Poszli. Pytali czy idę z nimi... Odmówiłem. Chciałem zostać sam. Pierwszy raz w życiu dorwał mnie taki... Depresyjny dół psychiczny, o tak to można nazwać. Szedłem jedną z głównych ulic Toronto. Spacerowanie po centrum średnio mnie rozluźniało, ale lepsze to niż siedzenie w pokoju i użalanie się nad sobą. Uniosłem głowę patrząc na kolorowe szyldy wiszące przy wejściach do sklepów. Niewiele myśląc wszedłem do jednego z nich.
- Dzień dobry. - Stanąłem przy ladzie przyglądając się stojącej po drugiej stronie kasjerce.
- Dobry... - Burknęła. - Co podać?
- Papierosy. - Mruknąłem.
- Które? - Wskazała palcem na półkę za nią.
- Yy... - Zakłopotałem się. Boże... Co ja robię?! Przecież nigdy nie wziąłbym tego świństwa do ust! - Które są najmocniejsze? - Zapytałem z zamkniętymi oczami.
- Te. - Zdjęła paczuszkę z półki i pokazała mi ją. - Mogą być?
- Jasne. - Otworzyłem oczy.
Zapłaciłem za nie dość dużo. Alex mnie zabije bo to była jego kasa... To znaczy... Niby mówił, że mogę bez problemów korzystać z jego środków na koncie i dał mi nawet kod do karty, ale... Może nie zauważy niewielkiej zmiany na jego koncie? Wyjąłem jednego z papierosów i włożyłem do ust. Podpaliłem jego koniec zapałką. Przechodzący obok mnie ludzie przyglądali mi się z odrazą. Albo mi się tylko wydawało... Przez te wszystkie conocne koszmary czułem się coraz gorzej... W dodatku Harriet rzuciła mnie dając cienką wymówkę.
"Bo znalazła kogoś lepszego".
Sraty pierdaty, wiem swoje! Od dawna się szlajała z jakimś innym facetem i teraz się łaskawie zdecydowała mi to powiedzieć. Świetnie! To po co przylazła pod hotel, i spotkała się ze mną? Jak taka odważna przez telefon, to czemu nie powiedziała mi tego prosto w twarz? Wkurzony wyrzuciłem niedopałek. Dopiero teraz zauważyłem, jak ja szybko idę. Zwolniłem tempa zauważając jakiś park po mojej lewej. Bezmyślnie ruszyłem w jego stronę. Nagle usłyszałem głośny pisk opon towarzyszący trąbieniu. Instynktownie złapałem się rękami za głowę i stanąłem w miejscu.
- Co pan, do jasnej cholery wyprawia?! - Wrzasnął taksówkarz, który ledwo co wyhamował. - Mogłem pana zabić!
- I dobrze by się stało! - Odparłem nie podnosząc na niego wzroku. Kucnąłem nie ruszając się z miejsca. Wciąż trzymałem się za głowę.
- Samobójca mi się trafił! - Prychnął. - Spadaj młody, puki ci życie miłe... A nie!
- Zejdź ze mnie, okey?! - Wstałem wściekły, patrząc mu prosto w oczy. Byliśmy równego wzrostu. - Moja sprawa co robię z tym swoim zakichanym życiem!
- Bo zadzwonię na policję! - Pogroził gdy zbliżyłem się do niego.
- A dzwoń sobie! - Strąciłem mu czapkę z głowy. - Tylko ciekaw jestem co im powiesz?! - Przyglądałem się jego twarzy. - Co, zatkało?! - Cały czas krzyczałem. - To jedź sobie tą taksóweczką stąd!
- Nie będziesz mi rozkazywał!
- Wal się! - Syknąłem odchodząc od niego. Schowałem ręce do kieszeni kurtki.
Było pochmurno, tylko czekać aż spadnie deszcz. Usiadłem na ławce przy fontannie. Nigdy tu nie byłem, a fontanna wydawała mi się dziwnie znajoma... Tak! To ta z mojego snu! Tylko... Skąd wiedziałem jak ona wygląda? A może ja już tu byłem, tylko tego nie pamiętam?
