił pauzę. - Jestem w szpitalu, ale popołudniu wychodzę i nie zdążyłbym iść jeszcze do ciebie a mam występ.
- Zaraz... - Dotarło do mnie co powiedział przyjaciel. - Jak to jesteś w szpitalu?! Co się stało?
- Więc... Jak ostatnio od ciebie wracałem to napadło na mnie kilka typków...
- Czego chcieli?
- Pieniędzy... Jak chyba każdy złodziej. - Zaśmiał się.
- Nic ci nie zrobili?
- Trochę pokiereszowali, ale już dochodzę do siebie.
- Wczoraj to było?
- Tak, pewnie nie pamiętasz bo...
- Byłem pijany. - Powiedziałem gorzko. - To co z tą gitarą? - Wróciłem do tematu.
- Przywiózł byś mi ją do szpitala? I fajnie by było jakbyś ją nastroił... Chyba, że ci się nie chce to się sam tym zajmę.
- Wykluczone. Wszystkim zajmę się sam. - Zaśmiałem się do niego. - Nie pozwolę, żeby taki połamaniec jak ty zakłócał spokój na oddziale.
- Dzięki. To za ile będziesz?
- Za niedługo. Który to szpital?
Gdy Miles podał mi adres pożegnałem się z nim i rozłączyłem. Zapominając o Dianie poszedłem do sypialni gdzie w szafie trzymałem futerał z gitarą. Wyjąłem ją i usiadłem na łóżku. Pobrzdąkałem kilkoma strunami i stwierdziłem, że naprawdę jest rozstrojona.
Pół godziny zajęło mi strojenie jej i czyszczenie. Po tym czasie wyglądała jak nowa. Zagrałem na niej kilka melodii i spakowałem z powrotem do futerału. Nie czekając ni chwili dłużej wyszedłem z mieszkania i pojechałem do szpitala. Oczywiście nie ominąłem korków czyhających tu i ówdzie. Będąc już na oddziale, o którym mówił Miles podszedłem do przechodzącego obok mnie lekarza.
- Przepraszam! - Zawołałem zaczepiając go. - Gdzie tu jest sala obserwacji?
- A pan gdzie z tym instrumentem? - Skarcił mnie.
- Do przyjaciela. Od razu mówię, że żaden z nas nie będzie tutaj grał. - Zacząłem szybko tłumaczyć.
- Mhm... - Przyglądnął mi się uważnej. - Tam jest sala obserwacji. - Wskazał.
- Dziękuję.
Poszedłem we wskazanym kierunku, i już miałem skręcać do sali gdy wpadłem na kogoś. Okazało się, że to był Miles. W ręce trzymał wypis.
- Jednak cię trochę wcześniej wypuścili. - Powiedziałem.
- Jak widać. - Uśmiechnął się. - To jak, idziemy?
- Miałem ci tylko przywieźć gitarę...
- Wiem. Ale zostawisz przyjaciela w potrzebie?
- Eh... - Burknąłem pod nosem. - To gdzie cię zawieść?
Zanim wyszliśmy ze szpitala Miles opowiadał mi długą historię o tym co mu się wczoraj przydarzyło. Z dumą powiedział, że zapamiętał twarze tych zbirów i policja już się nimi zajmuje.
Wsiedliśmy do mojego samochodu i pokierowaliśmy się do domu kultury. Gdy byliśmy już na miejscu zrobiło się ciemno. Ostatnio ten czas tak szybko leciał, że nawet nie wiedziałem kiedy ten dzień tak szybko minął. Po dwudziestej Miles usiadł na krześle z gitarą i grał znane utwory. Widownia słuchała, po ich minach widziałem że się im podoba. Kiedy występ się skończył, przyjaciela poproszono o autografy i wspólne zdjęcia. W pewnym momencie zadzwonił mi telefon. Kto do mnie dzwoni o dziesiątej wieczór? Spojrzałem na wyświetlacz, to była Adele.
- Alex, pomóż mi. - Pierwsze słowa jakie usłyszałem po odebraniu. - Oni... - Ewidentnie było słychać, że jest zdenerwowana.
- Adele, spokojnie. - Starałem się ją jakoś uspokoić. - Co się dzieje.
- Jestem sama w domu a ktoś się tutaj kręci...
- Gdzie mieszkasz?
Kobieta podała mi swój adres zamieszkania. Słysząc ulicę wiedziałem gdzie pojechać. Sheffield nie było mi obce.
- Już jadę, zaraz tam będę. Czekaj na mnie. - Powiedziałem i rozłączyłem się.
Podbiegłem do Miles'a i przerwałem mu rozmowę z dyrektorem domu kultury.
- O co chodzi? - Był zły, że mu przerywam.
- Muszę jechać, nagła sprawa...
- Jak taka nagła to wrócę sam. - Uśmiechną się. - Leć, nie zatrzymuję.
- Dzięki ci stary.
Wybiegłem z budynku i zacząłem szukać swojego samochodu na parkingu. Jak tylko go znalazłem wsiadłem do środka i odjechałem z piskiem opon.

piątek, 23 maja 2014

|12|. Adele

Po wyjściu Alex'a i znalezieniu tego zdjęcia z tą kobietą siedziałam w kuchni i czytałam gazetę. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranego zamka w drzwiach. Patrząc na przedpokój dojrzałam mężczyznę, który wszedł do mieszkania i popatrzył na mnie. Wrócił się z powrotem żeby sprawdzić czy nie pomylił numerów, ale nie. Wszystko się zgadzało.
- Ja... - Zaczął. - Gdzie jest Alex?
- A pan kim jest? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Ja jestem Jamie. Przyjaciel Alex'a z zespołu.
- Mhm. - Zmierzyłam go wzrokiem. - Adele, miło mi. - Podałam mu rękę.
- Chyba ja to powinienem zrobić pierwszy, w końcu kobiecie nie wypada. - Zaśmiał się ściskając mi rękę. - Ty jesteś dziewczyną...
- Nie, nie. Raczej znajomą. - Dokończyłam szybko za niego przerywając mu.
- Aha, a gdzie on się podział? Zazwyczaj o tej godzinie nie wychodzi.
- Jakieś występ w radiu... Ponoć. Chyba, że pojechał do niej. - Podałam mu zdjęcie, które niedawno znalazłam.
- Skąd masz to zdjęcie? - Zaniepokoił się Jamie.
- Znalazłam o tam, na komodzie. - Wskazałam palcem mebel.
- Nie sądzę, żeby do niej pojechał...
- Dlaczego? - Zaciekawiło mnie, co mężczyzna chciał przez to powiedzieć.
- Zerwała z nim miesiąc temu. Poszła do innego, bogatszego. Po prostu Alex był dla niej za zwykły... Wiódł zbyt niewyróżniające się życie, a ona chciała sławy i pieniędzy...
- Takie kobiety to są... - Zaczęłam komentować, ale przestałam widząc minę Jamie'go.
- Dziwię się, że jeszcze trzyma to zdjęcie. Zrobili je dwa lata temu...
- Skąd wiesz?
- Bo ja je robiłem. - Zaśmiał się gorzko. - No nic... Lecę, przyniosłem mu tylko zakupy... - Wszedł do kuchni i położył siatkę na blacie. - Miło było cię poznać, Adele.
- Ciebie też. A powiedz mi jeszcze skąd masz klucze do mieszkania Alex'a?
- Wszyscy je mamy. - Powiedział uśmiechnięty.
- Jak to wszyscy? Nie do końca zrozumiałam...
- No ja, Matt i Nick. Wszystkim nam z zespołu dał klucze do swojego domu.
- Po co? Przecież macie chyba gdzie mieszkać? - Zaśmiałam się.
- Tak, ale my mamy rodziny i w ogóle... A Alex jest sam, więc ma dużo miejsca. Zgodził się przechowywać instrumenty po koncertach.
- Sprytne. - Mruknęłam pod nosem patrząc w dal.
- Mhm. - Podszedł do drzwi wejściowych. - To trzymaj się. - Pożegnał się i wyszedł.
Muszę przyznać, że miły z niego mężczyzna. Poszłam do kuchni i zaglądnęłam do siatki z zakupami. Skoro tu siedzę sama i mam składniki, to może coś ugotuję? Taka niespodzianka... Zaczęłam wyjmować zakupy gdy usłyszałam, że ktoś wchodzi przez drzwi.
- Wróciłem! - Usłyszałam znajomy głos. - Długo mnie nie było? - Przyszedł do mnie do kuchni.
- Z półtorej godziny. - Uśmiechnęłam się do niego.
- A to? - Wskazał na zakupy.
- Jamie przyniósł. Swoją drogą miły ten twój przyjaciel.
- Oj, tak. Na niego można liczyć. Jest dla mnie jak brat. - Jego twarz promieniała.
- Usiądź przy stole. Mam dzisiaj dobry humor więc coś ugotuję.
- Dzięki. - Usiadł jak go prosiłam. - Co tu robi to zdjęcie? - W jednym momencie smutek rozwiał dobrą atmosferę.
- Ja... - Nie wiedziałam co wymyślić. - Znalazłam je na komodzie i...
- Rozmawiałaś o niej i o mnie z Jamie'm? - Przerwał mi.
- No... Tak.
- Wyjdź. - Powiedział stanowczo.
- Alex... Spokojnie. - Starałam się go uspokoić.
- Chcę zostać sam... Wyjdź. - Oparł łokieć o stół i podparł ręką głowę.
- Przepraszam...
- To nie twoja wina... Wrócisz sama do domu?
- Jasne. - Nie chciałam mu już dzisiaj zawracać głowy.
Ubrałam się i wychodząc posłałam mu uśmiech. Nie było aż tak źle z powrotem do domu. Złapałam jakąś taksówkę i podróż nie trwała aż tak długo.
Będąc już w domu przebrałam się, usiadłam na swoim łóżku i otworzyłam laptopa. Chciałam chwilkę odpocząć... Zobaczyłam, że mam nową nieodebraną wiadomość. Postanowiłam ją otworzyć. To co zobaczyłam w jej treści przeraziło mnie. W wiadomości było moje zdjęcie jak siedzę na łóżku - sądząc po ubraniu to przedwczorajsze - i treść, która roiła się od przekleństw i pogróżek. "Że jak się nie wyniosę, to spalą mnie razem z domem...", "Że jak się nie wyniosę to mnie spotka nieszczęśliwy wypadek..."... Zamknęłam szybko laptopa, wstałam z łóżka i zasunęłam rolety. Usiadłam w fotelu i zastanawiałam się co robić...
Minęła chyba godzina takiego siedzenia. Do wieczora chodziłam po domu spięta, nie wiedziałam co mnie czeka. Nie bałabym się tak gdyby był Ernst (ogrodnik), ale musiał po coś wyjechać i wróci dopiero za dwa dni... Jak będzie miał do czego wracać... Na samą tą myśl pociekła mi łza. Nagle usłyszałam trzask wybijanego okna. Pobiegłam do salonu, bo stamtąd dobiegł huk. Znalazłam dość duży kamień leżący na podłodze. Podniosłam go i odczepiłam kartkę, która była obwiązana wokół kamienia. "To dopiero początek" - Przeczytałam na głos. Ze strachu wypuściłam kamień z rąk. Pobiegłam poszukać telefonu. Znajdując go nie myślałam zbyt długo. Postanowiłam zadzwonić do Alex'a.

