środa, 3 września 2014

|104|. Alex

Wszędzie leżało pełno szkła, ale w tym momencie nie myślałem o konsekwencjach swoich czynów. Rozwaliłem chyba wszystkie alkohole stojące w barku, zaczynając od Whisky, które piła Ona. Nie miałem odwagi wymawiać jej imienia nawet w myślach. I znowu - fala złości. Kopnąłem stojącą przy łóżku szafkę nocną, z której spadła lampka i roztłukła się. Usłyszałem za sobą trzask drzwi. Odwróciłem się gwałtownie, przerywając znęcanie się nad niewinnym wyposażaniem pokoju.
- Odwaliło ci już zupełnie?! - David był wściekły. - Tłuczesz się jak nie wiem! Nie zapominaj, że mam pokój piętro niżej, i to słychać!
- Dave... - Dziwne uczucie, jakbym dławił się powietrzem. - Jej już nie ma... Ona odeszła...
- Co ty pleciesz? - Podszedł bliżej stąpając między szkłami.
- D... - Jej imię... Przecież je znam, mam do czynienia z nim nie od dzisiaj! - Ona...
- Z Dianą coś nie tak? - Nawet nie wie jak ułatwił mi sprawę. - Z wami jest gorzej niż z małymi dziećmi... - Pokręcił głową.
- Jej już nie ma. - Złapałem do za ramiona i potrząsnąłem. - Rozumiesz?
- Chyba nie. - Skrzywił się. - Rany, Alex... Ty jesteś naćpany!
- Nieprawda. - Odsunąłem się jak oparzony. - Pomóż mi...
- Ty masz coś z głową. - Rozglądnął się po pokoju. - Wiesz ile będziesz musiał za to zapłacić? Jakbym nie przyszedł to byś tu zdemolował wszystko.
- Walić pieniądze. - Opadłem na łóżko. - Zostałem sam.
- Wysłów, że się wreszcie i powiedz o co chodzi.
- Diana... - Udało się! - Wyjechała.
- I o to tyle afery?
- Zostawiła mnie. Nie będzie ze mną... Nie będzie. Nie będzie...
- Zamknij się. - Przerwał mi. Myślał chwilę po czym kucnął i zaczął zbierać szkła. - Jak mogła... Tak bez pożegnania? - Podniósł na mnie wzrok. - Pomógłbyś mi. Rusz zad!
Bez słowa kucnąłem jak on i pomogłem mu sprzątać. Nie zwracałem uwagi na to, że przecinam sobie ręce. Czułem się cały bezwładnie. Na samą myśl, że straciłem to co dla mnie najcenniejsze w życiu robiło mi się słabo. Nagle zerwałem się z podłogi i pobiegłem do łazienki zamykając za sobą drzwi na klucz. Szkła trzymane w dłoni rzuciłem na posadzkę. Oparłem się o umywalkę i czułem jak łzy mi napływają do oczu. Nie wytrzymałem. Beczałem jak nigdy. Z trudem powstrzymywałem wycie. Zakryłem ręką usta i mocno zamknąłem oczy. Za dużo wspomnień. Otworzyłem je. Załamany osunąłem się na ziemię. Roztrząsłem się. Wyjąłem z kieszeni spodni tabletki. Przeraził mnie kolejny fakt, że zostały mi tylko trzy. Wziąłem wszystkie. Naraz. Były ohydne w smaku, ale zawierały coś, co mnie uzależniło.
- Alex... Wszystko okay? - Dave zapukał do drzwi.
- Nic nie jest okay! - Krzyknąłem. Przechyliłem głowę do tyłu opierając ją o ścianę.
- Weź trochę ciszej, bo zaraz ściągniesz tu obsługę i nie będzie wesoło... Jakby zobaczyli ten burdel...
- Co mnie obchodzi obsługa?! - Jakbym nie słyszał, krzyczałem dalej.
- Alex... Uspokój się. Wyjdź. Pogadamy...
- Idź sobie. - Mruknąłem.
W przeciwieństwie do mnie, on posłuchał. Słychać było jak wychodzi.


