piątek, 19 września 2014

|120|. David

10 LAT PÓŹNIEJ

Spoglądnąłem na zegarek. Alex jak zwykle się spóźnia, a miał mnie odebrać z przystanku i mieliśmy jechać do niego do domu.
Wszyscy byliśmy starsi.
Alex, wraz z ekipą mieli już po 38 lat. 
Śmiałem się do kuzyna, że wkrótce czterdziestka i będzie to musiał jakoś oblać. Taki wiek nie zdarza się dwa razy. W ogóle nic nie dzieje się dwa razy.
Ja mam teraz 32 lata, oraz narzeczoną. Za miesiąc bierzemy ślub, w Londynie - jak sobie obiecaliśmy. Oboje czuliśmy sentyment do tego miasta.
Dlaczego?
Bo tam się poznaliśmy podczas ostatniego koncertu Arctic Monkeys.
Skończyli z karierą trzy lata temu. Czemu tak wcześnie? Zespół do tego czasu liczył już 22 lata, więc uznali, że trzeba odejść z twarzą - będąc w pełnej formie. Owszem, mieli jeszcze wiele pomysłów, ale trzeba ustąpić miejsca młodzikom, którzy chcą się skutecznie wzbić w karierze muzycznej.
Przyjechał.
Nie miał już tego swojego motoru.
Wsiadłem do jego samochodu witając się z nim radośnie. 
Alex'owi przez ostatnie lata niesamowicie poprawił się humor. Wyszedł nawet z nałogów. Nie ćpa i uwaga... Nie pali! Dlaczego? 
Znów to pytanie.
Bo jego żona spodziewa się dziecka.
Na szczęście mojego niesfornego kuzyna będzie to córeczka.
Wraz z żoną Elisabeth postanowili nazwać ją Diana.
Odważnie.
Uznał, że trzeba zmierzyć się z przeszłością prędzej czy później.
Wierzy, że jego córka będzie tak ładna jak Diana.
A jeszcze piękniejsza jak jego obecna żona.
Elisa jest niesamowicie spokojną i ułożoną osobą. Nie wspominając o skromności i dobroci. Istny ideał.
No...
Alex narzekał na nią na początku, że ustawia go do pionu.
Ale to było konieczne.

Miles ożenił się z Adele.
Mają syna Johna. To on ich połączył.
Wiele sobie wyjaśnili przez te lata. 
Ich pociecha ma aktualnie dziewięć lat.
Kane jest zachwycony, że jego syn odziedziczył po nim zapał do muzyki.
Co prawda nie kręci go gitara, ale fortepian.
Młody, uzdolniony.

Charles Alexander, syn Nicka ma obecnie dziesięć lat.
Jest uroczym chłopcem, który uwielbia pomagać.
Zapisał się do wolontariatu i dzięki temu pomaga bezdomnym zwierzakom znaleźć nowy dom.
Czy jest na to za młody?
Nie. Ponieważ pomaga mu w tym ojciec.
Młody lubi też pokopać w piłkę, wraz z wujkiem Jamie'm, którego ten sport niesamowicie ciekawi i odpręża.

Właśnie... Jamie.
Po karierze muzyka zajął się swoją drugą pasją - sportem.
Uwielbia grać w piłkę nożną, czasem nawet nie tylko.
Wspólnie z żoną wychowują Amelię, pięcioletnią ulubienicę Alexa.
Facet jest normalnie w niej zakochany.
Z wzajemnością.
Lubią spędzać ze sobą czas.

I przyszła też kolej na Matta, który niestety ma mniej szczęścia.
Wraz z Breaną nie mogą mieć dzieci.
Trochę byli tym oboje zmartwieni...
Ale już jest dobrze.
Planują w najbliższym czasie adoptować jakieś dziecko.
Przecież tak też można stworzyć rodzinę.

