wtorek, 2 września 2014

|103|. Diana

Siedziałam w pokoju i oglądałam się w lustrze. Właśnie skończyłam się pakować. Zdecydowałam wrócić do Sheffield i porozmawiać z Damien'em o wszystkim co się zdarzyło. Po tej sytuacji zrozumiałam, że Alex się zmienił. I nie wiedziałam czy to z powodu mojego odejścia, choroby czy może innych rzeczy, ale mnie to zabolało. Wyszłam z pomieszczenia i zdecydowałam, że porozmawiam z mężczyzną. Gdy tylko znalazłam się pod jego drzwiami, zapukałam.
Nic.
Znowu zapukałam. Nadal cisza.
Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. W pokoju panował bałagan i drzwi były otwarte, ale bruneta nigdzie nie było. Dopiero po chwili usłyszałam dźwięk w łazience. Weszłam do środka i zobaczyłam Alexa nachylającego się nad umywalką i z jakąś pastylką w ręku. Odeszłabym, gdyby nie jego źrenice.
Nienaturalnie rozszerzone.
Podeszłam do niego wściekła i zamachnęłam się. Po łazience rozległ się satysfakcjonujący dla mnie dźwięk. Alex nie przejął się tym policzkiem; śladu nie będzie widać do jutra.
Uśmiechnął się drwiąco, co doprowadziło mnie do szaleństwa.
- Nie powiem, żeby zabolało - mruknął i spojrzał na mnie ironicznie. - Kocię porywa się na lwa. Śmieszne.
- Nie śmieszne. To co robisz jest idiotyczne - warknęłam na niego.
- To? - Spojrzał na pastylkę - to tylko lekarstwo na mój kaszel.
- A masz może receptę? - Machnęłam ręką przed jego oczami - albo chociaż opakowanie?! Dobrze wiem, że dostałeś je na pewno nie od aptekarki czy lekarza.
- I co z tego?! - Warknął - najważniejsze że pomaga!
- To cię niszczy, Turner.
- Ty mnie niszczysz - jęknął.
Zauważyłam, że efekt pastylki przestaje działać - to zapewne dlatego chwycił po kolejną. Zdecydowałam że to dobra okazja żeby mu to powiedzieć.
- Wyjeżdżam - powiedziałam - wracam do Sheffield.
Wyszłam do salonu i wyjrzałam przez okno. Chwyciłam szklankę i wlałam do niej trochę whisky, leżącej w barku w jego pokoju. Słyszałam tylko, jak mężczyzna podąża moim śladem i zamyka drzwi do łazienki.
Za oknem widziałam pełne życia miasto. Nastolatki chodzące grupkami i oglądającymi się za chłopakami. Tęskniłam za tymi latami.
- Zasługuję chociaż na to, żebyś na mnie spojrzała? - Zapytał cicho.
Obróciłam się powoli.
Stał przy drzwiach wyjściowych z rękami w kieszeni i spuszczoną głową. Był smutny, ale dalej tak samo przystojny jak zawsze.
- Zasługuję chociaż na to, żebyś wyjął ręce z kieszeni jak ze mną rozmawiasz? - Zapytałam chłodno.
Podniósł wzrok i spojrzał na mnie ponuro, a potem pokiwał głową.
Usiadł na kanapie i schował twarz w dłonie.
- Kocham cię, Dai.
- Ja ciebie też, Alex. Ale nie zasługuję na takie życie. - Pochyliłam smutno głowę. - Myślę, że wyjadę z Sheffield. Z Anglii, żeby odpocząć. Nie na zawsze. Znajdę jakieś mieszkanie i będę żyła z pieniędzy po ojcu. Myślę, że wystarczą nawet do końca życia. Nie chcę być też bez pracy. Nie wytrzymuję bezczynności. Znajdę jakieś praktyki jako modelka. Może będzie ciekawie? Jak nie to przerzucę się na zagraniczny sport lub dziennikarstwo.
- I mówisz mi to teraz? - Spojrzał na mnie. - Dlaczego? 
- Bo chcę ci to powiedzieć, przed wyjazdem. Wyjadę na parę lat, a ty w tym czasie skończysz trasę i będziesz żył dalej. To nasze pożegnanie, samolot mam za trzy godziny.
- Jak to - pożegnanie?
- Tłumaczyłam ci to przed chwilą.
- Może i mi tłumaczyłaś, ale nie przyjmę tego do wiadomości - wstał gwałtownie i chwycił mnie za rękę. - Więc kogo wybierasz. - Zmarszczył brwi.
- To znaczy? - Zniżyłam ton do szeptu - Między kim miałabym wybierać?
- Między mną a wokalistą RVR.
- Damien'em? - Posmutniałam. - Żadnego, Turner, żadnego.
- Dlaczego mówisz do mnie po nazwisku? - Zbliżył się do mnie.
- Żeby potem nie żałować. - Wyszeptałam.
- Czego?
- Że byłam za blisko dla ciebie. Przez to, że mnie uderzyłeś, uciekłam od ciebie. Oddaliłam się. I miałam nadzieję, że tak pozostanie.
- Nie uciekaj. - Pociągnął mnie za ramię tak, żeby nasze czoła się stykały. - Zostań, kocie. Ze mną.
- Nie chcę. Nie mogę. To nie to, czego potrzebuję.
Wyszłam, cicho zamykając za sobą drzwi. Chwyciłam walizkę, pozostawioną na korytarzu i ruszyłam przez hol, kierując się do wyjścia