piątek, 16 maja 2014

|11|. Alex

"Cholera zapomniałem o dzisiejszym występie w radiu... Jestem już spóźniony... W dodatku jadę samochodem i nie mam pojęcia czy do końca wytrzeźwiałem..." - Mówiłem sobie w myślach. Jak można mieć tyle lat i być tak nieodpowiedzialnym? Stałem w korku w centrum miasta i kląłem w myślach. Nagle ponownie zadzwonił do mnie Matt.
- No gdzie jesteś bo się ci goście tutaj niecierpliwią? - Zapytał jak tylko odebrałem.
- Stary... W korku stoję, powiedz im.
- A tak na serio?
- Serio, w korku! - Wkurzyłem się, że przyjaciel mi nie wierzy.
- Dobra, dobra... To za ile będziesz?
- Nie wiem. Za kwadrans? Może zdążę... - Wahałem się.
- To czekamy na ciebie.
Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na siedzenie obok. W końcu ten zator ruszył z miejsca... Musiał być jakiś wypadek. Zblokowana była ulica z obu kierunków, ale teraz już ruszyłem. Wbrew pozorom nie miałem daleko do tego budynku radia. Też był w centrum miasta ale w innej części niż ja mieszkam.
Dotarłem tak jak obiecałem i jeszcze zostało mi pięć minut w zapasie. Postanowiłem więc zapalić. Rozpalając papierosa zauważyłem Matt'a wychodzącego z budynku.
- My na ciebie czekamy jak te osły a ty sobie palisz?
- Jeszcze nie zacząłem. - Zaśmiałem się, co było nie na miejscu.
- Chodź pajacu. - O dziwo sam się zaśmiał.
Weszliśmy do dużego budynku przypominającego jakieś muzeum - z zewnątrz stare mury, w środku nowocześnie urządzone. Kolega zaprowadził mnie do małej salki w której czekało dwóch mężczyzn. Jeden podał mi rękę drugi nie ruszał się zza kamery.
- To idziemy nagrywać? Panie...
- Alex jestem. - Uśmiechnąłem się.
- O, dziękuję. Zapomniałem z kim mam do czynienia. - Odwzajemnił uśmiech. - Czasami mam tak właśnie, że wiem kogo zapraszam a potem zapominam i jest problem.
- Mhm. - Tylko na tyle było mnie stać bo nie wiedziałem co mu odpowiedzieć.
- Proszę iść tam z kolegą. - Wskazał drzwi, które prowadziły do innej salki. Większej.
Poszliśmy z Matt'em we wskazanym kierunku. Na sali, do której weszliśmy siedziała widownia. Usiedliśmy na krzesłach na wprost nich i przestawiliśmy się do mikrofonów. Wziąłem wcześniej gitarę akustyczną ze stojaka. Zacząłem ją stroić gdy Matt też przyszykował sobie mikrofon na statywie.
- Co gramy? - Zapytałem, bo nie wiedziałem od czego zacząć.
- To co ostatnio.
- Dobra. - Powiedziałem bez zastanowienia.
Zeszło nam godzinkę z występem. Ludziom raczej się podobało, więc byłem zadowolony. Poza małą wpadką na początku, bo śpiewając pierwszą piosenkę zacząłem się w połowie śmiać. Nie wiem czemu. Mężczyzna, który mnie witał przyszedł po mnie mówiąc:
- Teraz chodź tam, zrobimy ci mały quiz. - Potarł ręce mając dziwny błysk w oku.
- O co chodzi? - Patrzyłem to raz na tego faceta, raz na Matt'a.
- Ja już to przechodziłem. - Zaśmiał się kumpel. - Zanim przyjechałeś.
Wzruszyłem więc ramionami i poszedłem za tym kolesiem. Wróciliśmy do tego pokoiku, w którym stał ten kamerzysta. Rozpoczęliśmy ten króciutki quiz.


Po całej zabawie wyszedłem do przyjaciela, który widząc mnie zaczął się śmiać. Popatrzyłem na niego zastanawiając się o co mu może chodzić.
- Mogłeś się chociaż dzisiaj uczesać. - Powiedział śmiejąc się.
- Wybacz, ale zadzwoniłeś nagle i wyprułem z mieszkania jak... - Urwałem nagle. Przypomniałem sobie, że zostawiłem Adele samą w moim domu. - Muszę już wracać.
- Gdzie?
- No jak to gdzie... - Przewróciłem oczami. - Do domu.

