czwartek, 21 sierpnia 2014

|91|. Alex

- Można by szybciej?! Daleko jeszcze?! - Niecierpliwiłem się siedząc na tylnych siedzeniach. Co chwila nerwowo patrzyłem przez szybę obok mnie. Było ciemno, więc za wiele nie widziałem.
- Spokojnie, to nie piekarnia. - Taksówkarz zaczynał już mieć mnie dość. - Już niedaleko.
Tyle co powiedział jak ktoś wybiegł nam przed maskę. Kierowca przyhamował z całej siły prawdopodobnie wgniatając hamulec. - Co pani do cholery wyprawia! - Otworzył szybę i wydarł się na kobietę stojącą przed samochodem.
- Dai... - Szepnąłem i wysiadłem szybko się odpinając z pasów. - Dai! - Powtórzyłem ściskając ją. - Wszystko w porządku? Nic ci nie zrobił... Ten co cię ścigał?
- Żyję. - Uśmiechnęła się blado. - Chcę stąd iść... Jak najszybciej...
- Jasne. - Objąłem ją ręką i zaprowadziłem do taksówki.
Kiedy podałem kierunek taksówkarz ruszył. Diana cały czas siedziała wtulona we mnie. Nie powinna była iść sama w miejsce którego nie zna, w którym była pierwszy raz. Jechaliśmy już powoli, bez pośpiechu. Wszystko było pod kontrolą. Przypomniał mi się Damien. Co by powiedział widząc nas - Dianę i mnie - siedzących na tylnych siedzeniach, tulących się? Wolałby tego nie widzieć. Nie chciałem jej pytać czy nadal z nim jest. Może jest? A może nie? Znowu powróciło uczucie, że bardzo bym chciał by wróciła do mnie.
- Co ty tam w ogóle robiłaś? Do tak późna?
- Powiedzmy, że podziwiałam uroki natury. - Odparła. - Jak tam nagrywanie? - Zmieniła temat, chyba nie chciała o tym rozmawiać.
- Dobrze. - Uśmiechnąłem się. - Słuchaj... Źle z Davidem...
- To znaczy...?
- Ktoś go dzisiaj nieźle stłukł. Skończyliśmy nagrywać po 23:00 i wróciliśmy do hotelu. Tam go znalazłem, został przywieziony przez jakiegoś gościa. Odstawiłem go do pokoju i poszedłem cię szukać... Ale cię nie było...
- A po co mnie szukałeś o tak późnej porze? - Przerwała mi.
- Myślałem, że będziesz potrafiła go przekonać, żeby coś powiedział. Masz na niego dobry wpływ, a milczy jak grób. Wróćmy do tego co mówiłem wcześniej... - Wziąłem głęboki oddech. - Po tym jak cię nie znalazłem postanowiłem wrócić do swojego pokoju i się trochę kimnąć. Wtedy zadzwoniłaś ty... Byłem padnięty, ale wierz mi... Ten telefon postawił mnie na nogi. - Zaśmiałem się gorzko.
- Mhm, a myślałeś, że gdzie jestem?
- Nie otwierałaś, to myślałem, że albo bierzesz prysznic albo szwendasz się po hotelu... Od razu pomyślałem, że Breana odpada bo wyjechała wraz z żoną Nicka i Jamie'go.
- Wiem. Zostałam sama. - Wysiliła się na uśmiech mimo złego humoru. - Mogę porozmawiać z nim jutro.
- Z kim? - Taa, chyba jeszcze do końca nie wytrzeźwiałem...
- Z Dave'm. - Przewróciła oczami uśmiechając się szyderczo.