Siedząc w samolocie myślałam tylko o wszystkim, co się zdarzyło odkąd wróciłam z Włoch. Może znowu to tam wyjadę? Tak, to mój nowy cel podróży. Ale najpierw załatwię wszystko z Damien'em.
Byłam wściekła na Alexa, za to że się zmienił.
Byłam wściekła na Damien'a, że zawrócił mi w głowie.
Byłam wściekła na Jamie'go, że nie ma go tu ze mną.
Byłam wściekła na resztę ekipy, że nie ma ich tu teraz.
Byłam wściekła na Dave'a, za to, że okazał mi czułość jakiej potrzebowałam i pozwolił mi uciec od wszystkiego.
Byłam wściekła na siebie, za to że uciekałam, za to, że nie byłam sobą. Że pozwoliłam Alex'owi się zmienić. Że pozwoliłam Damien'owi zawrócić sobie w głowie. Że pozwoliłam na to, żeby Jamie'go tu nie było. Na to, żeby reszta ekipy tam została, a ja się z nimi nie pożegnałam. Za to, że pozwoliłam Davidowi okazać czułość, a samej nie pokazać swojej prawdziwej ja. Za to, że nie ukryłam się ze swoimi uczuciami i skłóciłam zespół.


Stałam przed drzwiami do mieszkania Damien'a. Od mojego wyjazdu mój dom stał pusty, a Damien zdecydował się na mieszkanie w przytulniejszym miejscu.
- Diana! - Ucieszył się, widząc mnie przed drzwiami - tak się cieszę, że wróciłaś!
- Musimy porozmawiać - mruknęłam cicho.
- Mówiłaś to samo przez telefon - w jego głosie słyszałam troskę - co się dzieje?
Wtedy opowiedziałam mu wszystko, co zdarzyło się na wyjeździe, między mną a Alex'em. On siedział przede mną w ciszy, potakując co jakiś czas.
- Naprawdę bolała mnie ta zdrada, ale kocham cię. Niestety, tylko jako mojego przyjaciela.
- Wiedziałem - uśmiechnął się smutno.
- Co? - Zdziwiłam się lekko.
- Wiedziałem o tym od początku. Widziałem, jak na niego patrzyłaś. Nie jestem ślepy, Dai. Ale mimo tego miałem nadzieję, że z czasem o nim zapomnisz. Niestety, pomyliłem się.
- Przykro mi...
- To nie twoja wina, Dai - przerwał mi - tylko twoich uczuć.
- Nienawidzę ich - wyznałam cicho.
- Nie mów tak - zmarszczył brwi - to dzięki nim czujesz radość i jesteś w stanie się uśmiechać. - Kocham cię, Dai. 
- Ja ciebie też. - Po tych słowach, wyszłam.
Jeszcze tego samego dnia wróciłam do domu i spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy. Dwie walizki ciągnęłam już do taksówki, a telefonicznie zabukowałam bilet na dwa miejsca. Nie chciałam towarzystwa, tego lotu. Potrzebowałam czasu, żeby pomyśleć.
Skontaktowałam się też ze specjalistą we Włoskim szpitalu. Przeprowadzą tą operację. Pozostał już tylko miesiąc. Może po niej, zadzwonię do Alexa?
Na lotnisko przyjechała Chantell - moja najlepsza przyjaciółka z Anglii. Obiecała, że przyleci na operację i zrobi wszystko o co ją poproszę. Ucieszyłam się na te słowa.
Pamiętałam sytuację, gdy zapytałam lekarza, dlaczego nie wyglądam na chorą. Dobrze pamiętałam odpowiedź.

"Białaczka nie zostawia śladów. Dopiero najgorsze stadium jest widoczne w wyglądzie. Bez operacji nie wróciłabyś tu za pół roku. Nie byłoby cię tu. Dlatego ta operacja jest tak ważna".

Oparłam czoło o zimne okienko samolotu i zamknęłam oczy. Pogrążyłam się w marzeniach o zwycięstwie z chorobą. I o dzieciach. O małżeństwie. Tylko kto miał stanąć ze mną na ołtarzu? Miałam mętlik w głowie.