Wszystko się zmieniło. Wszystko. Przynajmniej dla mnie. Okazało się, że żona Nicka urodzi za miesiąc syna, któremu jeszcze zatroskany ojciec nie wybrał imienia. Matt wyjaśnił sobie wszystko z Breaną, ten mężczyzna którego słyszał był jej bratem. Mam nadzieję, że to prawda. Jamie ze swoją żoną zastanawiają się nad jakimś dzieckiem. Dzieci, dzieci wszędzie. David spoważniał. Minął tylko ponad miesiąc od mojego rozstania, a on zrobił się poważny i odpowiedzialny. Zamieszkał ze mną twierdząc, że potrzebuję pomocy. Nie rozwiązał jeszcze tej sytuacji z ojcem, ale obiecałem mu kiedyś, że wesprę go w tej sprawie. Wszędzie jednym słowem sielanka.
A ja? Dave mówi, że stoczyłem się. Gdy tylko skończyliśmy trasę po USA i Europie wróciliśmy do kraju, gdzie zaczęły się ze mną cyrki. Ciężko mi teraz o tym mówić, ale nie potrafię nic z tym zrobić... Wszyscy moi bliscy wiedzą, że biorę, ale nie wiedzą co. Nazwa Heroina nawet nie przechodzi mi przez gardło. Jakby mało było tego, siedzę od trzech tygodni w domu. Nie wychodziłem odkąd tu ostatecznie wróciliśmy - mieliśmy jeszcze dwa koncerty i jakiś tam występ i koniec. Zapowiedzieliśmy dłuższą przerwę od kariery ze względu na Nick'a. Jest teraz taki roztrzepany, że nie funkcjonowałby normalnie. Nie dziwię mu się. Czekał na to dziecko już naprawdę długo. W końcu się udało...
- Ale tu śmierdzi! - Dave wszedł do mieszkania, postawił zakupy na ladzie i otworzył okno przy mnie. - Musisz palić w domu? Nie możesz iść na zewnątrz?
- Jak widać nie mogę. - Wydmuchałem dym przez usta i zgasiłem resztkę papierosa w przepełniającej się już od niedopałków popielniczce.
- Ogarnij się facet. - Wrócił do kuchni i wkładał coś do lodówki. Dzięki aneksowi widziałem wszystko co robi.
- O co ci znowu chodzi? - Zakłócał mi mój spokój.
- Wyjdź na zewnątrz. Miles do mnie dzwonił, chce się z tobą spotkać.
Właśnie, zapomniałem powiedzieć o Milesie. Otóż dowiedział się, że Adele jest w ciąży - nie wiem z jakiego źródła, nie wnikam - i to z nim. Przynajmniej ona tak twierdzi. Za to on twardo się upiera, że zrobi test DNA po urodzeniu malucha, na co Adele się oburzyła ale musiała przyjąć jego decyzję do wiadomości.
- Nie wyjdę. - Po krótkim namyśle odpowiedziałem kuzynowi.
- Turner... - Wszyscy ostatnio zaczęli mi mówić po nazwisku.
Wstałem z sofy rozprostowując przy tym kości. Poszedłem do łazienki. To było jak rytuał. Zamknąłem się po cichu na klucz i wyjąłem ze skrytki za lustrem - o której istnieniu Dave nie miał pojęcia - strzykawkę. Niepotrzebnie wszyscy przypominają mi o niej. Choć nie mówią o Dianie wprost, to dają jakby takie wskazówki do myślenia o tej kobiecie... Nie ciekawi mnie co teraz robi, gdzie jest... Bardzo ją kocham. Wciąż. Bardzo.
Wbiłem strzykawkę w prawe przedramię. Lewe już było całe skute, i bolało jak cholera. Bolało tak, jak kocham Dianę. Ciekawe, czy ona myśli o mnie w podobny sposób? Pewnie nie... Zostawiła mnie... Najgorsze jest to, że to moja wina. Zmieniłem się. Nie umiem z tego wyjść. Nie umiem rzucić. Skazany jestem na śmierć. Długo nie pociągnę ładując sobie w żyły heroinę. Wiem, że to już koniec. Czekam tylko spokojnie kiedy nadejdzie.
- Alex? - Dave... Użył imienia?
- Zaraz wyjdę... - Zakłopotałem się trochę i szybko schowałem igłę i zapas narkotyków do skrytki. - Co? - Zapytałem wychodząc z łazienki.
- Co tam robiłeś? - Zmierzył mnie wzrokiem.
- Jak myślisz? Co się robi w łazience? - Parsknąłem śmiechem.
- Brałeś? - Założył ręce na piersi. - Gdzie to masz?
- Nie rozumiem o co ci chodzi... - Odszedłem od niego i usiadłem z powrotem na sofie w salonie.
Po chwili położyłem się podkładając sobie poduszkę pod głowę. Potrafiłem tak patrzyć w sufit godzinami rozmyślając A co by było, gdyby? Wyłączałem się wtedy całkowicie...
- Gości masz... - Kuzyn szturchał mnie w ramię.