czwartek, 15 maja 2014

|10|. Adele

Obudziłam się rano i pierwsze co - jak zawsze - chciałam zobaczyć która godzina. W tym celu odwróciłam się na drugi bok i spojrzałam na ścianę. "Gdzie jest zegarek?" - Mruknęłam do siebie. Przecież to nawet nie mój pokój. Zerwałam się do pozycji siedzącej i zaczęłam rozglądać. Gdzie ja jestem? Czemu jakoś nic nie pamiętam? Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Widok z niego rozchodził się na centrum miasta gdzie jeździły autobusy i nowoczesne tramwaje. Fajnie to wyglądało od góry. Poszłam boso - bo ktoś mi zdjął buty - do drzwi. Nacisnęłam klamkę i wyszłam z pokoju, który zapewne robił za sypialnię. Popatrzyłam po pokoju do którego wyszłam. Nikogo nie było... Byłam jakby sama w czyimś mieszkaniu. Postanowiłam usiąść na sofie i wtedy zauważyłam leżącego na ziemi mężczyznę. Podeszłam do niego, leżał na lewym boku tyłem do sofy.
- Alex? Alex! Co się stało? - Próbowałam go obudzić potrząsając za ramię.
- Co, co? - Otworzył oczy? - Co się dzieje? - Był zupełnie zdezorientowany.
- Gdzie my jesteśmy? - Zapytałam nieco piskliwym głosem.
- Jak to gdzie? U mnie w domu. - Próbował się podnieść.
- No ale... Co się stało, że ja byłam w twojej sypialni a ty spałeś tutaj i to na podłodze? - Chciałam jak najszybciej uzyskać odpowiedź.
- No więc tak. - Powiedział siedząc już, ale nadal na ziemi. - Wczoraj byliśmy na mieście, w sensie ja i ty. No i skręciłaś kostkę odchodząc od ławki w parku... Ale widzę, że już ci dzisiaj lepiej. - Uśmiechną się.
- W parku? A powiedz mi, czy ta ławka była pod jakimś drzewem?
- Yy... Tak? A co?
- A usnęłam potem? - Zapytałam jeszcze raz łącząc w głowie fakty.
- Tak. Nie chciałem cię budzić, a skoro nie wiedziałem gdzie mieszkasz to zawiozłem cię do siebie.
- Aha... Nie wydawało ci się, że dość mocno śpię? - Zaśmiałam się.
- No może... Trochę. - Też zaczął się śmiać. - O co w tym wszystkim chodzi?
- Więc. - Zaczęłam. - Mam silną alergię na kwitnące drzewa, które wydzielają intensywny zapach i musiałam ci po prostu zemdleć.
- O rany... - Złapał się za głowę. - To już nigdy cię nie wezmę do parku.
- Zostaje jeszcze jedna kwestia... - Zaczęłam. - dlaczego spałeś na podłodze?
- Ja? Musiałem spaść z tej cholernej sofy. - Uśmiechną się. - Zjesz coś?
- Chętnie. Tylko zadzwonię, że nie przyjdę dzisiaj do pracy... Jakoś nie mam sił.
- Dobra, to ja w tym czasie zajmę się śniadaniem. - Wstał i zachwiał się.
- Wszystko w porządku? - Spytałam.
- Tak... Tylko zakręciło mi się w głowie. - Dobra, to idź dzwoń a ja... No wiesz...
- Dobrze, dobrze. - Zaśmiałam się i poszłam z powrotem do jego sypialni.
Przy łóżku leżała moja torebka. Wyjęłam z niej telefon i zadzwoniłam, tłumacząc jaka jest sytuacja - że chyba mnie rozkłada jakaś choroba bo nie mam siły iść do pracy.
Kończąc rozmowę wrzuciłam komórkę z powrotem do torebki i poszłam do kuchni potowarzyszyć trochę Alex'owi. Gdy do niej weszłam to się zdziwiłam. Na stole stała jajecznica a obok na talerzu kanapki.
- Kiedy ty to wszystko zrobiłeś? Tak szybko...
- A no widzisz... Jak się czasem śpieszę gdzieś to już mam wprawę w robieniu szybkich śniadań. - Zaśmiał się.
- Ładnie pachnie i... Wygląda. - Usiadłam przy stole naprzeciwko niego.
- Dzięki. - Odparł pijąc wodę. Za chwilę nalał sobie jeszcze jedną szklankę i wcisną do niej cytrynę. - Smacznego. - Wyją telefon z kieszeni. - Przepraszam cię na chwilę, kumpel dzwoni. - Powiedział i wyszedł na chwilę z kuchni.
Zaczęłam jeść zrobioną przez niego jajecznicę. Była naprawdę dobra jak na ten fakt, że usmażył ją facet. Oni przecież nie umieją gotować...
- Adele! - Alex wpadł blady do kuchni. - Muszę natychmiast gdzieś wyjść...
- Gdzie?
- Zapomniałem o dzisiejszym występie w radiu i już jestem spóźniony. - Mówił z przedpokoju zakładając kurtkę.
- A ja? Może pójdę...
- Nie no... - Przerwał mi. - Możesz zostać, za niedługo wrócę to cię odwiozę do domu. W tym czasie jak chcesz to możesz sobie poszperać po moim mieszkaniu. To lecę, cześć! - Wyszedł szybko z mieszkania.
Zostałam sama... Ale jak mówił mogę mu poszperać po mieszkaniu, jak kobieta mogłaby zaprzepaścić taką okazję? Zjadłam szybko śniadanie i poszłam najpierw do sypialni. W każdej szufladzie w komodzie same bokserki, skarpety... Podeszłam do szafy, koszulki, koszule... Spodnie. Nuda. Idąc do salonu zobaczyłam na jednej z szafek zdjęcie. Podeszłam bliżej żeby się przyjrzeć. Był na nim Alex z jakąś kobietą... Podniosłam je i oglądnęłam.

środa, 14 maja 2014

|9|. Miles

Pukałem w drzwi. Przecież umówiłem się z nim na dwudziestą i co? Nie ma go. Albo mu coś wypadło, albo to spotkanie z tą kobietą nieoczekiwanie przedłużyło się. Nagle usłyszałem jak dzwoni mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na ekran, to był Alex.
- No cześć. - Powiedziałem odbierając. - Gdzie żeś jest? Już po dwudziestej...
- Wiem, ale mam mały problem. Jestem już u siebie pod blokiem, a ty jak znam życie to ślęczysz przed moimi drzwiami. Zgadza się?
- Taa... - Powiedziałem opierając się o framugę.
- To w takim razie zejdź na dół i mi pomóż. - Rozłączył się.
O co mu mogło chodzić? Coś się stało, że prosi o pomoc?
Schowałem telefon z powrotem do kieszeni i zszedłem na parter. Wyszedłem z bloku i pierwsze co to ujrzałem Alex'a palącego papierosa przy swoim samochodzie. Podszedłem powoli zauważając przy okazji kto siedzi, a właściwie śpi na tylnych siedzeniach jego auta.
- Co ona tu robi? I w ogóle co ty jej zrobiłeś? - Zapytałem przyjaciela.
- Skręciła kostkę i chciałem jej pomóc i zawieźć ją do domu... No ale jak widać usnęła, a szkoda mi jej budzić. - Wytłumaczył wszystko w skrócie.
- Mhm... - Odparłem. - To w czym ja mam ci pomóc?
- Łap. - Rzucił mi klucze. - Otworzysz mieszkanie.
- Dobra...
Alex wziął z samochodu Adele na ręce i szedł za mną. Otworzyłem mu drzwi do domu tak jak prosił i przepuściłem go w progu. Zaniósł ją do swojej sypialni i zamkną drzwi. Odwrócił się do mnie i powiedział:
- Dzięki za pomoc. Odwiózł bym ją prosto do jej domu ale nie wiem gdzie ona mieszka...
- Rozumiem. - Kiwnąłem głową. - To co z tym meczem?
- To włącz telewizor. Ja tym czasem przyniosę coś z kuchni.
- Mam nadzieję, że masz coś mocniejszego bo trzeba oblać nasze spotkanie po latach i...
- I to, że wróciłeś. - Przerwał mi dokańczając.
- Masz rację. - Zaśmiałem się. - Ale nie to chciałem powiedzieć.
- A co?
- Już nic, nie ważne. - Popatrzyłem na ekran już włączonego telewizora. - Ej, jest 1:0 dla nas!
- Świetnie! - Ucieszył się Alex będąc już w pokoju. - Może być takie piwo?
- Jasne. - Uśmiechnąłem się do niego.
Usiedliśmy obaj na kanapie i patrzyliśmy na rozgrywający się mecz.
Minęło sporo czasu, była już jedenasta w nocy gdy mecz się skończył. To wszystko przez to, że zakończyło się remisem i musieli robić dogrywkę. Popatrzyłem na przyjaciela siedzącego po mojej lewej. Wcale mu się nie dziwiłem, że usnął. To był długi dzień, a w dodatku wypiliśmy dość dużo bo nie skończyło się na piwach, tylko opróżnialiśmy kolejno zapasy Alex'a. Szturchnąłem go w ramię, obudził się nagle nie wiedząc o co chodzi.
- Co jest? - Zapytał jeszcze z zamkniętymi oczami.
- Późno już... Będę się zmywał...
- Tak, tak... - Mruknął pod nosem i przeniósł się z pozycji siedzącej do leżenia.
- O rany... - Przewróciłem oczami. Wstałem z kanapy i dałem mu się rozprostować. - Mógłbyś chociaż buty zdjąć jak śpisz... - Pouczyłem go.
- Daj mi spokój. - Otworzył na chwilę oczy.
- Pożegnał byś się chociaż a nie... Zapiłeś się do nieprzytomności...
- Wstaję, wstaję. - Zaczął się podnosić z sofy. - Dziękuję, że przyszedłeś...
- Mieliśmy pogadać a ty usnąłeś.
- I tak dobry z ciebie kumpel. - Uwiesił mi się na szyi... To chyba miało być pożegnanie.
- Alex... Idź lepiej spać. - Posadziłem go z powrotem.
- Co? - Zapytał siedząc i w jednej chwili przewracając się na lewy bok.
- Ta... Słodkich snów.
Rozglądnąłem się czy nie zostawiłem żadnej rzeczy i pokierowałem się w stronę drzwi. Gdy byłem już na przedpokoju usłyszałem huk. Wróciłem się szybko i zauważyłem że nie ma Alex'a na łóżku. Obszedłem sofę i zobaczyłem przyjaciela leżącego na podłodze. Zaśmiałem się pod nosem. Pewnie się trochę potłukł ale to dotrze do niego dopiero jutro...
Wyszedłem od niego z mieszkania i zszedłem po klatce schodowej. Na zewnątrz powietrze było rześkie i przyjemne. To nie zmienia faktu, że było późno i nie bezpiecznie było się szwendać o tej godzinie samemu. Szedłem szybko i już będąc przed swoim blokiem usłyszałem za sobą czyjeś kroki.