- Turner, jak nie wyleziesz stamtąd za pięć sekund to wyważę te drzwi! - Super, po prostu świetnie. Mój błyskotliwy kuzynek sprowadził tu Matt'a. - Słyszysz?! - Przyjaciel nie dawał za wygraną. - To nie koniec świata...
- Może twojego! - Przerwałem mu. - Mój świat właśnie się zawalił!
- Błagam cię... Za godzinę mamy koncert... Ludzie się już zbierają... Za chwilę mamy zaczynać, a ciebie nie można...
- Daj - Mi - Spokój! - Wydukałem jak do małego dziecka.
- Tak? To pogadamy inaczej! 
- Stój. - Dave krzyknął do już rozpędzającego się Matt'a. - Wylezie. Zobaczysz. 
- Co tu się dzieje, gdzie Alex? - Teraz słychać było Jamie'go. Był też Nick.
- Zamknął się szajbus w łazience i nie chce wyjść. - Matt zdał im relacje. - Weźcie coś zróbcie.
- Alexandrze! - Dave wiedział, że nie cierpię jak się tak do mnie mówi. - Zrób to dla niej. Wyjdź i idź na ten cholerny koncert. Tą jedną sprawą nie zawalaj reszty. Wyjdź.
Zrób to dla niej... Te słowa krążyły mi teraz w głowie. Nie mogłem wstać. Byłem jak pijany. Po raz enty przedawkowałem te leki. Nie działały na mnie tak jak wcześniej. Teraz potrzebowałem większej dawki. Wstałem i podszedłem do drzwi. Przyłożyłem do nich głowę.
- Nie mów mi więcej o niej! - Ostrzegłem.
- Nic a nic! - Zapewnił.
Przekręciłem klucz i wyszedłem do pokoju. Stali tam wszyscy z zespołu wraz z Dave'm. Nie patrzyłem na nich. Stałem ze spuszczoną głową jak na kazaniu.
- Chodź... Musimy iść... - Jamie podszedł i złapał mnie za przedramię. 
Pociągnął mnie w stronę wyjścia z pokoju. Szliśmy wszyscy po schodach. Było mi już wszystko jedno. Jak wyglądam, co czuję... Właśnie, co czuję? Pustkę... Ta pustka wypełnia mnie całego tak, że nie słyszę co Jamie do mnie mówi. Wpakowaliśmy się do samochodu i czym prędzej pojechaliśmy na koncert.


- Widzisz to? - Matt podsunął mi kartę pod nos. - To dzisiaj gramy, w takiej kolejności. Dociera coś w ogóle do ciebie?
- Dociera. - Burknąłem. 
- Alex, ogarnij że się! - Potrząsnął mną. - Nie zawalaj wszystkiego na początku. Oddziel życie prywatne od zawodowego... Nie wnoś nic z jednego do drugiego.
- Mhm. - Patrzyłem przed siebie. Przede mną stało duże pudło, w których przewozimy instrumenty. 
- Wchodzimy! - Zarządził Jamie.
- Rusz się. - Dave popchnął mnie. - I nie myśl o tym. - Dodał na odchodnym. 

Szedłem na samym końcu tego czteroosobowego sznurka. Właściwie człapałem ze spuszczoną głową. Gdy wyszliśmy na scenę zobaczyłem masę ludzi i zachodzące słońce. Mimo tego, że zachodziło oślepiało mnie. Moje oczy pochłaniały teraz więcej światła przez te źrenice... Byłem świadomy, że źle robię biorąc te leki. Ale one mi pomagały... Musiały... Na swój sposób. Jakiś facet podał mi podłączoną już gitarę. Przewiesiłem ją przez ramię i stanąłem przed mikrofonem. Nie byłem pewien czy wydobędę z siebie jakikolwiek dźwięk.
Usłyszałem krzyki tłumu w naszym kierunku. Uwielbiałem to, jak nas zawsze witali. 
Zaczęliśmy. Nie było co czekać.
Byle nie myśleć.
O wszystkim.
O tym.
O Niej.