- Czemu to zrobiłeś?! - Do pokoju wpadł wściekły Dave.
- Co zrobiłem? - Popatrzyłem na niego.
- Uderzyłeś ją! Jak mogłeś! - Już zmierzał w moim kierunku, na szczęście Nick go zatrzymał.
- Możecie się uspokoić? Oboje! - Jamie zwrócił nam uwagę. - Nie chcę nic mówić choleryku, ale Dave ma rację. Dlaczego ją uderzyłeś?
- Nie wiem. - Kiwałem się lekko na krześle, wciąż skulony.
- Jak to Nie wiem?
- Nie wiem, i już! - Wstałem energicznie z krzesła i poszedłem do łazienki.
- Tak, najlepiej jest uciec od rozmowy! Wracaj tchórzu! - Zanim zamknąłem za sobą drzwi usłyszałem krzyki Dave'a.
Oparłem się rękami o umywalkę patrząc jednocześnie w lustro. Było dobrze oświetlone, tak, że widziałem niewielkie zmarszczki w okolicach oczu. Starzeję się. Nie... Przecież mam dopiero 28 lat... To albo ze stresu, albo od papierosów. Raczej stres - Pocieszałem się. Wyjąłem z kieszeni tabletki. Są małe, więc postanowiłem połknąć dwie. A co mi tam! Przynajmniej będą działały dłużej. Włożyłem dwie pastylki do ust i popiłem wodą z kranu. Przemyłem jeszcze twarz zimną wodą i wytarłem w ręcznik.
- Wyjdziesz stamtąd o własnych siłach, czy mam cię wytargać za łachy?! - Dave chyba jeszcze nie ochłonął.
- Daj mi spokój! - Odkrzyknąłem wciąż stojąc przy umywalce. - Dajcie mi wszyscy święty spokój!
Jakby posłuchali. W pokoju zrobiło się cicho, ale to mnie nie skusiło, żeby wyjść. Usiadłem przy wannie i patrzyłem na drzwi przede mną. Przez szybkę nie było widać żadnego cienia. Siedząc tak przypomniała mi się noc w Grecji jak musiałem spać przy wannie. Miałem właściwie spać w niej, ale chyba nie zdążyłem się tam ułożyć. Po jakichś dziesięciu minutach wstałem i uchyliłem drzwi wyglądając na pokój. Na łóżku siedział Matt. Był sam. Wszyscy inni wyszli, został tylko on.
Zakradłem się po cichu.
- Boo! - Próbowałem go wystraszyć.
- Teraz ci się zebrało na humor? - Odwrócił się do mnie w ogóle nie wzruszony. - I z czego się śmiejesz? - Zapytał widząc jak się uśmiecham.
- Z ciebie. - Odparłem okrążając łóżko. Usiadłem obok niego.
- Faktycznie, jest się z czego śmiać. - Podniósł na mnie wzrok. - Odbiło ci.
- Odbiło? - Zaśmiałem się. - Ee, tam! - Machnąłem ręką.
- Najpierw się śmiejesz, potem wściekasz... Później znowu śmiejesz... Serio sądzisz, że to jest normalne?
- Jestem po prostu humorzasty. - Zacmokałem.
- Chodź już lepiej. - Wstał.
- Gdzie?
- Na kolację, chyba że wolisz, żeby nas ominęła?
- Nie! - Wstałem i poszedłem za nim.
- No... Co z nią nie tak? - Matt "skubał" swoją kolację. Chyba stracił apetyt.
- Co z nią nie tak? - Prychnąłem. - Stary... Od razu widać, że puszczalska z niej. Zobacz jak się łasi do tego kolesia...
- Przestań. - Pstryknął palcami przed moją twarzą. - Zjedz to, bo chcę mieć cię z głowy. - Mam wrażenie, że on traktuje mnie jak dziecko...
Odwróciłem wzrok od tej dziwnej kobiety i spojrzałem na swój talerz. Leżały na nim dwie nietknięte kanapki z masłem orzechowym. Jakoś nie miałem ochoty nic jeść. Chciałem gdzieś wyjść na miasto. Jutro mamy koncert, a pojutrze opuszczamy Filadelfię. Złapałem jedną kanapkę i odrywając z niej skórkę zauważyłem jak Matt przygląda mi się.
- No co? - Zacząłem się śmiać. - Nie można?
- Można, można. - Wzdychnął. - Alex, powiedz mi. Przecież możesz mi powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi. Nikomu nie powiem.
- Teraz ci się wzięło na rozmówki? - Przewróciłem oczami. - Co ja ci niby mam powiedzieć?
- Co się z tobą dzieje? Od kilku dni jesteś zupełnie innym człowiekiem.
- Innym człowiekiem? - Powtarzałem za nim. - Nie sądzę. - Napiłem się już zimnej herbaty, która stała obok talerza już chyba z godzinę.
- Należysz do jakiejś sekty? - Zapytał zupełnie poważnie, odczytałem to z jego miny.
- No... Jeszcze tego by brakowało. - Postukałem się po czole pokazując mu jak beznadziejne było jego pytanie.
- Humorzasty bachor. - Pierwszy raz od naszej rozmowy uśmiechnął się szyderczo.
- O charakterach się nie rozmawia. - Odstawiłem kubek uznając rozmowę za skończoną.
- Gustach. - Poprawił mnie.
- Że co? - Strąciłem niewidzialny pyłek z rękawa kurtki.
- No to, że o gustach się nie rozmawia. A nie o charakterach.
- Coś ty taki zasadowy. - Skrzywiłem się. - To już przysłowia nie można przestawić?
- Chyba z tobą nie wytrzymam. - Pokręcił głową. - Jaka kobieta będzie się chciała z tobą związać?
- Żadna. - Znów patrzyłem na tą babkę, którą pokazywałem Matt'owi. - Żałosne... - Odwróciłem od niej wzrok widząc jak się mizdrzy do tego faceta.
- Ty mnie w ogóle słuchasz? - Odstawił sztućce na talerzu.
- Cały czas. - Uśmiechnąłem się. Zapewne głupkowato, bo Matt zmieszał się.
Po kolacji szliśmy korytarzem. Minęliśmy Dave'a. Nie odzywał się do mnie. Matt mówi, że ma rację nie zwracając na mnie uwagi. Widać trzyma jego stronę... Reszta zespołu też uważa, że kobiet się nie bije nawet kwiatkiem. Aferę robią... Wyrwało mi się w nerwach. Proste.