wtorek, 13 maja 2014

|8|. Alex

Siedzieliśmy w kawiarni. Patrzyłem jak Adele próbuje się zabrać do swojego deseru. Były to trzy gałki lodów w różnych smakach z bitą śmietaną na górze i polewą. Zamówiła taki podstawowy, nie chciała wyszukanego.
- A ty nic nie bierzesz? - Zapytała nabierając łyżeczką trochę loda.
- Nie, oszczędzam się na wieczór... - Zaśmiałem się.
- A cóż takiego będziesz robił?
- Zaprosiłem przyjaciela na mecz dziś wieczorem... I wiesz nie widzieliśmy się dziesięć lat, więc będzie to i owo do obgadania.
- I oszczędzasz się na gadanie? - Zaśmiała się.
- Nie, chodziło mi też o to że nie wiadomo co on ze sobą przywlecze. Zawsze miał talent do przynoszenia chyba całego jedzenia z okolicy.
- Kim on jest? Ten twój przyjaciel?
- Muzykiem, tak jak ja. Tylko że on ma ciężej...
- Dlaczego ciężej?
- Ponieważ musi się zadowalać średnią karierą a wcześniej chciał pracować ze mną, ale...
- Ale co? - Dokończyła za mnie.
- Zwiał... Do Londynu. Myślał, że tam uda mu się odnaleźć nowe lepsze życie. Lecz wrócił, po tylu latach... - Na to wspomnienie popatrzyłem gdzieś daleko przed siebie. - Chciałbym mu jakoś pomóc.
- To zaproponuj mu współpracę. - Powiedziała z uśmiechem podsumowując.
- Ha, żeby to było takie proste... Chodzi mniej więcej o to, że mamy już komplet. On też gra na gitarze a cztery gitary na scenie to by było lekkie przegięcie. - Oparłem się łokciem o stolik. - Chyba jednak coś zamówię.
Po namyśle zamówiłem taki zam deser jak Adele, więc jedliśmy razem. Po jakiejś godzinie opuściliśmy kawiarnię. Idąc chodnikiem do zaparkowanego po przeciwnej stronie ulicy samochodu przystanąłem na chwilę i zapytałem:
- Może się przejdziemy kawałek? A potem cię odwiozę do domu.
- Yyy... - Nie wiedziała co powiedzieć.
- No zgódź się. - Uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- Hmm, niech stracę. - Odwzajemniła uśmiech, choć niepewny.
- Tam jest ładny park. - Wskazałem palcem.
- Wiem, byłam tam niedawno.
- Idziemy?
- Jasne.
Ruszyliśmy więc nie czekając w stronę parku. Robiło się już coraz chłodniej ale jakoś nam to nie przeszkadzało, ponieważ było nadal słonecznie. Usiedliśmy na ławce przy fontannie. Nad nami było drzewo ładnie kwitnące tej wiosny, wydzielało silny przyjemny zapach.
- Daleko stąd mieszkasz? - Zapytałem przerywając ciszę.
- Nie aż tak. - Powiedziała szybko. - A ty?
- Ja mam stąd rzut kamieniem do domu. - Poczułem drganie telefonu w kieszeni. - Przepraszam, ktoś dzwoni.
- Idź odbierz. - Uśmiechnęła się.
Wstałem i odszedłem parę metrów od ławki by odebrać telefon. Dzwonił Matt.
- Cześć Alex. Możesz rozmawiać? Nie przeszkadzam?
- Cześć... Przeszkadzasz. - Zaśmiałem się.
- Dobra, to będę mówił szybko. - Było słychać jego rozbawienie w głosie. - Więc do rzeczy. Jutro rano mamy malutki akustyczny występ w radiu... W sensie zaproszenie dostaliśmy, ja i ty. Zgadzasz się?
- Chyba... Tak. - Odpowiedziałem po krótkim zastanowieniu.
- Świetnie. - Ucieszył się. - To co, jutro o dziewiątej przed budynkiem radia?
- Zgoda. Myślę, że nie ma problemu.
- To do jutra. Trzymaj się.
- No cześć.
Rozłączyłem się i odwróciłem w stronę kobiety siedzącej na ławce. Dopiero teraz zacząłem myśleć czy jutro rano mi nic nie wypada, ale chyba nie. Muszę tylko powiedzieć Miles'owi, że nie będę mógł za dużo pić bo potem nie wstanę. Rozmyślając nad planami wróciłem do Adele.
- Wiesz... Zrobiło się już późno i dość chłodno... - Powiedziała.
- Spokojnie, odwiozę cię.
- Dziękuję. - Zarumieniła się lekko.
- To wstawaj. - Uśmiechnąłem się do niej.
- Ała! - Krzyknęła.
- Co się stało? - Zapytałem z troską.
- Chyba skręciłam kostkę... Tu jest taki nierówny chodnik...
- O rany... - Wzdychnąłem. - Chodź. - Podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce.
- Zwariowałeś?! - Wściekła się.
- No co, chcesz w takim stanie iść do samochodu?
Kobieta nic się nie odezwała. Szedłem niosąc ją na rękach. Gdy doszedłem do samochodu powiedziałem jej żeby usiadła na tylnych siedzeniach. Wyjąłem materiał, w którym zazwyczaj przewoziłem gitarę z bagażnika i podałem jej.
- Po co mi to? - Zapytała.
- Podłóż sobie pod stopę żeby była trochę wyżej.
- Dobra... - Powiedziała krzywiąc się z bólu.
- Jak zareagujesz od razu to obejdzie się bez gipsu. - Pocieszyłem ją. - Zobacz w jakich będziesz jechać luksusach, cały tył dla ciebie.
- Ha, ha bardzo śmieszne. - Powiedziała w złości.
Ruszyłem samochodem z miejsca. Omijając wszystkie wieczorne korki objechałem centrum. Dojeżdżając do drogi, która prowadziła na obrzeża miasta postanowiłem spytać kobietę gdzie mieszka. Odwróciłem się i zobaczyłem, że Adele usnęła... Jakoś nie miałem sumienia jej budzić, więc postanowiłem że przenocuję ją u siebie.  Najwyżej będę musiał się opiekować tą dwójką - Miles'em i Adele, żeby sobie wzajemnie nie przeszkadzali. Zawróciłem i pokierowałem się w stronę swojego mieszkania.

