Nikt nie widział tego co się stało, poza mną i Dave'm. Powoli zbliżała się czwarta rano a cały alkohol, który wypiłem wraz z chłopakami jakby ze mnie uleciał. Dosłownie wyparował. Leżała na sofie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby spała. A ona nie spała... Zemdlała pół godziny temu. Nie chciałem jej budzić. Wiem, że źle robiłem, ale mogłem przynajmniej na nią popatrzyć z bliska... W spokoju. Położyłem na jej dłoni swoją dłoń i czekałem. Po krótkiej chwili postanowiłem ją jednak ocucić.
- Dai... - Potrząsnąłem nią lekko.
- Co się stało... Gdzie ja jestem? - Mruknęła delikatnie kręcąc głową na boki. Usiadła i przeczesała ręką włosy.
- Dobrze się już czujesz? Wszystko gra? - Kucnąłem przed nią odsłaniając dłonią włosy z jej twarzy.
- Sama nie wiem. - Wzdychnęła. - Strasznie słabo się czuję... Kręci mi się w głowie... W dodatku mi niedobrze...
- Spokojnie. - Usiadłem obok niej i objąłem ją ręką. - Jak chcesz to cię zaprowadzę do pokoju, hm?
- Okey. - Wysiliła się na uśmiech. Co prawda słaby... Ale był.
Pomogłem jej wstać i użyczając swojego ramienia jako podpórkę pomogłem wyjść po schodach. Otworzyłem drzwi wcześniej biorąc od niej klucz. Przyglądała mi się jak ścielę jej łóżko, w końcu odwróciłem się z miną triumfatora.
- Gotowe, kładź się.
- Jesteś aniołem. - Powiedziała naprawdę cicho, kładąc się.
- Jakieś specjalne życzenia? - Zapytałem zanim ostatecznie wyszedłem od niej z pokoju.
- Szklanka wody... Można?
- Jasne, zaraz wracam.
Szybkim krokiem zbiegłem na dół gdzie cała zabawa powoli dogasała gdyż zbliżał się ranek. Zauważając wodę na jednym ze stołów poszedłem w kierunku celu.
- Co z nią? - Zapytał David wyłaniając się nie wiadomo skąd.
- Chyba lepiej. - Otworzyłem butelkę i nalałem wody do czystej szklanki.
- Kacyk? - Uśmiechnął się szyderczo.
- A tobie już przeszło? - Odbiłem piłeczkę. - To dla Diany. - Obróciłem się na pięcie i z powrotem zacząłem iść w kierunku schodów.
- Idę z tobą.
- Serio się pytam, lepiej ci już? Patrzyłeś czy masz gorączkę? - Zatrzymałem się na chwilę kładąc dłoń na jego czole. - Stary, ty masz z czterdzieści stopni! - Wystraszyłem się. - Zażyj coś, bo nie chcę cię mieć na sumieniu...
- Żeby to było takie proste...
- Piłeś coś? - Fuknąłem. - Jak mogłeś? Teraz... Kiedy musisz zażywać leki!
- Wesele bez drinka to nie wesele. - Zaśmiał się głupkowato.
- Właź. - Powiedziałem wściekły przepuszczając go w progu.
- Dai, jak tam słońce? Akurat jak mieliśmy tańczyć to fiknęłaś! - David miał zadziwiająco dobry humor.
- Brałeś coś, że tak tryskasz optymizmem? - Zmierzyłem go wzrokiem. - Masz. - Zmieniłem ton na milszy. - Twoja woda.
- Dziękuję. - Diana odebrała ode mnie szklankę pijąc od razu kilka łyków. - Tego mi było trzeba... - Spojrzała na Dave'a. - A co do twojego pytania, to czuję się już lepiej i mogłabym nawet wrócić do zabawy...
- Wykluczone. - Wszedłem jej w słowo. - W takim stanie... Poleż do rana a potem wrócimy do hotelu.
- Zdążysz wytrzeźwieć? - Teraz to ona mierzyła mnie wzrokiem.
- Muszę. - Zaśmiałem się. - Przecież to niedaleko a prawa jazdy nie mam od wczoraj.
- Nie słuchaj go, jeździ jak oszołom. - Wtrącił się David. - Na tym swoim motorze to...
- Motorze? - Przerwała mu. - Masz motor? - Popatrzyła na mnie z uznaniem.
- Mam, tak jak ty. Dostałem od tego skurczybyka. - W tym momencie poczochrałem włosy kuzynowi jak za dawnych lat. - Miles też się dorzucił do prezentu.
- Fajnie. - Znowu się uśmiechnęła, ale tym razem było to bardziej zauważalne.
- No... - Zdjąłem krawat odpinając przy okazji dwa pierwsze guziki koszuli. - Eh... O wiele lepiej... Już dawno miałem to zrobić...
- W krawacie ci do twarzy. - Mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- Mówiłem ci już, że ładnie wyglądasz w tej sukience. Przed kościołem...
- Wtedy gdy się żarliście jak psy? - Ten to zawsze musi wtrącić swoje pięć groszy!
- Tak. - Ja z Dianą burknęliśmy na niego jednocześnie co mi zaimponowało.
- Zostawmy ją już. Niech odpoczywa. - Zarządziłem.
- Nie musicie iść... - Próbowała nas zatrzymać.
- Jak coś to mam pokój obok. Więc gdyby się coś działo to wiesz gdzie mnie szukać. - Zapewniłem.
- Dziękuję.
- Chodź juuuuż. - Kuzyn zaczął się niecierpliwić.
- Idę! - Krzyknąłem do niego bo już stał na korytarzu. - Proszę, odpoczywaj... Oszczędzaj się, dobrze?
- Postaram się. Idź już bo go zaraz rozniesie. - Wrócił jej humor, dobry znak.
- Trzymaj się. - Cmoknąłem ją w policzek zatrzymując się na chwilę przy jej twarzy.
- Romeo, rusz tyłek! - Z tej magicznej chwili musiał mnie wyrwać kuzyn.
Posłałem jej uśmiech zanim zamknąłem za sobą drzwi. Schodząc po schodach Dave bacznie mi się przyglądał.
- Czego? - Zaśmiałem się.
- Wy pasujecie do siebie, mówię ci. I żaden kretyn z RVR nie ma prawa się wtrynżalać w wasze życie. - Powiedział szybko, jakby bał się, że mu przerwę.
- Oj, Dave... Już ci mówiłem, ona jest z nim...
- A jest szczęśliwa? - Nie dawał za wygraną.
- Nie pytałem jej o to, ale...
- Żadnych ale... Chłopie, walcz o nią!
- Nie mam już na to siły... Jak nie ona zwiewa, to ja ją niby zdradzam...
- Niby? Zdradziłeś ją w końcu czy nie, bo ta sytuacja obiła mi się o uszy, ale każdy ma inną wersję.
- Nigdy bym jej nie zdradził!
- To bracie do boju! - Klepnął mnie w ramię.
Tak... On ma rację. Jest o co walczyć. Nie mogę przecież przekreślić tych wszystkich chwil, które były między nami. Kochałem ją, kocham i będę kochał bez względu na wszystko. A to, że się teraz wszystko pogmatwało przez tą Grecję to tylko chwilowy kryzys... Taki przecież jest w każdym związku. Muszę się zmienić. Zmienić tryb życia i podejście do innych.