Przez te moje rozmyślania nie zauważyłem jak dojechaliśmy na miejsce.
Alex miał teraz piękny nieduży dom z zadbanym ogrodem.
Przed domem czekała na nas Elisa wraz z Maggie. 
Moją narzeczoną.

czwartek, 18 września 2014

|119|. Alex

Minął tydzień od pogrzebu. Boże, jak to brzmi...
Cały ten tydzień nic się nie odezwałem. Nic. Ani słowem. Siedziałem z oczami wlepionymi w zdjęcia. Nie były robione aż tak dawno. Jeszcze do tego wszystkiego doszedł fakt, że dzisiaj - tak właśnie dzisiaj - minęłyby dwa lata odkąd się poznaliśmy. Uśmiechnąłem się blado na to wspomnienie. Byliśmy młodsi i bardziej nierozgarnięci...
Zamknąłem album, który wydał głuchy plask. To było śmieszne... Żałosne...
Inaczej teraz czułem, nie potrafiłem właściwie interpretować uczuć. Swoich i innych.
Zawiodłem ją. Może gdybym tego nie zrobił, to by nie odeszła? Wtedy byłbym przy niej w tych ostatnich chwilach... A może bym jej pomógł wyzdrowieć?
Pieprzone gdybanie.
Przynajmniej Stephanie mi dała spokój. Rzuciła mnie dla jakiegoś bogatszego fagasa.
I bardzo dobrze.
Na cholerę mi ona.
Na cholerę mi wszyscy.
Miłość jest ślepa.
Miłości właściwie nie ma.
Nim się spostrzegłem, zapisałem całą kartkę. Właśnie z mojej głowy na papier przelała się ballada. Nie miała nawet odrobinki wesołości. Żadnego żartu. Żadnego typowego dla mnie porównania. Była prosta i smutna.
Patrzyłem na te słowa i poczułem jak po policzku spływa powoli ciepła łza.
- Alex? - Usłyszałem cichy głos z przedpokoju. Dave wrócił. - Wszystko w porządku?
Pokiwałem tylko głową. Tak ściskało mnie w gardle, że nie mogłem się odezwać. Koniec kariery, bo chyba zostałem niemy.
Świetnie.
Rzygać mi się chce już tymi wszystkimi koncertami, na których muszę udawać, że wszystko jest w porządku. Za chwilę rozniosłaby się plotka o moich problemach... Nie chciałbym, żeby moje życie prywatne wyciekło do mediów.
Lubiłem prywatność.
Swoje bezpieczeństwo.
- Ej! - Kuzyn pstryknął palcami przed moimi oczami, skutecznie zwracając na siebie uwagę. - Będzie dobrze.
Sam się oszukuje. Też bardzo lubił Dianę. A może nawet kochał? Kochał, nie jak chłopak dziewczynę. Kochał jak najlepszy przyjaciel przyjaciółkę. Wiem po prostu, że nigdy by nikomu nie odebrał partnerki.
A już miałem dla niej pierścionek zaręczynowy.
Oddałem go wczoraj.
Niech ktoś inny go kupi.
I będzie szczęśliwy.
Dla mnie już koniec.
Rozdział w życiu się zamknął, jak nie samo życie.
Najgorsze jest to, że męczą mnie wspomnienia.
Chcę o nich zapomnieć.
Teraz.
Za zawsze.

środa, 17 września 2014

|118|. Diana

Chantell siedzi obok Dai, przy szpitalnym łóżku, mówiąc co z nią zrobi, gdy tylko opuści szpital. Wymienia rzeczy, które chciałaby zrobić, kiedy zimna rzeczywistość wślizgnęła się pomiędzy nie i budzi ją. Prawie pozwoliła się ponieść złudzeniom.
- Gdyby coś mi się stało… - wymamrotała, ale Tell pokręciła głową.
- Nic ci nie będzie.
- Ale gdyby jednak, to proszę… przyjdź z Alex'em na mój grób. - Wyszeptała, a narkotyk który wcześniej podała jej pielęgniarka zaczyna działać.
Zasypia. Lekarze wchodzą do Sali i zabierają śpiącą kobietę. Zaciska zęby i idzie za nimi, by poczekać przed salą operacyjną. Jej długie, brązowe włosy opadają z łóżka i zwisają nad ziemią, kołysząc się.