poniedziałek, 12 maja 2014

|7|. Adele

"- Muszę ci coś powiedzieć, coś bardzo ważnego." - Powiedział poważnie mężczyzna stojący przede mną.
"- Nie sądzę by było to tak ważne." - Odparłam sucho. "- Zdradziłeś mnie, i taka jest prawda...".
"- Nie masz racji...". - Zaczął znowu mnie przekonywać.
"- To...". - Urwałam słysząc jak dzwoni mój nie wyłączony telefon. - Przepraszam na chwilkę. - Krzyknęłam do ekipy.
Wszystkim znowu opadły ręce ponieważ powtarzaliśmy tą scenę już chyba z dziesiąty raz. Pobiegłam do torebki leżącej na krześle reżysera i spojrzałam na wyświetlacz telefonu - dzwonił Ernst, ogrodnik. Postanowiłam wyciszyć telefon i wrzuciłam go z powrotem do torebki.
- Adele! - Reżyser podszedł do mnie wściekły. - Mówiłem ci już tyle razy, że w takim tempie tego nie nakręcimy i nie zdążymy przed premierą...
- Wiem, przepraszam. - Przyznałam mu rację. - Zapomniałam wyciszyć telefon...
- Coś taka ostatnio rozkojarzona? - Zapytał z szyderczym uśmieszkiem. - Zakochałaś się, czy co?
- O ile się nie mylę to nie twoja sprawa... - Burknęłam na niego zaciskając pięści. - To, że jestem aktorką to nie znaczy że ktoś musi mi się mieszać w życie prywatne.
- Dobrze, już dobrze... - Przewrócił oczami. - Nie moja wina, że jesteś sławna i za chwilę media zaczną się interesować twoimi romansami...
- Szczerze? Średnio mnie obchodzi co sobie te hieny z gazet znowu wymyślą. - Powiedziałam, po czym odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w kierunku przyczepy.
- Dokąd idziesz? - Spytał reżyser.
- Ochłonąć! - Krzyknęłam z daleka. - Zresztą już za dziesięć trzecia, chyba nic się nie stanie jak dzisiaj skończę chwilkę wcześniej prawda?
- Dobrze... - Odwrócił się przodem do ekipy. - Na dzisiaj kończymy!
Weszłam do przyczepy i trzasnęłam drzwiami. Dzisiejszą scenę graliśmy na ulicy przed agencją LME. Zaczęłam ściągać sukienkę, w której grałam i zakładać inną - na co dzień:
Popatrzyłam na zegarek, była już piętnasta. Postanowiłam poprawić sobie makijaż, ale nigdzie nie widziałam makijażystki. Zajęłam się tym sama, w końcu potrafiłam co nieco. Ubrałam pasujące do sukienki buty na koturnach i wyszłam z przyczepy. Rozglądnęłam się dookoła. Zaczęli już zbierać plan i na poboczu stał tylko jeden samochód z moją przyczepą. Kierowca odjechał jak tylko zobaczył, że z niej wysiadłam. Zawsze uważałam ich za mistrzów szybkiego rozwijania i zwijania planu. 
Nagle zza rogu ulicy wyjechał czarny samochód - Lexus. Cieszyłam się, że Alex się nie spóźnił. Wszędzie poznam jego auto. Mężczyzna wysiadł ze środka i podszedł do mnie mówiąc:
- Witam. To jakie mamy plany? - Uśmiechał się od początku jak zaczął mówić. 
- Nie wiem. W sumie jest ładna pogoda ale... Jakoś tak gorąco...
- Możemy się wybrać na jakiś deser. - Zaproponował. - Wsiadaj. - Wskazał auto, podszedł do niego i otworzył mi drzwi.
- Dziękuję. - Wsiadłam do środka, a chwilę po mnie on. - Z tym deserem to nie głupi pomysł. - Zaśmiałam się.
- Pewnie nie znasz tu jeszcze za dobrze okolic, ale... Ja znam dobre kawiarnie i w ogóle.
- Skąd wiesz, że nie znam za dobrze okolicy? - Zdziwiłam się. 
- Jesteś Francuzką. Wiedziałem prawie od razu. - Zaśmiał się.
- Ale...
- To wszystko przez twój akcent. My Anglicy mamy trochę inny.
- Dość szybko mnie rozszyfrowałeś. Wiesz też już, że jestem aktorką. A ja nic o tobie nie wiem... Więc, kim jesteś?
- Jestem muzykiem. - Powiedział krótko. - Konkretnie gitarzystą i wokalistą.
- Tak? - Wytrzeszczyłam na niego oczy. - Zaraz... Nie wiem czy cię czasami nie znam... Ty jesteś Alex...?
- Turner. - Dokończył. - Jesteśmy na miejscu. Tu w centrum miasta wszystko jest blisko.
- Tak podejrzewałam, ale w to nie wierzyłam. Słyszałam czasem w radiu twoje wywiady.
- A ja oglądałem filmy w których grałaś. - Uśmiechnął się. - I nawet, chyba... Byłem na jednym ze spektakli w którym występowałaś jako główna aktorka.
- Ciekawe... - Mruknęłam pod nosem w zamyśleniu.
Wysiedliśmy oboje z auta i weszliśmy do dość dużej kawiarni w samym centrum miasta. Zajęliśmy tak jak ostatnim razem miejsca przy oknie panoramicznym. Pomieszczenie było klimatyzowane, i całe szczęście... Kelner przyniósł nam karty. Otworzyłam menu i zaczęłam się zastanawiać nad wyborem deseru. 

niedziela, 11 maja 2014

|6|. Miles

Stałem przed blokiem i dopalałem papierosa. Patrząc w niebo uznałem, że pogoda jest dzisiaj wyjątkowo ładna i... Jest nawet ciepło, nie musiałem zakładać kurtki. Z klatki schodowej obok której stałem wyszła kobieta. Podeszła do mnie i skrzywiła się na zapach z dymu z papierosa.
- I jak, jest w domu? - Zapytałem jej rzucając niedopałek na ziemię i dociskając go butem.
- Jest. - Odparła ze smutkiem. - Omal mnie nie wyrzucił z domu jak zaczęłam gotować. Stwierdził, że chce być sam... Nie wiem co go ugryzło...
- W takim razie idę z nim pogadać. - Ruszyłem z miejsca.
- Stój. - Złapała mnie za nadgarstek. - Nie za dobrze zareagował na wieść, że wróciłeś z Londynu...
- Wierzę pani. - Uspokoiłem ją. - Ale prędzej czy później byśmy się spotkali.
- Co racja, to racja... - Wzdychnęła kobieta. - No to nic... Idź do niego, i pogadajcie sobie.
- Nie chce pani bym panią podwiózł? - Zapytałem już stojąc jedną nogą na klatce schodowej.
- Nie trzeba, nie trzeba! - Zawołała oddalając się. - Pojadę taksówką!
- Do widzenia! - Pożegnałem się z nią.
Co jak co, ale miła z niej kobieta. Czasami zazdrościłem mu takiej matki, sam chciałbym mieć taką ale... Zmarła zanim zdołałem ją dobrze poznać...
Wyszedłem po schodach na czwarte, ostatnie w tym budynku piętro i stanąłem przed jego drzwiami. Stałem tak przez chwilę i myślałem co powiedzieć, ale postanowiłem improwizować. Zapukałem do drzwi. Nic, zero odzewu. Zapukałem ponownie, tym razem mocniej. Usłyszałem kroki, były coraz głośniejsze. Nagle drzwi od mieszkania otworzyły się.
- Mówiłem ci, że nie chcę twojego towarzystwa! - Alex wydarł się na mnie.
- To tak witasz przyjaciela po latach? - Uśmiechnąłem się krzywo.
- Miles?! Przepraszam cię... Myślałem że matka postanowiła wrócić... Proszę, wejdź. - Zrobiło mu się głupio, odsuną się z progu.
- Dzięki. - Odparłem będąc już na przedpokoju. - Zmieniłeś się trochę...
- Tak? No w sumie... Ściąłem włosy i ogarnąłem trochę życie prywatne. - Zaśmiałem się. - Ty też się zmieniłeś. Jakoś tak na lepsze moim zdaniem. Napijesz się czegoś? Chodź tak w ogóle do salonu i opowiadaj jak tam leci. - Zaprosił mnie gestem do środka.
- Herbaty się napiję, jak to nie problem... - Powiedziałem siadając na miękkiej sofie.
- Nie no coś ty! Żaden. - Alex był wyjątkowo szczęśliwy. - Cieszę się, że cię widzę. Tyle lat się nie odzywałeś, że myślałem że mój kumpel z piaskownicy zaginą bez śladu. - Zaśmiał się mówiąc do mnie z kuchni.
- Poznałeś kogoś? - Spytałem go biorąc kartkę do ręki i czytając jej zawartość.
- Może tak, może nie. - Droczył się ze mną po przyjacielsku.
- A tak szczerze?
- A tak szczerze to... - Powtórzył po mnie przynosząc mi herbatę i siadając obok mnie. - Poznałem ostatnio taką jedną...
- I jak? - Przerwałem mu ciekawy co powie.
- Nie, to tylko krótka znajomość. Znamy się bardzo krótko i... Właśnie! Mam się dziś z nią spotkać po piętnastej.
- To za trzy godziny dopiero... - Przewróciłem oczami.
- Wiem, ale całe szczęście, że sobie przypomniałem. - Patrzył pusto przed siebie. - A ty kogoś poznałeś? - Spojrzał na mnie entuzjastycznie.
- Nie, jeszcze nie. - Podparłem głowę ręką.  - Ale wszystko przede mną.
Siedzieliśmy wraz z Alex'em i wspominaliśmy dawne czasy. Nim się obejrzałem było już w pół do trzeciej. Postanowiłem już iść od przyjaciela, żeby mu nie pokrzyżować planów.
- To co... Lecę, nie będę ci przeszkadzać.
- Jak chcesz to wpadnij dzisiaj wieczorem. - Uśmiechnął się do mnie. - O dwudziestej jest mecz piłki nożnej.
- Fantastycznie! To będę tak trochę po dwudziestej bo muszę coś jeszcze załatwić... - Rzekłem do niego w zamyśleniu.
- A cóż takiego ważnego masz do załatwienia, co? - Zapytał z szyderczym uśmieszkiem.
- Papierkowa robota w sprawie mieszkania. A, właśnie... Wiesz że mieszkam dwie przecznice stąd?
- Tak? Fajnie, to będziemy mieć do siebie blisko. - Poklepał mnie po ramieniu.
- Chodź tu. - Poszedłem do Alexa i objąłem go na pożegnanie.
- Miles... - Zaśmiał się. - Już o tym rozmawialiśmy kiedyś... Nie jestem twoją przytulanką!
- Wiem, ale za to jesteś dla mnie jak brat. - Otworzyłem drzwi. - To trzymaj się, do zobaczenia wieczorem! - Wyszedłem z mieszkania i zamknąłem za sobą drzwi. Na zewnątrz słońce przygrzewało w szybę mojego samochodu. Wolałem nie myśleć jak bardzo nagrzał się w środku. Wsiadłem, zapiąłem pas i włączyłem klimatyzację by ochłodzić trochę powietrze w tym "piekarniku". Czas jechać dokończyć sprawy mieszkania.