- Dave? - Jakaś kobieta stanęła obok mnie. - Co ty tu robisz?
- Harriet? - Zauważyłem znajomą twarz. - Siedzę i myślę. Nie można?
- Oczywiście, że można. - Usiadła obok mnie. - Co u ciebie?
- Wszystko w porządku. - Mruknąłem nie patrząc na nią.
- Trzymasz się jakoś?
- Jak widać.
- Musisz być taki cyniczny? Ludzie się na całym świecie rozstają i znajdują kogoś innego...
- Rozumiem. - Odpowiedziałem trochę się uspokajając. Teraz zbierało mi się na płacz. - Jak długo z nim jesteś?
- Od półtora roku...
- Jak to? Przecież my byliśmy razem rok... - Cała ta sytuacja zaczęła mi się wymykać spod kontroli. - To znaczy, że...
- Okłamywałam cię, Dave. - Dokończyła za mnie. - Od dawna miałam się tu przeprowadzić do niego, ale polubiłam cię.
- Co to znaczy "polubiłam" w twoim wykonaniu? - Znowu do głosu doszła złość.
- Traktowałam cię jako swego rodzaju odskocznię. Owszem, potrafisz być miły i w ogóle... Ale jesteś za mało poważny...
- Jak on ma na imię? - Przerwałem jej.
- Drake.
Wstałem z ławki i idąc ścieżką, którą tu przyszedłem usłyszałem wołanie.
- Gdzie idziesz? - Harriet wciąż siedziała przyglądając mi się.
- Wracam... Do... Hotelu. - Uznałem rozmowę za skończoną. Nie chciałem jej już nigdy więcej widzieć.
Tym razem rozglądnąłem się dokładnie przechodząc przez ulicę. Nie zamierzałem mieć powtórki z rozrywki. Zaczynało się już powoli ściemniać. Nie wiedziałem, czy Alex z chłopakami wrócił już, czy nie. Miałem tylko nadzieję, że nie i dalej siedzą w tym swoim studiu. Moją uwagę zwrócił migający szyld jakiegoś baru. Nie miałem nic lepszego do roboty, więc wszedłem do środka. Wnętrze było ciemne, jakby od razu na wejściu zachciało mi się spać. Rozglądnąłem się. Gdzieniegdzie przy stolikach siedziały jakieś typki. Przyglądali mi się... Nie! Mierzyli mnie wzrokiem jak przechodziłem obok nich w kierunku baru. Usiadłem przy ladzie i oparłem ręce o blat. Patrzyłem pusto na to, co lokal ma do zaoferowania, gdy dosiadł się obok mnie jakiś facet.
- Cześć. - Przywitał mnie, jakbyśmy byli starymi znajomymi.
- Znamy się? - Spojrzałem na niego po czym z powrotem wróciłem do czytania menu drinków.
- Możliwe. - Odpowiedział tajemniczo.
-
Bloody Mery. - Zwróciłem się do barmana, nie przejmując się mężczyzną siedzącym obok mnie.
- To samo. - Powiedział zaraz po mnie mój nowy znajomy. - Ty jesteś David, tak? - Usiadł bokiem do lady, tak, że patrzył bezpośrednio na mnie.
- Skąd mnie znasz? - Przeraziłem się, to nie było normalne. - Wybacz, ale widzę cię pierwszy raz na oczy.
- Drake. - Podał mi rękę.
- Jak? - Doskonale słyszałem jego imię. To na pewno był zbieg okoliczności.
- Drake. - Zaśmiał się. - Co? Nigdy nie słyszałeś takiego imienia?
- Słyszałem, słyszałem. - Skrzywiłem się.
Przed nami stanęły identyczne drinki. Napiłem się łyk. Był mocny.
"Raz się żyje" - Pomyślałem, i wypiłem wszystko duszkiem. Odsunąłem od siebie kieliszek i położyłem głowę na rękach wciąż opartych o blat. Przez chwilę myślałem, że to co przed chwilą wypiłem wypali mi przełyk. Zdejmując kurtkę cały czas czułem na sobie spojrzenie Drake'a.