Po operacji wychodzi lekarz. Chantell czeka, aż z Sali wywiozą przyjaciółkę, jednak tak się nie dzieję. Po minucie podbiega do doktora z najczerniejszymi myślami.
- Co z nią?! – Krzyczy, niemal błagalnie – co z Dai?!
Jednak ten kręci przecząco głową i mówi „niestety”. Mówi to ze smutkiem, najwidoczniej Diana zdążyła już zdobyć sympatię personelu.
- CO?! – Tell krzyczy i wbiega do Sali.
Widzi bladą i zimną twarz Diany, a lekarze myją ręce w małej umywalce i sprzątają. Znów wpada w rozpacz.


Chantell stoi na cmentarzu i modli się nad grobem. Obok niej stoi wysoki mężczyzna w czarnym garniturze, a za nim cała ekipa i przyjaciele Dai. Nawet jej kuzyn się pojawił. Dziewczyna przemawia cichym głosem na temat Dai i jej życia. Wychwala ją, by potem wrzucić jedną, piękną, czerwoną różę. Odchodzi następie i patrzy, jak ludzie wrzucają do środka wiązanki i płatki róż.
- Dziękuję, że przyszedłeś – Wyszeptała do mężczyzny – ona chciałaby tego.

wtorek, 16 września 2014

|117|. Alex

Paliłem już drugiego papierosa w drodze powrotnej ze sklepu. Kupiłem sobie nową paczkę więc mam zapas. Zastanawiam się czy zrobić to co mówił adwokat - zgłosić się na policję z problemem nie mając dowodów. Zamkną mnie najwyżej na chwilę dopóki się coś nie wyjaśni. I już. Stephanie chyba nie wie, że stać mnie na pójście tam. Myśli, że stchórzę więc jest spokojna. Co ona w ogóle myśli? Że choć jej nie kocham to będę ją utrzymywał? Wykluczone. Nie cierpię takiego pasożytnictwa. Masakra.
Zatrzymałem się przy jednym ze sklepów, w którym na wystawie był nasz nowy album. Uśmiechnąłem się pod nosem. To wielki album dla nas. Jest inny niż tamte. Sam nie wiem czym się różni, ale mam wrażenie, że odstaje od innych i tyle. Nachyliłem się bliżej szyby, żeby widzieć okładkę. Nagle ktoś szturchnął mnie w ramię.
- Nie wierzę... - Powiedziała dziewczyna. - Tyle co kupiłam waszą płytę a tu proszę...
- Kupiłaś naszą płytę? - Uniosłem brwi, jakby to było dziwne. Przecież ktoś zawsze je kupował, w dużych ilościach, ale nigdy się nie zastanawiałem nad tym.
- Mogłabym prosić o autograf? - Uśmiechnęła się szeroko.
- Nie mam czym napisać. - Mruknąłem spoglądając na siatkę zakupów trzymaną w jednej ręce i na puszkę coli w drugiej.
- A zdjęcie? - Nie dawała za wygraną.
- Spoko. - Wzruszyłem obojętnie ramionami. Wciąż moje myśli zajmowała ta sprawa z Stephanie.
Dziewczyna zatrzymała jakiegoś idącego mężczyznę na ulicy i poprosiła go o zrobienie zdjęcia. Była skromna i zwyczajna. To mi się najbardziej w niej podobało. Gdy odebrała telefon od tego faceta poprosiłem, żeby pokazała zdjęcie. Nie wiem czemu ale przyszło mi coś do głowy.
- Bardzo chcesz ten autograf? - Zapytałem.
- Chciałabym, ale to nie możliwe.
- Możliwe. Mieszkasz w Sheffield?
- Tak. - Na jej twarzy zauważyłem cień nadziei.
- To umówmy się tak. - Zamyśliłem się na chwilę. - Dasz mi ten album a do jutra skołuję ci autografy od nas wszystkich.
- Naprawdę? - Wytrzeszczyła oczy nie dowierzając.
- Dla mnie to w sumie żaden problem. Wiesz, dość rzadko spotykam fanów.
- Czemu?
- Unikam ich. - Zaśmiałem się. - To się robi na dłuższą metę męczące...
- Rozumiem. - Wyjęła czarne opakowanie w środku z płytą.
- Jak coś to jutro w tym samym miejscu. - Odebrałem od niej rzecz.
- A o której?
- Może o siedemnastej. Okay?
- Okay.
- Jakiś kontakt jeszcze poproszę do ciebie. W razie czego, gdyby mi coś wypadło.
Podała mi swój numer telefonu i po krótkiej rozmowie rozstaliśmy się. Zgarnąłem zakupy z chodnika i poszedłem do domu.

