- Stoicie pod słońce... - Burknąłem z niechęcią.
- Przesadzasz. Rób i nie gadaj. - Stephanie objęła Alexa. Na ten widok chciało mi się rzygać.
- Zrobione. - Oddałem jej telefon.
- Mamy wspólne zdjęcie! - Pocałowała go w policzek. - Gdzie teraz idziemy?
- Nie wiem, gdzie chcesz. - Kuzyn był wyraźnie zmęczony tą babą.
Miałem jej po dziurki w nosie. To miał być mój wypad na miasto z Alex'em. Mieliśmy iść na kręgle z Jamie'm i Matt'em. W ogóle tyle było planów... Do których wchrzaniła się ta Nowa Dziewczyna Alexa. Nie, no serio... Łapią mnie mdłości i inne dolegliwości jak na nią patrzę. Rozumiem, jakby faktycznie była w nim zakochana przez to jaki jest, a nie ile ma na koncie w banku.
- Alex, nie miałeś dzisiaj czasem czegoś do załatwienia? - Próbowałem go ratować.
- Ja? - Nie pojął na początku. - Ach tak! - Uderzył się otwartą w dłonią w czoło. - Na śmierć zapomniałem. - O dziwo dobry z niego aktor. - Kochana, musimy przełożyć nasze wyjście...
- Ale... Jak to? - Zasmuciła się.
- Sprawa wagi państwowej. Muszę lecieć.
- To cześć. - Mruknęła i cmoknęła go w usta.
Oboje się odwróciliśmy - nawet się z nią nie pożegnałem - i poszliśmy w kierunku domu. Nie było stąd daleko. Gdy uznałem, że straciła nas z wizji postanowiłem się odezwać.
- Ciekaw jestem kiedy jej to powiesz?
- Nie wiem. Uczepiła się mnie jak rzep psiego ogona. - Na jego twarzy wystąpił dziwny grymas.
- No to... Nie wiem... Powiedz, że nie chcesz z nią być i już.
- Żeby to było takie proste... - Przewrócił oczami.
Doszliśmy już do świateł. Czekając na zielone oboje rozglądaliśmy się, czy oby nas nie śledzi swoim samochodem. Gdyby Stephanie się dowiedziała gdzie mieszkamy to byłaby to co najmniej katastrofa.
- To nie jest czasami Jamie? - Wskazałem palcem mężczyznę na motorze wyjeżdżającego z zakrętu. Patrzył w naszym kierunku, ale chyba nas nie widział.
- To on... - Alex przymrużył oczy. - Jamie!
Cook szukając kto go woła zwrócił na nas uwagę i się uśmiechnął. Podjechał bliżej.
- Co wy tu robicie Turner? - Spytał.
- Pytasz się mnie, czy jego? - Parsknąłem śmiechem. - Jakby nie patrzeć mamy takie samo nazwisko.
- A, no tak. - Machnął ręką rozbawiony. - Więc, chodziło mi o tego tu. - Wskazał Alexa.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - Kuzyn zniżył głos. - Wiejemy przed kobietą.
- O, to coś nowego. Słuchaj, jechałem właśnie do ciebie, żeby ci powiedzieć, że mamy jutro wieczorem koncert na stadionie.
- Nie gadaj. - Alex cofnął się o krok. - Nie... Nie jestem gotowy... Ja...
- Dasz radę. - Zapewnił Jamie.
- Wpadaj do nas. - Zaproponowałem. - Nie mamy dzisiaj nic ciekawszego do roboty.
- Okay. To... Czekam na was przed blokiem. - Odpalił z powrotem motor i ruszył.
- On chyba zwariował.
- Czemu? - Spojrzałem na niego.
- Nie mam ochoty na żadne koncerty.
- Stary, to twoja branża. Mus to mus, sam wybrałeś taką drogę.
- Wiem, wiem... Chodźmy już, bo jak będzie nie wiadomo ile czekał to jajko zniesie.
Siedziałem i śmiałem się widząc grę Jamie'go i Alexa. Były w niej niesamowicie głupie pytania i zadania. Coś w stylu "Wyjdź na balkon w samej bieliźnie i krzyknij, że kochasz budyń czekoladowy". Dobre porównanie. Jest to gra wieloosobowa, ale gdy pytali mnie czy chcę z nimi grać odmówiłem. Kuzyn - jak twierdzi Jamie - musi się czymś konkretnym zajmować, żeby nie przyjmował narkotyków. Tak doradzał psychiatra, czy ktoś tam...
- Przepraszam na chwilę. - Alex wstał od stołu.
- Dokąd to? - Jamie rozbawiony chwycił go za kurtkę. - Uciekasz bo przegrywasz?
- Nie, telefon mi dzwoni. Nie słyszysz?
- To leć, tylko szybko.
Zostaliśmy sami z Cookiem. Czułem się niezręcznie w tej sytuacji. Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiem co. O czym niby mieliśmy gadać? Nic interesującego nam obu się nie przydarzyło przez ostatni czas. Na szczęście z opresji wybawił mnie kuzyn.
- Szlag by to! - Alex krzyknął w sypialni.
- Co jest? - Zapytałem.
- Nic... - Wrócił do salonu. - Muszę wyjść.
- Tak teraz? Nagle? Przecież już jest późno... - Wstałem z krzesła.
- Muszę. Dokończymy jak wrócę. - Uśmiechnął się do Jamie'go.
- Przepraszam na chwilę. - Alex wstał od stołu.
- Dokąd to? - Jamie rozbawiony chwycił go za kurtkę. - Uciekasz bo przegrywasz?
- Nie, telefon mi dzwoni. Nie słyszysz?
- To leć, tylko szybko.
Zostaliśmy sami z Cookiem. Czułem się niezręcznie w tej sytuacji. Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiem co. O czym niby mieliśmy gadać? Nic interesującego nam obu się nie przydarzyło przez ostatni czas. Na szczęście z opresji wybawił mnie kuzyn.
- Szlag by to! - Alex krzyknął w sypialni.
- Co jest? - Zapytałem.
- Nic... - Wrócił do salonu. - Muszę wyjść.
- Tak teraz? Nagle? Przecież już jest późno... - Wstałem z krzesła.
- Muszę. Dokończymy jak wrócę. - Uśmiechnął się do Jamie'go.