- Co? - Zapytałem zachowując się podobnie jak mój kuzyn.
- Chodź, tu jest głośno. Przy toaletach jest ciszej i jaśniej.
- Chyba cię nie rozumiem. - Pokręciłem głową.
- Pogadać chcę. - Przewrócił oczami.
Poszedłem za nim w kierunku toalet. Stało tam kilku ludzi, ale tylko jeden z nich podszedł do nas. Był ubrany w sweter w kolorze moro, a w ręku trzymał kubek z piwem.
- To o czym chcesz pogadać? - Spytałem. Niespodziewanie zrobiło mi się zimno, więc pocierałem ręce w celu rozgrzania się.
- Chodzi o Harriet.
- Wiedziałem. - Uśmiech zszedł z mojej twarzy. Te trzy słowa wyprowadziły mnie z równowagi.
- Mówiła ci, że z nią jestem? To się pospieszyła, bo ja ci chciałem przekazać tą nowinę...
- Nowinę?! - Krzyknąłem. - Mam gdzieś takie nowiny. - Odwróciłem na pięcie.
- Czekaj. - Chwycił mnie za ramię zatrzymując mnie.
- Na co mam czekać? - Strąciłem jego dłoń z mojego ramienia. - Odwal się ode mnie ty szmaciarzu!
- Bez takich! - Jego kolega zwrócił mi uwagę.
- Mówiłem ci, zaczekaj. - Ponownie złapał mnie za ramię jak chciałem odejść.
- Puszczaj mnie! - Odwróciłem się i przyłożyłem mu z całej siły w twarz.
Drake szybko się zrewanżował. Przydzwonił mi pięścią w nos, a gdy cofał rękę złapałem go za nią i przerzuciłem przez plecy. Szamotaliśmy się chwilę na podłodze. Raz on był u góry, raz ja. Chwycił mnie za gardło i przycumował do podłogi.
- Nie zadziera się ze starszymi szczeniaku. - Jego uścisk był coraz silniejszy.
- Wiem co mam robić! - Wydusiłem ledwo co. Łapałem dłońmi jego rękę i próbowałem się uwolnić.
Kopnąłem go w brzuch, przez co puścił moje gardło. Wywróciłem go i wstałem patrząc na niego z góry. Jego kumpel stanął mi na drodze do wyjścia. Wkurzony popchnąłem go, przez co ten wylał na mnie swoje piwo.
- Łap go! - Drake wydał mu polecenie.
Ten chwycił mnie za bluzkę i pociągnął w stronę zbierającego się z podłogi Drake'a. Na korytarzu było pusto. Byliśmy tam tylko my... W trójkę.
- Nauczę cię porządku! - Wyszeptał mi do ucha.
Zaciągnął mnie do łazienki. Miał więcej siły niż ja... Był starszy. Gdzieś w wieku Alexa. Jego koleżka został na czatach. Wyrwałem mu się i stanąłem jak w pułapce. Za mną stał Drake, a przede mną wisiało duże lustro. Przyglądałem się chwilę swojemu nędznemu odbiciu.
- Słuchaj. - Złapał mnie za kołnierz. - Nigdy się do niej nie zbliżysz... Rozumiesz?! - Wybełkotał mi prosto w twarz. Też był pijany.
- Moja sprawa co będę robił i z kim się spotykał! - Krzyknąłem, a moje echo rozniosło się po łazience.
- Widzę, że do ciebie nie dotarło. - Rzucił mnie na podłogę i rozpiął pasek moich spodni.
- Co ty robisz?! - Zacząłem się szamotać.
- Zamknij jadaczkę! - Docisnął swoją dłoń do moich ust.
Sprawnym ruchem wyjął mój pasek ze szlufek i owinął go wokół mojej szyi. Zaciskał go coraz mocniej, a ja nie mogłem wezwać pomocy.
- Drake, ktoś idzie! - Usłyszałem zbawienny głos jego kolegi.
Wstał ode mnie rzucając mi pasek na klatkę piersiową i zwiał z łazienki grożąc, że to jeszcze nie koniec...