- Nie ma cię, i nie ma! - Powiedział Dave gdy tylko wszedłem do mieszkania. - Mam nadzieję, że chociaż masz moją czekoladę?
- Mam. - Czułem się jakby prześwietlał moją siatkę. - Znajdź sobie. - Postawiłem zakupy na blacie w kuchni i poszedłem do sypialni w celu znalezienia jakiejś innej koszuli. Zapomniałem po prostu, że tą nosiłem już kilka dni. Sklerotyk.
- A co to? Kupiłeś swoją własną płytę? - Dave widocznie znalazł to czego nie miał znaleźć.
- Tak. - Postanowiłem go wrobić.
- Aha, kumam. Napędzanie gospodarki poprzez kupowanie własnych produktów. - Zaśmiał się. - a tak szczerze, to wszystko z tobą w porządku?
- Jak największym. - Przebrałem się i poszedłem do niego do kuchni. - To nie moje.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że mnie wrabiasz! - Triumfował, że nie dał się do końca nabrać. - A czyje to?
- Takiej dziewczyny. Obiecałem jej do jutra autografy. - Wyjąłem ze zmywarki szklankę i nalałem do niej wody.
- Wow. Stephanie ma się czuć zagrożona? - Zażartował.
- Nie mów mi o niej. - Przewróciłem oczami. - Masz może jakiś pomysł co dzisiaj zjemy na obiad?
- Pff, ty byłeś w sklepie. - Żeby się wymigać wyszedł z kuchni i położył się na sofie w salonie. - Wiesz, Miles przysłał mi sms'a ze zdjęciem z wesela Matta?
- I co w tym dziwnego?
- Dopiero teraz zauważyłem, że miał wtedy obrączkę...
- Jak to? - Przerwałem mu. - To niemożliwe.
- Sam zobacz.
Podszedłem do kuzyna, a on wręczył mi telefon. Przyjrzałem się dokładnie zdjęciu. Faktycznie...
- Gracie jutro? - Spytałem na chwilę zbaczając z tematu.
- Tak. Ale nie o to chodzi... Myślisz, że on coś przed nami ukrywa?
- Nie sądzę. - Oddałem mu komórkę. - Nigdy nie widziałem, żeby nosił obrączkę... Może ubiera ją tylko na jakieś okazje? Wiesz, w sensie, że jest fałszywa?
- Muszę go jutro zapytać. - Przyglądnął mi się. - A ty?
- Co ja?
- No wiesz... Stephanie...
- Aaa... - Machnąłem ręką. - Jutro jak oddam tej dziewczynie płytę to zaraz po spotkaniu pójdę na policję.
- Jak coś to stoimy za tobą murem.
- Dzięki.