sobota, 10 maja 2014

|5|. Alex

Po rozmowie z Adele odłożyłem telefon na stolik. Nie wiem cą tak nagle zmartwiło podczas naszej rozmowy... Stałem przy oknie w sypialni i patrzyłem na budynek na przeciwko. Ciekawe gdzie mieszka Adele? Czy ma kogoś, czy jest sama? Co lubi robić w wolnych chwilach?
Poszedłem do salonu i usiadłem na sofie. Przed sobą miałem niski stolik na którym położyłem kartkę. Zacząłem pisać tekst do nowego utworu, bo jak to mówi Jamie (przyjaciel z zespołu) - Czas wydać coś nowego, zająć się nową płytą.
"My days end best when this sunset gets itself behind 
That little lady sitting on the passenger side
It's much less picturesque without her catching the light
The horizon tries but it's just not as kind on the eyes"
Pierwsze słowa jakoś przyszły. Nie wiem czemu, ale pisząc je inspirowałem się tajemniczością Adele, jej lekkością i zmysłowością. Nagle usłyszałem wołanie z kuchni:
- Kochanie, chodź mi pomóż!
- Co znowu?! - Odkrzyknąłem.
Po co ona mnie cały czas woła? Wpakowała mi się do mieszkania i się rządzi... Wstałem z kanapy, wziąłem z pobliskiej komody paczkę papierosów, wyjąłem jednego i zapaliłem. Poszedłem do niej do kuchni.
- Czemu mnie co chwile wołasz? - Burknąłem na nią.
- Ponieważ nie mogę włączyć tej kuchenki... - Odpowiedziała miękkim głosem.
- Bo jest wyłączona z prądu! - Krzyknąłem w nerwach.
- Nie denerwuj się tak... - Położyła mi rękę na ramieniu.
Kobieta była niziutka. Wrzuciłem papierosa do zlewu i zalałem go wodą. Przytuliłem ją do siebie. Była szczupła, wyglądała młodo. Miałem już dość tych uczuć, chciałem się usamodzielnić ale ona mnie znalazła...
- Mamo, jak mnie tu znalazłaś? - Powiedziałem w końcu.
- Zapytałam Miles'a gdzie teraz mieszkasz. Gdy byłam już w centrum bez problemu trafiłam po tym jak mi wytłumaczył drogę.
- Miles'a? - Zdziwiłem się. - Przecież on mieszka w Londynie...
- Już nie. - Uśmiechnęła się. - Wrócił. Nie znalazł tam wymarzonej kariery.
- Skąd pamiętał gdzie mieszkam? Przecież się wyprowadziłem od was aż dziesięć lat temu...
- Widać ma dobrą pamięć. O przyjaciołach zawsze pamięta, z tego co widzę. - Matka zaśmiała się.
- Tak... - Mruknąłem pod nosem. - Nie mów do mnie więcej "Kochanie" jak rozmawiam z dziewczyną przez telefon... - Przewróciłem oczami.
- Masz dziewczynę? - Uradowała się.
- Nie, nie... Znajomą... Źle się wyraziłem. - Zawstydziłem się nieco. - Ojciec wie, że tu jesteś? - Zmieniłem temat.
- Nie. To może nawet lepiej, ale jest z ciebie dumny. Z tego, że nauczył cię grać i że osiągnąłeś w życiu to o czym marzyłeś.
- Taa... Podziękuj mu. - Uśmiech szybko znikł z mojej twarzy.
- Musiałeś się z nim kłócić? Tak to byś przynajmniej mieszkał z nami...
- Mamo... Nie chcę o tym rozmawiać. - Włączyłem wtyczkę do gniazdka. - Proszę, kuchenka działa...
- Dziękuję. Będę mogła się zająć jakimś obiadem dla ciebie. Strasznie wychudłeś przez te dziesięć lat. - Zaśmiała się i zaczęła szukać odpowiednich garnków.
Wróciłem do salonu i położyłem się na sofie. Przypomniało mi się jak matka mówiła o tym, że Miles wrócił. Mój przyjaciel z dzieciństwa, tak samo gra na gitarze ale nie udało mu się wybić tak jak mi i chłopakom. Pewnie po tak długim czasie będzie się chciał zobaczyć... Wolałem o tym teraz nie myśleć. Usiadłem i spojrzałem na kartkę z częścią zapisanej piosenki. Pasowałoby to dokończyć.

