sobota, 16 sierpnia 2014

|86|. David

- Hey, widziałeś tą nową fontannę, którą postawili w centrum? - Przyglądałem się Alex'owi.
- To jednak żyjesz! - Ucieszył się będąc jednocześnie złym. - Możesz mi powiedzieć co ci strzeliło do głowy?
- A co mi strzeliło? - Nie miałem zielonego pojęcia o co mu chodzi. - Fontannę widziałeś?
- Jaką znowu fontannę? - Załamał się. - Wiesz w ogóle gdzie jesteś?
- Yyy, w Sheffield?
- W Toronto. - Wstał z krzesła. Dopiero teraz zauważyłem, że leżę na łóżku.
- Co się stało? - Usiadłem rozmasowując tył głowy.
- Nie wiem, ale mi to wyglądało na próbę samobójczą. Na szczęście nie udaną... - Podszedł do mnie pokazując mi jakiś biały pojemnik. - Skąd wziąłeś te leki?
- A to. - Skrzywiłem się, nie wiedziałem od czego zacząć. - Od... Miles'a.
- On ci je dał? - Widziałem, że jest coraz bardziej wściekły.
- Nie... - Uniosłem ręce w obronnym geście. - Proszę cię, tylko się nie denerwuj...
- Jak mam się nie denerwować jak chciałeś się zabić! - Stanął przy oknie wyglądając przez nie. - Pytam jeszcze raz: Jak to zdobyłeś?!
- No... Jak byłem u niego w pokoju to zgarnąłem pierwszą lepszą rzecz z półki...
- Całe szczęście, że to nie były mocniejsze leki... - Potarł dłonią oczy.
- Właśnie szkoda. - Wstałem z łóżka i przeglądnąłem się w lustrze. - Jestem tylko blady i kręci mi się w głowie. - Zerkałem na jego odbicie. Stał tyłem wciąż patrząc przez okno.
- Czy ty w ogóle siebie słyszysz?!
- Niedobrze mi... - Złapałem się za brzuch.
- Dziwisz się?! Wchrzaniłeś prawie całe opakowanie tego syfu!
- To przez nią... - Wymamrotałem podpierając się o pobliską szafkę. - Gdyby mnie nie zostawiła to...
- Chłopie... Jeszcze nie raz cię czekają rozstania... I co? Po każdym się będziesz zabijał?!
- A ty co zrobiłeś jak Diana odeszła?
- Przecież widziałeś w jakim byłem stanie. - Burknął w końcu patrząc na mnie.
- Ale nie... Chodzi mi o to, że gdy cię zostawiła... Gdy pojechała do Włoch. - Wysłowiłem się w końcu. Coraz ciężej mi się oddychało.
- Wpadłem w depresję, ale nie myślałem o samobójstwie. Z tego co widzę, to bierzesz przykład z Miles'a... Tylko, że tamten miał pistolet. - Przeczesał ręką włosy. - Znajdziesz sobie inną, Harriet nie była ciebie warta...
- Kochałem ją! - Przerwałem mu. - Nie rozumiesz?! Kochałem!
- Uspokój się. - Powiedział spokojnie. - Wszystko okey?
- Nie... - Odparłem szczerze. - Jak to wpadłeś w depresję? - Wróciłem do tematu.
- Normalnie. - Wzruszył ramionami. - Zwykle mam mocniejszą psychikę, ale wtedy nie wytrzymałem. Wiesz jak ciężko mnie było wyciągnąć z domu? - Uśmiechnął się do siebie. - Jamie z Matt'em stawali na głowie, żebym zgodził się na jakiś koncert.
- A Nick?
- Nick? On też.
- Ała... - Opadłem na krzesło przy stole.
- Potrzebujesz pomocy?
- Nie! - Czułem jak tracę siły.
- Dave! - Podbiegł, łapiąc mnie przed upadkiem. - Słyszysz mnie?!
- Mhm. - Nie mogłem ustać na nogach.
- Otwórz oczy! - Zaczął mnie z powrotem ciągnąć w stronę łóżka.
- Tato, zostaw mnie...
- To ja... Alex... - Posadził mnie na łóżku. - Twój kuzyn... - Klepał mnie po policzku. - Pamiętasz?
- Taa... Kuzyn... Pamiętam...
- Wzywam pogotowie. - Wyjął telefon i zaczął wystukiwać numer.
- Czekaj. - Złapałem go za nadgarstek. - Nie dzwoń...
Położyłem się. Nie miałem siły wstać.

Graliśmy razem w moim garażu. Ja, Darren i Lucas. Dobrze było znów siedzieć za perkusją. Żaden z nas nie stał na wokalu. Darren był basistą, Lucas grał na gitarze prowadzącej. Dobrze się bawiliśmy, jak zawsze. Nagle zadecydowali, że pójdą do domu. Nie chciałem ich zatrzymywać, było już późno. Wyszli przez bramę garażową zostawiając mnie samego. Nie kusząc losu przeszedłem przez drzwi dzielące garaż z domem. On stał z założonymi rękami na piersi opierając się o ścianę. Obszedłem go wstrzymując oddech. Dobry znak, nic nie mówił. To była cisza przed burzą. Szedł za mną powoli. Zatrzymałem się na korytarzu, i pytając go czy czegoś chce odpowiedział inaczej niż się tego spodziewałem. Uderzył mnie z całej siły w twarz, a gdy upadłem złapał mnie za koszulę klękając przy mnie. Mówił coś, że jestem mu potrzebny. Że powinienem się uczyć. Że źle robię rzucając wszystko dla muzyki. On chciał, żebym był kimś. Chciał, żebym kontynuował naukę w szkole prawniczej. Po co mu to? Rzuciłem to od razu, właściwie po pierwszym roku. Był o to zły. Zawsze chciał mnie ustawić tak jak jemu to odpowiadało. Zamachnął się, żeby znów uderzyć...

- Pan David Turner? - Czyiś nieznany głos obudził mnie z tego koszmaru.
- Tak, to ja. - Otworzyłem oczy czując, jak ktoś świeci mi po nich małą latareczką.
- Wszystko będzie dobrze. - Ratownik zwrócił się do Alexa. - Zareagował na leki w kroplówce.
- Jakie znowu leki? - Spojrzałem na dłoń do której miałem przyczepiony wenflon.
- Kroplówka. - Alex wyjaśnił mi w skrócie. - Dziękuję panom. - Powiedział, gdy ratownicy wychodzili z mojego pokoju.
- Zadzwoniłeś jednak? - Zmieszałem się całym tym cyrkiem. - Po co?
- Okazało się, że masz uczulenie na jakiś tam składnik w tych tabletkach nasennych. Pomijając fakt, że znacznie je przedawkowałeś.
- Nie wyjęli mi wenflonu. - Uniosłem dłoń.
- Szlag! - Chwycił za klamkę. - Zaraz wracam, może ich jeszcze dorwę...
- No...
- Tylko nic nie kombinuj. - Pogroził palcem wychodząc.
- Spadaj.