poniedziałek, 15 września 2014

|116|. David

Pierwszy ważny egzamin z prawa. Ja w garniturze, w którym średnio lubiłem chodzić. Siedziałem w ławce, a przede mną leżały tylko kartki i dwa czarne długopisy. Jeden wiadomo, w zapasie. Podany temat był trudny. Z trudnością odczytałem go z wielkiej tablicy wiszącej w sali wykładowej. W ogóle sala wykładowa przypominała kształtem jakiś... Parlament? Była półokrągła. Wziąłem długopis do ręki i zacząłem pisać. Pierwsze zdania jakoś poszły. Usłyszałem jak ktoś szepcze w moim kierunku. Odwróciłem lekko głowę patrząc w lewo. Mój kumpel ze studiów czekał na jakąś podpowiedź z mojej strony. Szepnąłem do niego konspiracyjnie, że sam nie mam pojęcia co napisać. Wtedy rozległ się donośny głos profesora. Stanął na wprost mnie i powiedział: "I co teraz Turner? Przez ciebie wszyscy muszą przerwać pisanie. Egzamin odwołany!". Widząc spojrzenia innych szybko zareagowałem i zatrzymałem już odchodzącego profesora. Wytłumaczyłem wszystko, wziąłem winę na siebie. Dzięki temu inni mogli kontynuować pisanie. Ja niestety musiałem się pożegnać z tą okazją... Z tą przepustką do prawniczego świata - oczywiście gdybym zdał. A byłem przygotowany. Zasmucony wyszedłem z sali zamykając za sobą drzwi. W korytarzu siedział ojciec z matką. Byli tak samo podenerwowani jak ja. Ojciec chyba bardziej, bo dzień przed egzaminem nieźle przetrzepał mi skórę. Powiedziałem im, że zostałem wyrzucony na co on się wściekł. Zaczął mnie szarpać na oczach innych rodziców, lub partnerów piszących. Matka pociągnęła go za rękaw marynarki, żeby się uspokoił. Wiedziałem, że jak wrócę do domu to czeka mnie lanie. Świetnie! Mimo tego, że byłem już dorosły nie miałem jak uciec od niego. Nie miałem pracy, pieniędzy... Przyjaciół. Przez niego nie miałem nic. Przyjechaliśmy do domu. Wysiadłem szybko z samochodu i zwiałem na górne piętro gdzie znajdował się mój pokój. Trzasnąłem za sobą drzwiami i wściekły kopnąłem szafkę nocną stojącą przy łóżku. Przez tego kretyna, który poprosił o pomoc akurat mnie nie miałem szansy napisać egzaminu. Idiota! Słyszałem jak rodzice weszli do środka. Ojciec, mimo tego, że był szczupły wchodził po schodach ciężkimi krokami. Wpadł do mojego pokoju i chwycił mnie za koszulę. Krzyczał coś o tym, że go zawiodłem, że jestem beznadziejny, do niczego. Uderzył mnie z całej siły w twarz. Próbowałem się bronić, ale...

- Dave! - Obudził mnie krzyk dochodzący z kuchni.
Ponieważ odkąd się wprowadziłem do Alexa na stałe spałem w salonie, to wystarczyło, że podniosłem się z sofy i spojrzałem w kierunku aneksu.
- Czego się drzesz? - Wściekłem się, ale z drugiej strony byłem mu wdzięczny, za przerwanie mojego koszmaru. Właśnie... A już miałem od nich spokój. Znowu wróciły.
- Ja już dłużej nie wytrzymam... - Opierał się tyłem o blat. Był cały roztrzęsiony a w ręce trzymał papierosa.
- Alex... Już ci tyle razy mówiłem, że dasz radę. Zobacz... Wytrzymałeś już ponad dwa tygodnie. Jesteś czysty jak łza, nic nie brałeś i w ogóle...
- Ale ja nie wytrzymam!
I tam było co rano. Inni o tym nie wiedzieli. Przyjaciele z zespołu nawet nie mieli pojęcia co mój kuzyn wyprawia za ich plecami. Oni widzieli go jako opanowanego i zdającego sobie z wszystkiego sprawę kolesia. Ja niestety widziałem prawdziwy obraz. Taki jakby za kulisami jego opanowania. Serio Matt, Jamie i Nick myśleli, że Alex rzucił narkotyki od taki i jest od uzależniony? Nie. To był ciężki proces, który pokazywał jak mocny jest jego charakter. Wiem, że jest z siebie dumny, że tyle wytrzymał. Chociaż codziennie powtarzała się ta sama śpiewka.
- Zażyj coś na uspokojenie. - Mruknąłem i schowałem głowę pod poduszkę.
- Co ci? - Zainteresował się.
- Koszmary. - To jedno słowo wystarczyło, żeby opisać mój stan.
- Przecież już...
- Tak, wiem! Już ich nie było... Ale są! - Przerwałem mu.
- Mówiłeś o tym swojej dziewczynie? - Zapytał zaczepnie.
- Ona nie jest moją dziewczyną! Jeszcze...
- Oj weź... Łazicie razem to tu, to tam... I nie jest twoją dziewczyną? Powiedz chociaż jak ma na imię?
- Lauren. - Burknąłem wstając z sofy i idąc do niego do kuchni.
- Ładnie. - Przyglądnął się co robię. - Wiesz, że kawa z rana jest nie zdrowa?
- Zejdź ze mnie, dobra? Odezwał się... specjalista od zdrowego trybu życia.
- To nie moja wina, że ćpałem. - Prychnął i zaglądnął do szafki. - Nie wiesz gdzie jest herbata?
- Skończyła się. - Wziąłem kubek gorącej, świeżo zmielonej przez ekspres kawy i usiadłem na krześle.
- Dave... - Popatrzył na mnie błagalnie.
- Nie, nie pójdę do sklepu. - Przejrzałem go. - Powiedz lepiej jak tam twoja wczorajsza rozmowa z adwokatem?
- Dobrze. Dał mi kilka wytycznych co mam robić, żeby było okay. Popatrz... Na śmierć zapomniałem, że mam w domu niedoszłego prawnika.
- Przestań! Nie poruszaj przy mnie tego tematu. - Napiłem się łyka kawy. Skrzywiłem się po chwili, bo nie posłodziłem.
- Dobra, dobra... - Uniósł ręce w obronnym geście. - To ja pójdę po herbatę. - Wyszedł z kuchni.
- Kupisz mi coś po drodze? - Słyszałem jak już zapina kurtkę.
- Eh... No. A co chcesz?
- Czekoladę. Ponoć poprawia humor. - Uśmiechnąłem się do siebie.
- Zgrubniesz. - Parsknął śmiechem i wyszedł.
Zostałem sam. Usłyszałem jak przychodzi sms na mój telefon. Wstałem z krzesła zostawiając kubek na blacie. Otwierając wiadomości poprawił mi się humor, nawet bez ingerencji czekolady. Miles wysłał mi zdjęcie z czasów ślubu Matta i Breany, dopisując przy tym "Patrz co znalazłem, nie zapomnij o jutrzejszym występie".