Odwróciłem wzrok od sufitu i popatrzyłem w stronę przedpokoju. Stali tam Jamie, Matt i Nick. Wyglądali świetnie w porównaniu do mnie - wraku człowieka.
- Mamy coś dla ciebie Turner. - Powiedział sucho Jamie.
Dalej patrzyłem na nich pytająco.
- Ubierz się i chodź.
Nie wiem o co mu chodzi z tym ubraniem się? Przecież mam i koszulę i jeansy... Nawet buty mam ubrane. Usiadłem na kanapie i przyglądałem się im podejrzliwie.
- Gdzie mam iść?
- Zobaczysz. - Jamie mówił jako jedyny, reszta się tylko patrzyła.
- Chłopaki, on nie wychodził z domu od trzech tygodni. - Uprzedził Dave. - Nie jest z nim za dobrze...
- Odezwał się. - Syknąłem wstając. - Myślisz, że jak u mnie mieszkasz to wszystko ci wolno?! - Krzyknąłem na niego.
- Uspokój się. - Matt zatrzymał mnie widząc jak idę w stronę kuzyna.
- Nie będę spokojny! - Starałem się mu wyrwać, ale Nick pomógł Matt'owi mnie przytrzymać.
- Chodźmy. - Zarządził Jamie.
Wyprowadzili mnie z mieszkania. Szarpałem się im, ale widocznie byli na to przygotowani. Kurde, oni to ćwiczyli wcześniej, czy co? Kopnąłem Matt'a w kostkę tak, że omal nie spadł ze schodów.
- Przestań! - Nick uderzył mnie ręką w głowę.
Czułem się jak zwierzę idące na rzeź. Wyszliśmy na zewnątrz. To było dziwne zderzenie się ze świeżym powietrzem. No... Z tą świeżością to się umówmy, bo nie licząc ruchliwej ulicy i spalin to jest świeże. Wpakowali mnie na tylne siedzenie do mini-vana Jamie'go. Szybko zablokowali drzwi, tak, że nie mogłem wysiąść ani z jednej strony ani z drugiej. Byłem jak w pułapce.
- Wypuść mnie! - Krzyknąłem. - Jak tego nie zrobisz to zadzwonię na policję! - Postraszyłem go.
- A dzwoń sobie! - Prychnął Jamie siadając za kierownicą. - Ciekawe co powiedzą jak zobaczą twój wygląd?
- Gówno powiedzą! - Wściekłem się. - Masz mnie wypuścić! To jest przetrzymywanie wbrew mojej woli!
- A ja jestem królową angielską. - Nick usiadł naprzeciwko mnie.
- To widocznie jesteś! - Widziałem jak Matt sadowi się na siedzeniu obok Jamie'go. - Wypuść mnie! - Nachyliłem się między siedzenia.
- Zamknij się i siedź tam! - Nick odepchnął mnie, że poleciałem z powrotem na tylne siedzenia.
Zauważyłem jak roztrzęsły mi się ręce. Wziąłem za małą dawkę... Poczułem suchość w ustach. Wyjrzałem za przyciemnianą szybę. Nie miałem pojęcia gdzie jechaliśmy. Przetarłem rękoma oczy, po czym powoli przesunąłem dłońmi po włosach jakby je przylizując. One i tak odskoczyły na swoją dawną pozycję. Zaczęły mnie ze stresu oblewać jakieś zimne poty.
- Wypuść mnie... - Wymamrotałem trzymając się uchwytu na drzwiach. - Błagam...
- Wiem, że chcesz wziąć kolejną dawkę. Ale my ci na to nie pozwolimy. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi... Ba! Jesteśmy jak rodzina. A rodzina pomaga sobie w trudnych sytuacjach. - Siedzący przede mną Nick zaczął snuć jakieś wywody.
- Przestań pieprzyć. - Burknąłem do niego. Czułem jak odlatuję.
- Ej, on nam odpływa... - Nick ostrzegł Jamie'go.
- Pewnie znowu naćpał się nie wiadomo ile. - Odparł zdenerwowany. - Zaraz będziemy na miejscu.
- Co... Ty... O... Mnie... Wiesz... - Sapałem. Wszystko widziałem podwójnie.
- Wiem o tobie zbyt wiele. Czasem się zastanawiam, czy nie znam cię lepiej niż ty sam. - Jamie zaśmiał się gorzko. - Jesteśmy.
Słyszałem jak cała trójka wygrzebuje się z samochodu. Nie miałem siły iść za nimi. Widziałem jak otwierają się drzwi z mojej strony. Poczułem szarpanie za rękę. Próbowali mnie wyciągnąć z auta.
- Wyłaź. - Manewrowali, żebym im nie upadł na chodnik.
Podniosłem wzrok na budynek przed nami. Co to za szopka? Ciągnęli mnie w stronę wejścia głównego. Nie miałem siły się opierać, ale wiedziałem, że moja energia wkrótce powróci. A wtedy wyrwę się im i wrócę do domu. Tam czeka na mnie kolejna dawka w strzykawce. Ostatnia. Tak, na pewno ostatnia.