Chantell siedzi obok Dai, przy szpitalnym łóżku, mówiąc co z
nią zrobi, gdy tylko opuści szpital. Wymienia rzeczy, które chciałaby zrobić,
kiedy zimna rzeczywistość wślizgnęła się pomiędzy nie i budzi ją. Prawie
pozwoliła się ponieść złudzeniom.
- Gdyby coś mi się stało… - wymamrotała, ale Tell pokręciła
głową.
- Nic ci nie będzie.
- Ale gdyby jednak, to proszę… przyjdź z Alex'em na mój grób.
- Wyszeptała, a narkotyk który wcześniej podała jej pielęgniarka zaczyna
działać.
Zasypia. Lekarze wchodzą do Sali i zabierają śpiącą kobietę.
Zaciska zęby i idzie za nimi, by poczekać przed salą operacyjną. Jej długie,
brązowe włosy opadają z łóżka i zwisają nad ziemią, kołysząc się.
Po operacji wychodzi lekarz. Chantell czeka, aż z Sali wywiozą
przyjaciółkę, jednak tak się nie dzieję. Po minucie podbiega do doktora z
najczerniejszymi myślami.
- Co z nią?! – Krzyczy, niemal błagalnie – co z Dai?!
Jednak ten kręci przecząco głową i mówi „niestety”. Mówi to
ze smutkiem, najwidoczniej Diana zdążyła już zdobyć sympatię personelu.
- CO?! – Tell krzyczy i wbiega do Sali.
Widzi bladą i zimną twarz Diany, a lekarze myją ręce w małej
umywalce i sprzątają. Znów wpada w rozpacz.
Chantell stoi na cmentarzu i modli się nad grobem. Obok niej
stoi wysoki mężczyzna w czarnym garniturze, a za nim cała ekipa i przyjaciele
Dai. Nawet jej kuzyn się pojawił. Dziewczyna przemawia cichym głosem na temat
Dai i jej życia. Wychwala ją, by potem wrzucić jedną, piękną, czerwoną różę.
Odchodzi następie i patrzy, jak ludzie wrzucają do środka wiązanki i płatki
róż.
- Dziękuję, że przyszedłeś – Wyszeptała do mężczyzny – ona chciałaby
tego.