niedziela, 14 września 2014

|115|. Matt

Kula powoli toczyła się po zielonym materiale, stuknęła drugą, zieloną i odbiła się od ścianki. Z satysfakcją widziałem jak zielona kula wpada do otworu. Okrążyłem stół i już miałem się nachylić gdy do pomieszczenia wpadł Alex. Mruknął coś w rodzaju przywitania i opadł na fotel stojący w rogu pokoju.
- Może wody? - Zaproponowałem, był zdyszany jakby przebiegł maraton.
- Chętnie...
Odłożyłem kij bilardowy na stół i podałem mu butelkę z wodą, którą wziąłem ze sobą.
- Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać? - Zapytałem.
- Momencik... - Uniósł palec wskazujący, napił się kilka dużych łyków i oddał mi butelkę. - Wiem po prostu, że masz słabość do tego miejsca.
- Przychodziłem tu z ojcem. - Uśmiechnąłem się na to wspomnienie.
- Zresztą wiesz ile się naszukałem wejścia do tego klubu, czy jakkolwiek to nazwać? Jak zwykle zapomniałem gdzie tu się wchodzi...
- Alex, do rzeczy. - Przerwałem mu.
- Eh, jest problem. - Wzdychnął głośno, trochę nerwowo. - Stephanie skasowała nagranie.
- Co?! - Krzyknąłem, ale zaraz się opanowałem. - Jak do tego doszło?
- Wryła mi się do mieszkania i gdy mnie nie było w salonie dorwała dyktafon.
- Trzeba go było lepiej schować! - Skrzywiłem się. Podobnie jak on opadłem na drugi z foteli. - Załamka, bracie, załamka.
- Wiem. Wczoraj jak byliśmy nad tym jeziorem, to myślałem, że się normalnie skicham!
- Czemu?
- Nie dość, że moi rodzice mieszkają w pobliżu, to jeszcze tam lubią spacerować...
- Aż tak ich nie lubisz? - Powoli odkręciłem zakrętkę butelki.
- Nie o to chodzi. Nie rozmawiałem z ojcem dziesięć lat. I nagle takie "Hej tatuś, bo widzisz... To jest Stephanie i wcześniej była Diana, ale się omal przy niej nie zaćpałem na śmierć".
Oboje zaczęliśmy się z tego śmiać. Szkoda tylko, że Alex stracił dowód. Mogłoby mu to pomóc w uwolnieniu się od tej jędzy. Pasuje o wszystko zapytać adwokata...
- Grasz? - Wskazałem na stół.
- Partyjkę? Mogę. - Potarł dłonie, wstał i zdjął kurtkę. - Jak przegram to stawiam piwo.
- A jak ja przegram? - Czułem podstęp.
- To pomożesz znaleźć adwokata. - Wiedziałem!
- Spoko. - Ustawiłem kule w trójkątnej obręczy.