piątek, 9 maja 2014

|4|. Adele

Wróciłam do domu i rzuciłam torebką o podłogę. Mia, bo tak miała na imię ta kobieta która zrobiła mi awanturę w kawiarni pierwszy raz od dłuższego czasu doprowadziła mnie do granic stanu wytrzymałości. Przyjechała i mówiła, że niby "Mój ojciec dzwonił, żebym wróciła z powrotem do Francji"... Nie wrócę tam, ponieważ po to z niej uciekłam... Od niego. Zniszczył mi trochę życie zatruwając je, że do niczego się nie nadaję. Chce wszystko odkręcić? Teraz? Teraz to jest sporo za późno. Położyłam się na łóżku i wzdychnęłam głośno. Nagle do moich drzwi zapukał Ernst - ogrodnik.
- Coś się stało Adele? - Zapytał wystawiając głowę zza drzwi.
- Nie... Tylko znowu ojciec. - Burknęłam do niego.
- Oj... - Zatroskał się. Co jak co ale był z niego troskliwy starszy pan, którego chętnie bym wymieniła za mojego prawdziwego ojca. - Zrobić ci herbaty?
- Ty zawsze wiesz jak poprawić mi humor. - Uśmiechnęłam się krzywo.
- W takim razie zaraz wracam. - Zniknął wesoły.
Leżąc na łóżku patrzyłam w sufit. Wtedy sobie przypomniałam jak potraktowałam Alexa... On nie jest niczemu winien a ja się na niego wydarłam i rzuciłam kwiatami o podłogę... Swoją drogą ładne były te tulipany. Widać, że się przygotował a ja mu trochę wszystko popsułam. Wstałam i podniosłam wciąż leżącą na ziemi torebkę po czym wygrzebałam z niej telefon. Wykręciłam numer Alexa. Minęło kilka sygnałów, w końcu włączyła się poczta.
- Nie odbiera... - Mruknęłam pod nosem sama do siebie. - A jak coś się stało?
Zaczęłam się denerwować. Postanowiłam zadzwonić jeszcze raz.
- Słucham...
- Alex?! - Ucieszyłam się że odebrał. - Czemu nie odbierałeś?
- Nie wszędzie w domu mam zasięg. - Odparł pospiesznie.
- Już jesteś w domu?
- Tak, tak. - W jego głosie słychać było smutek. - "Chodź mi kochanie pomóż z tym dziadostwem!" - Usłyszałam głos innej osoby.
- Chyba dzwonię nie w porę? - Skrzywiłam się do telefonu.
- Nie, nie... To... Długa historia... - Zaczął przeciągać. - Jutro też masz wolne? - Zmienił temat.
- Nie. Od rana nadrywamy nową scenę...
- Aha... Jak chcesz to może przyjadę po ciebie po pracy? Co ty na to?
- Dobra... - Odpowiedziałam niechętnie. Nie wiem czemu ale ten głos w tle mnie zniechęcił.
- Mhm, okey. To o której i gdzie jutro kończysz?
- Albo... - Zaczęłam zmieniać plany. - Nie, no dobra... Będę czekać po piętnastej przy budynku agencji LME, wiesz gdzie to jest?
- Jasne! - Zaśmiał się. - Przecież się urodziłem w tym mieście, jak mógłbym nie znać okolicy?
- Racja... - Lekko się rozweseliłam.
- Chwila! - Krzykną do słuchawki.
- A... Alex... O co chodzi, co się tam dzieje?
- A, nic nic. Opowiem ci jutro. Szkoda teraz twojego czasu. To... Do zobaczenia. - Rozłączył się.
Usiadłam ciężko na pufie i popatrzyłam na okno, rozchodził się za nim widok innych osiedlowych domów. "Kim był... A właściwie kim była właścicielka tego głosu?" - To pytanie wciąż krążyło po mojej głowie. Z zamyślenia wyrwał mnie Ernst. Przyniósł herbatę.

czwartek, 8 maja 2014

|3|. Alex

Gdy zadzwoniła do mnie ta kobieta to muszę przyznać nie wiedziałem o co chodzi... Ponoć ją wczoraj poznałem... Bo nie pamiętam żebym ją kiedykolwiek wcześniej poznawał niż wczoraj. Przez to jak wyglądał poprzedni dzień nie wiem co się działo - gdy wracałem z zespołem po koncercie chyba trochę wypiliśmy. "I jechałem w takim stanie?!" sam siebie pytałem. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do łazienki, ciągnęło mnie na wymioty... Zwróciłem chyba wszystko co dotychczas jadłem. Usiadłem przy wannie i przetarłem dłońmi twarz. Wstałem wspierając się o umywalkę i stanąłem przed lustrem, byłem blady jak kartka papieru. W dodatku miałem podkrążone oczy. Tak się kończy, jak się nie wie co się pije... Wyszedłem na przedpokój i spojrzałem na zegarek - była dziesiąta. Pomyślałem że mam tak z pięć godzin żeby się ogarnąć i doprowadzić do normalnego stanu. Wziąłem prysznic, umyłem porządnie zęby i uczesałem się. To wszystko zajęło mi godzinę. Wtedy uderzyła mnie myśl, że z pustą ręką nie pojadę na spotkanie z Adele. Ubrałem powoli buty i wyszedłem z mieszkania. Mieszkałem w średniej wielkości mieszkaniu w centrum miasta, wyprowadziłem się od rodziców dziesięć lat temu - jak tylko ukończyłem osiemnaście lat. Od tego czasu tylko do siebie telefonujemy. Nie chciałem być od nich zależny...
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem z miejsca. Pierwsze co to wpakowałem się w korek. Wspaniale... A miałem zamiar jeszcze wrócić potem do domu i się przebrać, bo przecież nie pójdę na spotkanie w podkoszulku.
Klnąc pod nosem że jest już późno dojechałem do marketu. Nic mi konkretnego nie przychodziło na myśl więc kupiłem bombonierkę i bukiet fioletowych tulipanów. Wsiadłem z tym do samochodu i odjechałem z parkingu z piskiem opon. Zostało mi mało czasu...
Wpadłem do mieszkania i pobiegłem do szafy. "Gdzie moja marynarka?!" mówiłem sam do siebie. Gdy ją zauważyłem szybko ściągnąłem z wieszaka. Ubrałem białą koszulę i granatową marynarkę, do tego ciemne jeansy i czarne eleganckie buty. Wyglądałem trochę jak pajac, ale inne rzeczy nie były chyba nawet uprane. Wziąłem wszystkie potrzebne dokumenty i w pół do szesnastej wyjechałem spod domu.
Całe szczęście idealnie na szesnastą dojechałem w umówione miejsce. Kobieta już czekała, bez problemu rozpoznała mój samochód i zaglądnęła przez boczną szybę. Pokazałem jej gestem żeby wsiadła.
- Cześć. - Przywitałem ją niepewnie. - To... Ty jesteś Adele, prawda? - Zapytałem dla pewności.
- Cześć. Tak? - Zrobiła zdziwioną minę. - Przecież rozmawialiśmy wczoraj... Omal mnie nie potrąciłeś...
- Naprawdę?! - Wtedy uświadomiłem sobie, że już nigdy więcej nie będę jeździć po alkoholu bo tyle by z tego wyszło że zabiłbym człowieka.
- Tak... To jaka ta kawiarnia? - Zapytała zmieniając temat.
- A, tak... Właśnie... Kawiarnia... - Jąkałem się. - To jedziemy. - Uśmiechnąłem się krzywo.
Chwilę później byliśmy na miejscu. Weszliśmy do niewielkiej kawiarenki i usiedliśmy przy dużym panoramicznym oknie.
- Wybierz sobie co chcesz, ja stawiam. - Starałem się wyglądać przyjaźnie, choć nie czułem się za dobrze... Cały czas zbierało mi się na wymioty...
- Naprawdę? - Zarumieniła się. - Fajnie.
Gdy Adele złożyła zamówienie patrzyłem na nią i wtedy mi się przypomniało - zapomniałem kwiatów i bombonierki z samochodu... Tarzały się gdzieś po bagażniku.
- Muszę cię na chwilę przeprosić. - Wstałem od stolika i wróciłem do samochodu.
Otworzyłem bagażnik, na szczęście upominki nie ucierpiały aż tak... Wyjąłem je i gdy wracałem do kawiarni zauważyłem jak Adele kłóci się z jakąś kobietą. Podszedłem do stolika gdzie rozgrywała się cała akcja.
- O co chodzi? - Zapytałem kobiety, która krzyczała na Adele.
- Ona upiera się, a obiecała mi...
- Dobra, nie kończ! - Syknęła na nią Adele.
- Najlepiej będzie jak pani sobie pójdzie. - Wyprosiłem ją grzecznie.
Kobieta odwróciła się na pięcie i wyszła z kawiarni. Popatrzyłem na Adele, miała kwaśną minę.
- Co ona tu robiła? - Spytałem.
- Nie twoja sprawa!
- Spokojnie... - Starałem się ją uspokoić. - Patrz, mam coś  dla ciebie. - Pokazałem jej tulipany i czekoladki.
- Idź mi z tym! - Wytrąciła mi kwiaty z ręki.
- Adele! - Krzyknąłem za nią gdy wychodziła.
Poszedłem szybko zapłacić za jej zamówienie. Nawet nie wypiła łyka tej kawy... Gdy wybiegłem z kawiarni już jej nie było. Kobieta jakby rozpłynęła się w powietrzu.