- Gdzieś ty był o tej porze? Na spacerze? Wyprułeś z hotelu jak rakieta. - Matt siedział z Nickiem przy recepcji. Prawdopodobnie grali w piłkarzyki.
- Tak, na spacerze. - Objąłem Dianę stojącą obok mnie. - Graliście? - Wskazałem na piłkarzyki.
- Tak. Udało mi się ograć Matta 10:3. - Nick z dumną miną rozłożył się wygodniej na fotelu. - Kiepski z ciebie piłkarz bracie. - Powiedział zaczepnie.
- Daj mi spokój. - Matt prychnął odwracając się ostentacyjnie plecami do przyjaciela na znak obrazy. - I jak było na spacerze? - Zwrócił się do mnie.
- Ciemno. - Nocna historia w pigułce. 
- A tak serio? - Spoważniał.
- A tak serio to Diana się zgubiła i musiałem jechać jej szukać. - Skłamałem, choć coś w tym było...
- Może jej kup mapę? - Mrugnął do niej żartując.
- Widziałeś może Dave'a? - Teraz to ja zapytałem poważnie. 
- Nieee... A co z nim nie tak?
- Nic. Rozumiem, że nie wychodził od siebie z pokoju?
- Jak widać nie.
- Rozegrasz z nami partyjkę? - Do głosu doszedł Nick.
- Przykro mi... Muszę pogadać z moim zwariowanym kuzynem. - Odkaszlnąłem znacząco.
- To ja cię mogę zastąpić. - Diana rozumiejąc mój znak zgłosiła się na ochotnika. 
- Świetnie! - Nick zerwał się z fotela jak pokopany prądem. - Idziecie? - Spytał patrząc na Matta i Dianę.
- Idziemy. - Matt powoli wstał z fotela i wraz z Dianą poszli grać. 
Zatrzymując się na schodach popatrzyłem jeszcze w ich kierunku. Piłkarzyki. Diana i Matt kontra Nick. Ciekawe kto wygra? Pokręciłem głową i ruszyłem przed siebie po schodach. Skoro Matt mówił, że nie widział Dave'a, to znaczy, że musi siedzieć w swoim pokoju. Zapukałem lekko. Nic. Nacisnąłem klamkę, drzwi nie były zamknięte. Wchodząc do pokoju zastałem kuzyna siedzącego na swoim łóżku po turecku. Przed sobą miał karty, prawdopodobnie układał pasjansa. 
- I jak ci idzie? - Chciałem zwrócić jego uwagę na siebie. 
Nie odpowiedział. Wzrok miał nadal wlepiony w te swoje karty.
- Dave... - Wzdychnąłem siadając naprzeciwko niego.
- Zejdź. - Mruknął tak cicho, że ledwie dosłyszałem co powiedział.
- Okay. - Uniosłem ręce w obronnym geście szybko wstając z jego łóżka. - On ci to zrobił? - Wskazałem na jego szyję. - Ten nowy chłopak Harriet? 
- Nie. - Schylił głowę krzywiąc się. Szyja go nadal bolała.
- Powiedz mi prawdę. - Mówiłem spokojnie. - To był on.
- Możemy porozmawiać o tym jutro? Jest już bardzo późno, a ja jestem zmęczony. - Szeptał, jakby się bał, że ktoś go usłyszy i wykorzysta jego słowa przeciwko niemu. 
- Dave... Ja chcę ci pomóc...
- Nie chcę twojej zakichanej pomocy. - Burknął. Nie podnosił głosu, widocznie nie dał rady.
- Stary... - Kucnąłem przyj ego łóżku tak, że udawało mi się patrzyć w jego oczy. - On mógł cię zabić. Z tego co widzę dusił cię... Czym ci to zrobił?
- Paskiem... Moim paskiem... I wiesz co? Dobrze by było jakby to zrobił. Dla kogo mam niby żyć? Dla znęcającego się ojca czy ludzi, których pierwsze co widzę w życiu i już chcą mnie zabić? 
- Spokojnie. 
- Zostaw to. - Syknął widząc jak przesuwam jego karty. - Wyjdź.
- Dave...
- Wyjdź. Natychmiast! - Spojrzał na mnie wściekły.
- Dobranoc... Nie rób głupstw... Jutro porozmawiamy.
- Won! - Gdy stałem już przy drzwiach krzyknął, co go pewnie dużo kosztowało.
Ma rację. Jest już bardzo późno. A właściwie już jest to jutro... Na zewnątrz powoli robiło się jasno. Czas się zdrzemnąć.