- Dzień dobry, z tej strony Matt Helders. Chciałem zapytać o poradę prawniczą. - Opierając się o parapet trzymałem w ręce telefon.
- Dzień dobry, był pan umówiony? - Zapewne sekretarka jednego z krawaciarzy.
- Niezupełnie. - Mruknąłem. - Wie pani... Szukam adwokata. Pilnie.
- Rozumiem. Mogę panu polecić Andrew'a Still'a. Aktualnie nie prowadzi żadnej sprawy, ale jest dumą naszej kancelarii. 
- Świetnie! To kiedy można by było się umówić z nim na spotkanie?
- Najwcześniej jutro o 17:00. Mogę panu dać kontakt.
- Jasne, poproszę. - Już wcześniej miałem przygotowaną kartkę i długopis. 
Kobieta podała mi potrzebny telefon do adwokata i miejsce jutrzejszego spotkania. Zarezerwowałem wszystko na nazwisko Alexa.
- Dziękuję, do widzenia. - Rozłączyłem się.
Poszedłem do salonu, w którym siedzieli Breana i Alex. Kumpel opowiadał coś żywo przy tym gestykulując. 
- Załatwione. - Powiedziałem po tym, gdy napotkałem jego pytające spojrzenie. - Że też musiałem przegrać...
- Właśnie opowiadam Breanie jak cię orzeźbiłem w bilarda. - Uśmiechnął się dumny.
- Teraz musisz wygrać z czymś innym. - Usiałem obok żony.
- Wiem. Ale z pomocą twoją i reszty ekipy na pewno dam radę. 
- Nie zapominaj o Davie. On ma praktycznie największy wkład.
- Nie zapominam. - Oburzył się. - Wiem, choć to ty załatwiłeś mi adwokata. Ja nie mam do tego głowy...
- Rozumiem. Zresztą przegrałem zakład więc wiesz... - Zaśmiałem się. 
Spędziliśmy resztę dnia na rozmowach. Na wieczór dołączył do nas Jamie. Nick niestety musiał się zająć synem. Niestety dla nas, bo lubiliśmy być w komplecie. Dobrze, że tą pustkę wypełnił Dave.

sobota, 13 września 2014

|114|. Alex

Sukces. Minęły dwa tygodnie, a ja nie brałem. Nic a nic. Byłem z siebie dumny, miałem dobry humor. Nawet mimo tego, że musiałem być z Stephanie. Obiecałem sobie, że pójdę w końcu na policję z tym. Po tym jak Dave i reszta ekipy doradzili mi, żebym nagrał to co ona mówi. Udało się. Nagranie leży w domu, a ja siedzę teraz w jakiejś knajpce z przyjaciółmi i świętujemy nowo narodzonego synka Nicka. Rodzice dali mu na imię Charles Alexander. Matt został chrzestnym, a mi zostało cieszyć się, że bobas ma drugie imię po mnie. Dave gdzieś wyparował z nową dziewczyną. Mówił, że jadą poza miasto. Niech robią co chcą, są dorośli.
Zobaczyłem z oddali Stephanie. Uśmiechnąłem się do niej udając, że wszystko okay. Weszła do lokalu, pocałowałem ją w policzek - na co wszyscy wytrzeszczyli oczy - i usiadła obok mnie.
- Długo czekacie? - Spytała jakby nigdy nic.
- Nie. - Odpowiedział Jamie. Dobrze, że nie wspomniał o tym, że nie czekaliśmy na nią.
- Gdzie twój kuzyn? - W jej oczach widziałem satysfakcję z powodu jego nieobecności.
- Pojechał gdzieś z dziewczyną poza miasto. - Mruknąłem obojętnie.
- Też pojedźmy. - Pociągnęła mnie za rękaw kurtki.
- Nie da rady. Piłem. - Uniosłem szklankę jeszcze do połowy wypełnioną piwem.
- Ale ja nie piłam a jestem tu samochodem. Podrzucę cię do domu i się przebierzesz. - Zmierzyła mnie wzrokiem. - Nie pojedziesz nad jezioro tak ubrany.
- Masz zamiar jechać do High Green? - Przeraziłem się, tam mieszkali moi rodzice. - Zresztą co ci przeszkadza mój ubiór?
Byłem ubrany jak zwykle - jeansy, koszula i skórzana kurtka.
- Chcę zobaczyć twoje mieszkanie. - Wzięła serwetkę w dłonie i zaczęła ją miąć.
- Nie ma tam nic ciekawego. - Burknąłem.
- Musisz być taki oschły? Chodź, jedziemy. Zaraz się zrobi ciemno i nici z wycieczki! Chooodź! - Ciągnęła mnie za rękaw coraz bardziej.
- Cześć wam. - Westchnąłem żegnając się z przyjaciółmi. Odprowadzili mnie pełnym współczucia spojrzeniem.