wtorek, 6 maja 2014

|2|. Adele

Poranek był ładny, słoneczny. Dzisiaj mieliśmy nagrywać gdzieś na przedmieściach Sheffield. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Widziałam jak ogrodnik przycina żywopłot. Mieszkałam sama w willi na obrzeżach miasta. Poszłam do łazienki by się trochę odświeżyć. Po prysznicu wróciłam do pokoju. Nie miałam ochoty nic jeść... Pomyślałam, że zjem na planie. Usiadłam przed toaletką i zrobiłam sobie makijaż, który nie wyglądał niewłaściwie. Lubię robić delikatny makijaż, a w filmach zazwyczaj nieco przesadzają z pudrem i cieniami do powiek. W pewnym momencie usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Podbiegłam do komody, na której leżała moja torebka. Zaczęłam w niej grzebać ale nie mogłam znaleźć komórki. Wywróciłam ją do góry nogami i potrząsnęłam aby jej zawartość wypadła wraz z telefonem, który już przestał dzwonić. Zobaczyłam jak z jednej z kieszeni wypada biała karteczka. Podniosłam ją z podłogi. Widząc "wizytówkę" zaśmiałam się sama do siebie. Nie wiem czemu ale wczoraj nie zauważyłam sposobu w jaki była zapisana. Była po prostu niechlujna z nabazgranym numerem telefonu... Co jak co, ale mężczyzna od którego wczoraj dostałam tą karteczkę nie ma zbyt ładnego charakteru pisma. Biorąc znaleziony już telefon wykręciłam numer, z którego ktoś przed chwilą ktoś do mnie dzwonił.
- Słucham. - Odezwał się głos po kilku sygnałach.
- Cześć, dzwoniłeś. Przepraszam, ale nie zdążyłam odebrać...
- Tak, dzwoniłem. Chciałem ci tylko przekazać, że nie będziemy dzisiaj nagrywać. Jerry, ten aktor z którym miałaś dzisiaj grać rozchorował się. Wpadliśmy wraz z ekipą na pomysł, że może nagramy inną scenę jutro? Żeby nie zostać w tyle... Co ty na to?
- Dobrze, zgadzam się. - Powiedziałam poważnie, lecz ciesząc się w duchu. - Więc dzisiaj dzień wolnego?
- Najwyraźniej tak. Dobra, kończę bo zaczynają coś majstrować ze ścieżką dźwiękową. Do jutra.
Nie zdążyłam się nawet pożegnać z reżyserem. Rozłączył się tak szybko, że się nie zapytałam jaką jutro będziemy grać scenę...
"Skoro mam dzisiaj wolne to może zadzwonię do Alexa?" - Pomyślałam. Wykręciłam na telefonie numer, który ledwo co się doczytałam i czekałam.
- Tak? - Słychać było zaspany, znajomy głos.
- Witaj, to ja. Adele. - Przedstawiłam się.
- A...Adele? - Zająkną się.
- Obudziłam cię? - Zaśmiałam się do słuchawki.
- No... Tak... - Widać, że nie wiedział jak to powiedzieć.
- Czy masz może dzisiaj wolny dzień? - Zapytałam i muszę przyznać, że dość długo czekałam na odpowiedź.
- Mam. - Słychać było entuzjazm w jego głosie. - A co?
- Bo widzisz... Ja też mam dzisiaj wolne.
- To może... - Zaczął. - Spotkamy się w jakiejś kawiarni, co ty na to?
- Hmm, dobry pomysł. - Zgodziłam się. - To gdzie?
- Znam taką dobrą. Może przyjadę po ciebie?
- Nie. - Odparłam szybko. Nie chciałam żeby się dowiedział gdzie mieszkam, w sensie w jakim domu... Wyszłabym w jego oczach na snobkę. - Będę czekać przy tej galerii gdzie mnie wczoraj podrzuciłeś.
- Dobrze, nie ma sprawy. - Zawiódł się nieco. - O której tam będziesz?
- Szesnasta?
- Zgoda. To do zobaczenia. - Pożegnał się.
Rozłączyłam się. Cieszyłam się na to spotkanie. Chodź znałam go bardzo krótko... Właściwie w ogóle to miło mieć jakiegoś znajomego w tym mieście... Odkąd przeprowadziłam się tutaj z Francji doskwierała mi samotność. Uśmiechnęłam się sama do siebie i poszłam na parter do kuchni. Postanowiłam jednak coś zjeść.

poniedziałek, 5 maja 2014

|1|. Alex

Jechałem samochodem wraz z innymi członkami zespołu. Muszę przyznać, że godzina była już naprawdę późna... Przynajmniej uśmiech na mojej twarzy wywoływało to, że koncert był udany. Skręciłem kierownicą w lewo i wjechałem na jedną z głównych ulic. Myślałem nad tym czy przyjąć propozycję trasy koncertowej po Europie, czy zostać i cieszyć się występami w kraju... Moje rozmyślania przerwał głos Jamie'go:
- Ej, jak coś to my wysiądziemy tutaj. Nie musisz nas rozwozić po domach.
- Co mówiłeś? - Nie do końca otrząsnąłem się z myśli.
- On powiedział, że możesz nas wysadzić tutaj... - Matt przewrócił oczami. - Poradzimy sobie z samodzielnym dotarciem do domu.
- Musicie się od razu kłócić? - Wtrącił się Nick.
- Dobra, dobra. - Burknąłem na nich. - Wysiadajcie. - Zatrzymałem się samochodem przy przystanku autobusowym. - Do zobaczenia.
Kiedy przyjaciele wysiedli westchnąłem głośno. Przetarłem ręką oczy i ruszyłem z miejsca, chciałem już jak najszybciej znaleźć się w domu. Nagle zauważyłem kobietę wychodzącą na pasy i docisnąłem hamulec chyba z całej siły. Otworzyłem szybę i krzyknąłem:
- No co pani wyprawia!
- Moja wina, że jeździ pan jak wariat?! - Odkrzyknęła do mnie.
- Ech... - Mruknąłem pod nosem, rozpiąłem pasy i wysiadłem. - Nic chociaż pani nie zrobiłem? - Zapytałem stojąc przed nią.
- Na szczęście nie. - Zaśmiała się gorzko.
- Mógłbym to jakoś zrekompensować? - Położyłem dłoń na karku i oparłem się o maskę auta.
- Chyba tak... - Przyglądnęła się mi, a potem autu. - Mógłby mnie pan podwieźć do domu.
- Hmm, zgoda. - Otworzyłem przed nią drzwi. - To proszę... Niech pani wsiada.
Po chwili obydwoje siedzieliśmy w aucie. Patrzyłem jak kobieta zapina pasy i spytałem:
- No to dokąd? - Uśmiechnąłem się krzywo.
- Na razie do galerii. - Zaśmiała się.
- No chyba pani żartuje... - Uderzyłem lekko ręką o kierownicę. - Przecież już jest późno... I to bardzo.
- Wiem. Ale tam kręcimy nocną scenę do nowego filmu.
- Ach... To pani jest aktorką! - Nagle wszystko stało się jasne. - Dobrze. Więc kierunek - galeria. Mogę chociaż poznać pani imię?
- Adele. Jestem Adele. A ty?
- Alex. Może to, że prawie cię rozjechałem to przeznaczenie. - Zaśmiałem się i za chwilę tego żałowałem widząc wzrok kobiety. - To może ja się już nie będę odzywał.
- Lepiej nie. - Uśmiechnęła się. - To tutaj! - Wskazała palcem.
- Tak blisko? Mogłaś na nogach przejść.
- Wiem, ale jak zaproponowałeś rekompensatę to jak tu nie skorzystać?
- Proszę. - Zatrzymałem się.
- Dziękuję za podwózkę.
- Czekaj! - Zatrzymałem już wysiadającą Adele. - Masz.
- Co to? - Zapytała biorąc karteczkę.
- Gdybyś jeszcze kiedyś potrzebowała podwózki.
- Może skorzystam. - Wzięła wizytówkę. - Do zobaczenia. - Zamknęła drzwi i poszła w kierunku planu.
Siedziałem i patrzyłem jeszcze chwilę za nią. Muszę przyznać, że całkiem miła z niej kobieta. Skoro powiedziała "Do zobaczenia" to znaczy, że nie wiedzieliśmy się ostatni raz. Włączyłem z powrotem silnik i odjechałem z miejsca, teraz już wracając do domu.