- Ile razy nie widzę tych twoich kumpli to stwierdzam, że mało rozmowni są. - Minęliśmy duże centrum handlowe.
- Wiesz, że Sheffield to miasto studenckie? - Chciałem zmienić temat. Jeszcze by mi zaczęła przyjaciół szukać.
- Wiem, dlatego tu jestem. - Zatrzymała się na światłach. - Daleką stąd mieszkasz?
- Nie. Skręć nie w tą, tylko w następną ulicę.
- Mieszkasz w centrum? - Uniosła brwi. - Czadowo.
- No... - Wyjrzałem za szybę. Zerwałem się uderzając przy tym głową w dach nade mną. - Au! - Jęknąłem.
- A tobie co? - Popatrzyła na mnie krzywo.
- Nic, nic. - Powodem mojego zrywu był widok idącego Milesa z Adele. Niesamowite... Nie widziałem ich tak dawno...
- Skoro nic, to czemu się zachowujesz jak...
- Zielone masz. - Przerwałem jej. Po co tłumaczyć jej, że obok samochodu właśnie przeszedł mój kolejny przyjaciel?
Ruszyła samochodem i pojechała według instrukcji.

- Ładnie tu masz. - Zachwyciła się wchodząc do mieszkania.
Zamknąłem za nami drzwi. Jak tu się ubrać nad to jezioro? Wszystkie ciuchy mam praktycznie tego samego pokroju. Uwiesiłem się na drzwiach szafy w sypialni. Swoją drogą pasowałoby zrobić pranie, ale ostatnio nie miałem czasu iść do pralni. Może wyślę Dave'a pod jakimś pretekstem? Wyjąłem jakiś czarny podkoszulek. Jeansów nie miałem zamiaru zmieniać, miałem spodnie tylko z długimi nogawkami. Buty zmieniłam na czarne trampki. Przeglądnąłem się jeszcze w lustrze. Nie przebrałem się zupełnie, ale mam nadzieję, że Stephanie da mi spokój. Wyszedłem z sypialni i poszukałem jej wzrokiem. Siedziała na sofie w ręce trzymając dyktafon.
- Możesz mi powiedzieć, czemu mnie nagrałeś? - Odwróciła się patrząc na mnie.
- Yy, co ja? - Wtopa. Cholera... - Nie wiedziałem, że mam ten dyktafon ze sobą... On się czasami psuje i nagrywa...
- Nie kłam. - Wykonała pewną kombinację przycisków. - Usunęłam to. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy?
Oparłem się plecami o ścianę. Czułem jakby zawalił mi się cały świat. Nie dość, że odkryła co chcę zrobić, to jeszcze pewnie będzie przez to ostrożniejsza. Wstała rzucając urządzenie na stół. Podeszła do mnie i przyglądnęła się przekrzywiając głowę.
- Może być. - Oceniła mój ubiór. - Idziemy?
Starym zwyczajem uwiesiła mi się na szyi i pocałowała w policzek.
- Yhym... - Mruknąłem prawie bezgłośnie.
Po co ją tu przywlokłem?! Musiałem robić wszystko co chciała, żeby na mnie nie doniosła. Miało się to skończyć wraz z dostarczeniem przeze mnie nagrania na komisariat. Niestety, nie udało się.